Przed samym wyjazdem stresowałem się, i to bardzo.
Mając to na myśli, mówię wręcz o atakach paniki. Dostałem propozycję od jednej z osób z Ogniska, by
wziąć udział w Jej Warsztacie. Bardzo się wtedy ucieszyłem, że otrzymałem taką
szansę, nie wiedząc nawet jeszcze, czym jest ten cały warsztat. Gdy dostałem scenariusz do tego Warsztatu, który był
oparty na książce “Mały Książę” przeraziłem się. Miałem wrażenie, że tekstu
jest tak dużo, że normalny człowiek nie jest w ogóle w stanie się go nauczyć.
Czasu było może z tydzień.
Kiedy
zaczynałem czytać ten tekst, a właściwie monologi mojej postaci, czyli akurat
Małego Księcia, łzy same spływały mi po policzkach. Za każdym razem, kiedy
chciałem się douczyć roli przed wyjazdem, płakałem i aż rozpaczałem. Nie tylko
z powodu długości tekstu, ale też z powodu tego, że wyjazd miał pomóc mi w
podjęciu decyzji, czy zostanę w Ognisku.
Trudno
było mi również dokonać wyboru czy jechać, bo na samych zajęciach bywałem
rzadko. Nawet przyznam szczerze, że jak było aktywnie i fajnie, to stresowałem
się za każdym razem, kiedy przychodziła sobota, a z nią zajęcia. Do dzisiaj nie
wiem dlaczego. I sama perspektywa tego, że mam spędzić w Wildze całe 2
tygodnie, przerażała mnie! Nie byłem nawet w stanie się samemu spakować, tak
bardzo mnie to przerastało. Łączyliśmy się na grupie warsztatowej na
messengerze. Była Nas czwórka: Ja, reżyserka - Marta Ostrowska, Pilot - Lena
Lipert i Lis, czyli Sonia Wagner. W trakcie rozmowy padło zdanie - “W Wildze
się nie śpi”. Nie było to straszenie, tylko forma żartu, ale mnie ono
przeraziło, serio… Nie chcę powiedzieć, że zostałem zastraszony, ale jednak
przez to konkretne wydarzenie, stres narastał.
Przed wejściem do ośrodka i pozostaniem tam na całe 2
tygodnie, moja mama powiedziała mi “Pamiętaj, wyznaczaj swoje granice, skoro
potrzebujesz co najmniej 8 godzin snu, żeby funkcjonować, to tyle śpij. Przede
wszystkim wypocznij.” Niby o tym wszystkim wiedziałem, ale i tak nakręcałem
się, jak się potem okazało (ale o tym za chwilę), niepotrzebnie.
Odkładałem walizki w stresie. Witałem się ze
wszystkimi w stresie. Dowiadywałem się nowych rzeczy w stresie, ale tylko pierwszego
dnia. Pierwszy raz poczułem wielką ulgę, jak zostałem
wyczytany do dołączenia do grupy 3, gdzie były dwie osoby z warsztatu, które
już ze mną rozmawiały, dlatego mniej bałem się z nimi pracować. Ogólnie
obawiałem się relacji z nowopoznanymi osobami. Potem okazały się być
przyjaciółmi, od których można się uczyć. W ich gronie chciało się
przebywać. Pod koniec 1 dnia byłem już rozluźniony i wróciłem do
“Prawdziwego Ja”. Mogłem komfortowo rozmawiać ze swoją grupą i innymi
osobami.
Na obozie działo się dużo i było męcząco, przez co
myślałem, że będę spał jak niemowlę, ale ja trzy noce z rzędu nie mogłem
zasnąć. Za trzecim razem, po około godzinie próbowania, uznałem, że czas
poprosić kogoś o pomoc, bo rano nie mogłem wstawać i funkcjonować jak
należy. Na dole, grupa pracowała nad swoim dniem porządkowym,
nie narzekała, robiła to z uśmiechem. Skoro tam byli, to uznałem, że poproszę
ich o pomoc. Poradzili mi, żebym napił się ciepłej wody, zrobił coś
relaksującego, coś co lubię. I tak też zrobiłem, gdy byłem już w pokoju. W
sumie to dzięki nim, udało mi się zasnąć, co prawda była już wtedy godzina 3 i
rano byłem jeszcze bardziej zmęczony, niż przed 2 dniami, ale następnej nocy
wiedziałem co robić i zasnąłem praktycznie od razu.
Był też taki moment, gdzie to nasza grupa musiała
pracować nad dniem porządkowym, czyli dniem, gdzie musieliśmy zorganizować
przebieg obozu. Moja mama mówiła, żebym wyznaczał sobie granice i szedł spać
wtedy, kiedy tego potrzebowałem (a było już wtedy serio późno), ale ja uznałem,
że nie zostawię swojej grupy w potrzebie i specjalnie odjąłem sobie te 2
godzinki snu, żeby tylko jutrzejszy, przez nas organizowany dzień, był jak
najlepszy.
Tak właśnie wpłynął na mnie ten obóz. Byłem gotowy
zmęczyć się bardziej, żeby coś wyszło jak najlepiej, nawet przed 35 innymi
osobami, które dobrze znałem. Ale tak je wszystkie polubiłem, że ich opinia
była dla mnie mega cenna. To właśnie była i jest moja wyznaczona granica. I z
takim założeniem wróciłem z powrotem do domu. Teraz nigdy nie zapomnę o tych
osobach i wspaniałych chwilach, które z nimi spędziłem.
Tak naprawdę dzięki obozowi poznałem prawdziwe
zajęcia. Jak powiedziała Pani Ania Kozłowska “Ty potrzebujesz Ogniska, a Ognisko
potrzebuje Ciebie.”