wtorek, 8 października 2019

Małgorzata Czerwień - Tu sobie pozwalam




Przez cały dzień nie mrugam. Maksymalna czujność na otoczenie i chłonność, jakbym oddychała wszystkimi skrawkami ciała – nawet tymi, zaklejonymi srebrną taśmą.

Rano wsiadam do pociągu wypełniona myślą „ależ ja za tym tęskniłam!”. Podróż przebiega przewidywalnie, chociaż mam przeczucia, że to nie będzie „zwykły” (gdyby którykolwiek można było takim nazwać) przyjazd do Ogniska. Mamy zagrać na rozpoczęciu roku sztukę przygotowaną na obozie. Nie stresuję się, tylko w przerwach od cieszenia się samotną wyprawą, nie mogę się doczekać spotkania z moją grupą. Od kiedy ostatnio widzieliśmy się w Wildze lekko rozmyci przez łzy wzruszeń, minęły trzy miesiące, ale próbę zaczynamy, jakby poprzednia była dzień wcześniej. Zamyślam się trochę, bo wydaje mi się to być niemożliwe. Przecież tak dużo się przez ten czas zdarzyło, tyle się we mnie zmieniło, w nich pewnie też, a jednak wszystko między nami dalej działa. Kiedy Maciek spontanicznie podejmuje się roli w niespodziance przychodzi mi do głowy, że to  zdarza się dzięki ufności, którą się wzajemnie obdarzamy. Zakładając, że każdy będzie chciał dać z siebie wszystko tworzymy przestrzeń, w której to jest możliwe. I zyskujemy niewiarygodną łatwość działania, zwierzania się i wzruszania. Podsumowując dzień stwierdzam, że najtrudniejsze było zmycie charakteryzacji, jakby żal było wracać do codzienności.

Przyglądam się twarzom, które już dobrze znam, widziałam je w różnych makijażach na scenie, drżące różnymi emocjami za kulisami... Na rzeczywistość nakłada mi się kolorowa kalejdoskopowa projekcja pięknych wspomnień, które razem zrobiliśmy i co chwilę rozbłyskam uśmiechem na widok kolejnych Ogniskowiczów. Obserwuję odbierających dyplomy i nie dowierzam, że miałam szczęście poznać tyle niesamowitych osób. Spotykam instruktorów, których wskazówki na zajęciach, czy gdzieś-przy-okazji, stały się wspominanymi często drogowskazami i po raz kolejny tego dnia myślę, że jestem wdzięczna. Mrużąc oczy od reflektorów próbuję dojrzeć twarze tych, którzy ogniskową przygodę dopiero zaczynają. Zazdroszczę im ilości wrażeń,  która przed nimi i nie mogę się doczekać okazji, żeby zobaczyć, jakie cuda się zadzieją, gdy to oni wejdą na scenę. Wspominam swoje pierwsze rozpoczęcie i to jak trzęsłam się za kulisami Teatru Powszechnego. Wydaje mi się, że ktoś wtedy też czekał na to, co uda mi się z siebie wydobyć, bo gdyby tak nie było, nie wracałabym.

Dzisiaj już mogę powiedzieć, że wracam. Kiedyś wszystkie podróże do Warszawy były dla mnie wymykaniem się, najpierw z codzienności, z którą próbowałam się siłować nie zauważając, że można ją twórczo wykorzystać. Potem wymykaniem się cichutko z tego świata, którego bardzo długo chciałam stać się częścią - przed każdymi zajęciami bałam się, że nie dam rady, a po zajęciach, żałowałam, że któryś ze swoich pomysłów zostawiłam w środku niewypowiedziany, nie dając mu szansy zadziałania. Teraz dwukrotnie wracam do miejsc, na które mam wpływ i w których daję coś z siebie. Nie chcę już, żeby pociąg powrotny się spóźnił. Wiem, że nie będziemy siedzieć w jednej sali i klaskać wiecznie i zupełnie mnie to nie smuci, chociaż  to, co się dzieje jest niesamowite.  Najważniejsze wydaje mi się być to, że po wszystkim, pełni twórczej energii nie zatrzymujemy się. Kiedy Zuzia Falkowska w swojej opowieści wspomina o pokochaniu pokonywania przeszkód, którego uczy nas Pani Halina, uświadamiam sobie, że na obozie odkryłam w sobie potrzebę podejmowania wyzwań, a to już chyba blisko do znalezienia tej miłości. Tej, bez której można żyć, ale czy takiego życia chcemy?

Czuję, że tu sobie pozwalam. Przede wszystkim po prostu być. Chłonąć, przeżywać. Pozwalam sobie swobodnie być sobą. I być szczęśliwa, spokojna i podekscytowana jednocześnie, spełniona. Pozwalam się zaskakiwać. Pozwalając sobie chciałabym też pozwalać innym. Pani Ania zaprasza nas wszystkich na scenę, żeby rozpocząć rok szkolny. Chciałabym, żeby ci, którzy są tu po raz pierwszy oglądając nasze sztuki, pokrzepiające uśmiechy, łzy spełnienia, czy wspólne ustawianie scenografii, poczuli, że też mogą sobie pozwolić.

Teraz zamykam oczy. Jadę pociągiem i czuję się jak na obrazie Hoppera. Jednak na chwilkę się wymykam obu tym światom i układam myśli – jak książki na półce. Zaznaczam najważniejsze strony i cytaty, żeby z łatwością odnaleźć je w pamięci, kiedy będą mi potrzebne. Wiem, że kiedy podniosę powieki będę gotowa chłonąć i pisać kolejne ważne momenty. Ognisko niezaprzeczalnie jest inspiracją, ale książek, w których sami jesteśmy bohaterami i dokonujemy rzeczy niemożliwych nikt za nas nie napisze. Życzę wszystkim Ogniskowiczom odnalezienia łatwości pisania sobie kolejnych wyzwań i wspomnień.