niedziela, 12 grudnia 2021

Aleksy Jakubiec - Mafia Ogniskowa

 



 

Czas leci bardzo szybko. Zanim się obejrzałem, z przestraszonego trzynastolatka stałem się dorosłym i pewnym siebie dziewiętnastolatkiem. Pięć lat w Ognisku zmieniło moje spojrzenie na teatr, sztukę oraz na świat. Nie jestem osobą, która wzrusza się na różnych uroczystościach, jednak podczas rozdania tegorocznych dyplomów w środku czułem, że tracę część swojego nastoletniego życia. Ognisko nie było ani łatwym, ani jednocześnie trudnym przeżyciem i nikt z nas tego nigdy nie ukrywał. Zbigniew Herbert wysłał kiedyś list do studentów IV roku aktorstwa Akademii Teatralnej, w którym napisał: „Życzę wam trudnego życia, bo tylko takie jest godne artysty[…]”. Życzę sobie i wszystkim tegorocznym absolwentom trudnego życia. Nic nigdy nie przychodzi łatwo i tylko dzięki ciężkiej pracy jesteśmy w tym, a nie innym miejscu. Zaczynamy nowy etap życia bogatsi o doświadczenia z najpiękniejszego miejsca na świecie, bogatsi o nowe emocje i spostrzeżenia oraz, co najważniejsze, nowe znajomości. Na rozdaniu dyplomów myśleliśmy gdzie będziemy za 20 lat, ale jedna rzecz w naszej wizji przyszłości nie uległa zmianie - będziemy o sobie pamiętali nawzajem. To jest właśnie Mafia Ogniskowa. Rozejdziemy się w różne strony, obierzemy różne kierunki; jedni z nas pozostaną z teatrem do końca, inni tylko hobbystycznie, a jeszcze inni znajdą inne pasje i drogi życiowe. Najważniejszym jednak jest, że kiedy nagle spotkamy się po latach, gdzieś na ulicy, w pracy, w teatrze czy w sklepie i nadal, w dorosłych twarzach, będziemy szukać twarzy dzieci, które kiedyś tak zagubione, dziś są doświadczone przez życie. Spotkamy się i tak jak przed laty znowu rozpalimy ogień teatru w naszych sercach i umysłach. Dobrze jest mieć taką Ogniskową rodzinę. Taką naszą Ogniskową Mafię




piątek, 10 grudnia 2021

Konrad Czapski - Piszę z własnej i nieprzymuszonej woli



Piszę z własnej i nieprzymuszonej woli.

Od odebrania dyplomu minął niespełna miesiąc, a od ostatnich zajęć coś koło dwóch lat. Napisać więc muszę. Ale napisać nie jest łatwo.

Usiadłem przed laptopem bez przygotowania. Pusta głowa, pusty dokument word – nie mam pojęcia, co chcę przekazać. Wiem za to, że moim planem jest zupełny brak planu. Liczę na oryginalną wizję, niewymuszone wspomnienie, zgrabną gawędę pojawiającą się niespodzianie, czyli słowem na coś szczerego, lekkiego, odkrywczego i jak przystało na specyfikę blogów ogniskowych – z morałem! Piękne byłoby to pożegnanie!

Tymczasem jednak siedzę.

Dalej siedzę. Nieskrępowanie. A miałem pisać.

Toteż włączam @OTUMogęwszystko i odpalam po kolei klisze pamięci. Przy odrobinie szczęścia stanę się ofiarą napadowych ataków wzruszenia i nostalgii (w granicach możliwości - łzawej), a wtedy wystarczy tylko spisywać to, co mi w puszce mózgowej zakołacze.

Zaduch nagrzanego Akwarium, echo w Basenowej, zapaszki klatki schodowej na Lubelskiej, miękkotwarda wykładzina z Lustrzanej, foyer w Dramatycznym w „Pekinie”, próby w Dramatycznym na Woli, bufet w Słowackim, skąpany w ultrafiolecie klub 35+, śliskie schody przed wejściem do ośrodka w Pęcławiu…

Coś tam się ruszyło. Powoli wpadam w pętlę analizowania każdego wspomnienia po kolei – efekt uboczny żonglowania kliszami. Muszę to szybko uciąć, bo inaczej niczego nie napiszę, posiedzę przed laptopem jeszcze godzinkę, a potem kawa straci swą moc i po prostu zasnę jak ostatnie bydlę. Trudno jednak walczyć z kliszami.

Wracam po dłuższej przerwie. Kawa przestała działać, ja zaś, żeby nie zasnąć, musiałem snuć się po domu czytając książki ze starymi wpisami. Trochę ludzi mi się przez te kilka lat w Ognisku przewinęło, ba, kilkoro przewija się cały czas. Wspomnienie bierne motywuje do wspominania czynnego – muszę odkurzyć niektórych znajomych. Po napisaniu paru treściwych wiadomości typu „ej w sumie dawaj jakaś zbita” poczułem się nieco raźniej. A na pewno żywiej. Na głośnikach Jacek Kaczmarski z wyczuciem chwili przełącza się na następny utwór. W pokoju roznosi się ochrypłe „marszem przez dżunglę jest nocne pisanie”…

Pora na kontrolny zapis pliku. Oczywiście mam już folder przeznaczony dla Ogniska, a w nim folderek wydzielony na blogi. Ręka sama odpala poprzednie teksty. Teraz żałuję, że nie pisałem ich więcej. Może z tego ulepić morał? Coś o docenianiu Ogniska, wykorzystywaniu szans, pisaniu na bloga… Bez sensu. Znaczy z sensem, ale po prostu zbytnia łopata, a to przecież Ognisko człowieka całe te lata uczuło, że jak mam wybór między łopatą i jakimkolwiek innym, subtelniejszym narzędziem przekazywania myśli, wybór powinien być prosty, oczywisty i, o ironio, łopatologiczny. Ale coś człowieka kusi i gniecie. Może by tak powspominać warsztaty i zawrzeć trochę rozgrzewających i protekcjonalnych rad dla młodszych Ogniskowiczów…

Mógłbym, jak inni, gąszcz pociąć maczetą,
Szlak turystyczny odsprzedać gazetom,
Zastrzec, że pierwszy tu byłem, a przeto
Mnie się zaszczyty należą.
Ale jest większą zasługą i siłą
Tam dotrzeć, gdzie się nikomu nie śniło,
Nie pokrzywdziwszy niczego, co żyło

Wtrąca się Jacek. Bardzo ryzykownie zresztą, bo prawie ukuł tymi siedmioma wersami jakiś morał. Wtedy to cały koncept mojego wpisu zapadłby się pod własną nieudolnością i musiałbym zaczynać od początku. Druga w nocy. Zaczynanie od początku więc odpada.

Chociaż, jak sobie przypominam, podczas obozów chodziło się spać jeszcze później, więc w zasadzie nie powinien to być problem, a raczej melancholijny symbol mojej ostatniej ogniskowej nocnej pracy, dla wzniosłości chwili powiedzmy – próby generalnej! Ale wzniosłość chwili to jedno, a uderzeniowe ilości melatoniny – drugie. Mój pokój nie posiada zdolności energetyzujących, jakimi charakteryzowały się przestrzenie w Wildze i Pęcławiu.

Marszem przez dżunglę jest nocne pisanie!

Powieki kleją się jak sok tropikalnego owocu. Może i wypada już kończyć… Muszę być wypoczęty, jutro przecież spotykam się z Jankiem i Beniem, mamy myśleć nad kolejnym scenariuszem.

Na wszelki wypadek klikam kilka razy ctrl+s. Naprawdę szkoda by było, gdyby mi to wszystko przepadło.

Blog ukończyłem, wiarę ustrzegłem. Można spać z czystym sumieniem.

W pokoju już nie słychać klikania klawiatury, tylko Jacek Kaczmarski mi przez głośnik śpiewa do poduszki.

Szukam więc dalej i błądzę za sensem,
Własne poprawiam notatki zbyt gęste

(…)

Ale opłaca się trud eremity:
Wreszcie odkrywam skarb w dżungli ukryty

(…)

Patrzę na zdobycz człowieczych pokoleń
Czując, jak pot mi się rzęsi na czole,
Bo widzę po całonocnym mozole
Mapę kolejnej wyprawy.

Konrad M. B. Czapski (z gościnnym występem Jacka Kaczmarskiego)