wtorek, 24 stycznia 2017

Małgorzata Czerwień - Już wszystko jest w porządku


Na początku niczego się nie spodziewałam. Polonista podsunął mi informację o konkursie Szukamy Polskiego Szekspira. Stwierdziłam, że skoro lubię pisać to może warto spróbować. To była moja pierwsza sztuka, więc nie liczyłam na sukces. Miałam spore braki w wiedzy i żadnego doświadczenia w tej sprawie. Podjęłam wyzwanie. Nie myślałam o punktach zwrotnych, czy cechach ukrytych postaci. Wszystko przychodziło podczas pisania.
Nagle wiadomość: Udało się. Jedziesz na obóz z Ogniskiem Teatralnym u Machulskich! Najpierw chyba był szok, radość, a potem trochę się wystraszyłam. Przecież nikogo tam nie znam. Czy dam sobie radę? A jak mnie nie polubią?
Pobyt w Serocku okazał się być poniekąd przełomowy. Wracając do domu wiedziałam już, że będę pisać. Byłam pewna, że nie będę już umiała robić mniej. Zaczęłam więcej od siebie wymagać. Odliczałam dni do październikowego spotkania.
Festiwal Korczak postawił przede mną nowe wyzwania. Był to mój debiut aktorski. Emocje towarzyszące wystawianiu własnej sztuki na deskach Teatru Powszechnego były nie do opisania. Kiedy opadła kurtyna pomyślałam, że to wcale nie musi być koniec.

Dwa tygodnie temu. Sobota.
Podziwiam wschód słońca zza szyby autobusu. Kiedy wchodzę na peron jest już jasno. „Pociąg Expres Intercity Premium do stacji Gdynia Główna, przez stację Warszawa Zachodnia, Warszawa Centralna (…) przyjedzie z opóźnieniem o 30 minut. Za utrudnienia przepraszamy.” Wełniane skarpety w pingwiny i dwie pary rękawiczek już nie pomagają. A mogłam zostać w domu.
Im bliżej Warszawy tym większy odczuwam niepokój. Nie było mnie w Ognisku ponad miesiąc… Czy warto? W ciągu ostatnich tygodni moja chęć do działania była regularnie tłumiona. Wszystko próbowało dać świadectwo bezsensu działania.
Przyjeżdżam 80 minut po czasie. W biegu zostawiam walizkę w mieszkaniu i piję herbatę.
W końcu jestem na Lubelskiej. Wpisuję kod.
Już wszystko jest w porządku. Wiem, że to właściwe miejsce i właściwi ludzie. Od wejścia uderza mnie powietrze gorące od twórczej pracy i jednocześnie przepełnione miłością do siebie nawzajem i do sztuki.
Nie mogłam zostać w domu.

Sobota/Niedziela.
Znów idę na Lubelską. Tym razem pewna.
Kolejne bloki zajęć stawiają przede mną nowe wyzwania. Improwizacje. Przełamuję się i wchodzę na scenę. Praca z kamerą. Nie tylko ja znajduję w Ognisku wszystko czego potrzebuję. Między jednym wyjazdem, a drugim, często gubię zaangażowanie, kreatywność, czy energię, a Ognisko ciągnie mnie naprzód i uzupełnia zapasy paliwa. Reżyseria. Udaje się wyjść poza ramy. Scenariusze. Działamy szybko, mózgi pracują na pełnych obrotach, a w powietrzu czuć twórczą siłę! W końcu osiągamy kondensację najlepszych pomysłów. Tu nie trzeba się bać bycia wyśmianym. Jeśli pojawi się krytyka- to tylko budująca. Poprzeczka jest postawiona wysoko, ale wszyscy się nawzajem motywują i wspierają.
To niewiarygodne, że wystarczy 6 i pół godziny! Wychodzę z masą pomysłów, inspiracji, pełna chęci do kształtowania siebie i swojego środowiska! Nie chcę już siedzieć w domu. Wiem, że muszę tu przyjeżdżać, muszę tworzyć i przekazywać tę energię innym.
Na szczęście niedługo wrócę do tych ludzi, którzy są przepełnieni wrażliwością i halinizmem, patrzą szerzej, czują więcej i chcą zmieniać na lepsze. Nie zgadzają się na bierność, a do tego są niezwykle otwarci. Zaczynam odliczanie. 5… 4…


niedziela, 15 stycznia 2017

Tadeusz Kabicz - Magia świąt



Nie przepadam za świętami. Za zakupowym szaleństwem, za brzęczącymi kolędami i za chwilowymi zrywami filantropii. Nie lubię stresu związanego z kupowaniem prezentów i myśli, że wszechobecna magia świąt skupia się tylko na moim portfelu. Nie lubię, kiedy cały świat krzyczy, że trzeba przeżywać coś głębokiego. Z rodziną. I z uśmiechem na ustach.

Dlatego cieszę się, że wigilia w Ognisku jest czymś więcej niż wymuszonym radosnym świętowaniem. Że wszystkie pokazy pod świąteczną przykrywką kryją w sobie błyskotliwe i trafne komentarze do współczesnego świata. W tym roku nie było inaczej. Kilkanaście grup przygotowało krótkie, ale jakże wdzięczne przedstawienia. I każde z nich dawało do myślenia.
Na przykład musical o wigilijnych potrawach w uroczy sposób pokazał świąteczny przerost formy nad treścią - zazwyczaj świąteczne przygotowania i próba sprostania narzuconym nam oczekiwaniom są tak duże, że nie starcza nam już sił na nic innego.
Historia Jezusa, który przychodzi w święta i na naszych oczach zaczyna czynić cuda, obnażała naszą chciwość i materializm.
Pokaz o kolędnikach-nieudacznikach poruszał temat wypaczonej religijności, która opiera się na powtarzaniu utartych formułek.
A sąd ostateczny nad świętym Mikołajem, który oskarżony zostaje o deprawacje społeczeństwa, przypomina, że każdy medal ma dwie strony. I że warto krytycznie patrzeć na świat.
Zazwyczaj te świąteczne pokazy zupełnie przypadkowo poruszają tak poważne tematy. Pozornie niewinna anegdotka gdzieś między wersami potrafi przemycić bardzo mądrą i aktualną myśl. Trzeba przyznać, że jest w tym coś niezwykłego - co roku w małej sali młodzi ludzie bezlitośnie komentują otaczającą nas rzeczywistość. I właśnie w tych komentarzach zawiera sie dla mnie magia świąt.