poniedziałek, 20 lutego 2017

Karolina Zimoch - To tylko 335 kilometrów



„Hej, mam na imię Karolina, jestem z Opola”.  Później podajesz, który to twój obóz i od ilu lat jesteś związany z Ogniskiem. Właśnie. W jaki sposób osoba nie uczęszczająca na zajęcia do Ogniska, ba(!) nawet nie należąca do żadnej z grup, może być związana z Ogniskiem?  Bo przecież z definicji Ognisko Teatralne jest miejscem gdzie odbywają się zajęcia. A jednak, właśnie wróciłam z mojego pierwszego zimowiska i jestem po 4 obozach. Jak to się stało? Dlaczego?
Opole.  Maj 2013. Teatrownia, opolski oddział Ogniska, założony przez Adama Ciołka (obecnie dyrektor Szkoły Aktorskiej Haliny i Jana Machulskich). To właśnie on podaje mi kartę na obóz i przyrzeka, że to miejsce dla mnie. Trzeba być bardzo pewnym swego, żeby przysięgać 15-latce, że coś będzie jej się podobać. Miał rację, a ja zostałam na dłużej.

Każdy z nas stoi w życiu przed pewnymi wyborami. W naszym wieku bardzo ważny jest wybór ludzi, z którymi przebywamy, mamy przecież szkołę, pełną przeróżnych grupek. Ale to tylko od nas zależy czy będziemy się otaczać ludźmi, którzy rozumieją nas w każdym calu czy ludźmi, którzy na każdym kroku będą ciągnęli w dół. Trzeba bardzo uważać przy ich doborze, bo łatwo się pomylić. I ja wybrałam. To nie było trudne.
Kiedy przyjeżdżasz na obóz, czy zimowisko, nie jesteś pewny co może się tam stać, ale wiesz jedno - czeka cię kilka/kilkanaście dni z niesamowitymi ludźmi. To właśnie ich nawet po kilku godzinach możesz nazwać bliskimi czy przyjaciółmi. Jesteście na siebie skazani 24h na dobę, ale to właśnie można nazwać magią. Otaczasz się ludźmi, którzy w życiu nie popatrzą na ciebie krzywo, którzy chcą dla ciebie dobrze, cieszą się z twojego szczęścia i płaczą kiedy ty płaczesz. Nie dadzą Ci się poddać i dopingują na każdym kroku. Ludzie ci nawet po krótkim czasie stają się tobie tak bliscy, że masz poczucie, że po powrocie nie będziesz w stanie normalnie bez nich funkcjonować. Przecież to z ich uśmiechu, słów, czy po prostu obecności czerpiesz siłę. Taki czas możesz nazwać pewnego rodzaju naładowaniem.
Ale wreszcie przychodzi czas, aby się z rozstać, wszyscy wracają do Warszawy, może i smutni, ale przecież za kilka dni spotkają się na zajęciach. Ja niestety na Lubelską mam równo 335 kilometrów, które uniemożliwiają mi spędzanie weekendów z tak wspaniałymi ludźmi. I tu nasuwa się znowu to frustrujące mnie pytanie: „Czy ja też należę do Ogniska?” Odpowiedź znalazłam na tym zimowisku. Może trochę czasu mi to zajęło, ale śpiewając hymn i trzymając moich przyjaciół za ręce, ze łzami w oczach, po prostu to poczułam. Nie trzeba mieszkać w Warszawie, nie trzeba stawiać się co tydzień na zajęciach. Kiedy załapiesz tego bakcyla i nie myślisz o niczym tylko o tym, aby przez sztukę kształtować siebie i swoje środowisko, to właśnie to. Jesteś Ogniskowiczem!
Jestem z tego dumna, jak nikt inny.  Mam dwie wspaniałe przyjaciółki, które potocznie nazywam moimi siostrami, mam kilku prawdziwych przyjaciół. Właśnie tam 335 kilometrów od mojego domu. To moje miejsce, chociaż tam nie bywam. Tam zostawiłam swoje serduszko i właśnie tam chcę aby biło. Bo przecież chodzi o to, aby dobierać ludzi odpowiednio. Jak już mówiłam trzeba uważać przy doborze. Ja wybrałam. A te 335 km to tylko liczba.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz