sobota, 3 października 2015

Anna Kozłowska – Pożegnanie Bartyckiej


sekretariat Ogniska, 30 września, godz. 21:00

Zmiany. Zmiany. Zmiany. Na początku zaskakują, potem przerażają, wzbudzają utratę stabilności, lęk przed niewiadomym, chęć buntu, wewnętrzny okrzyk: „nie!”, często „nie bo nie”. Potem oswojone dają ożywienie, otwierają głowę, poszerzają horyzonty, prowokują do innych rozwiązań, pokazują nowe przestrzenie możliwości. Stają się siłą napędową do działania. I w końcu pozwalają poczuć się lepiej. Komfort przyzwyczajenia usypia naszą kreatywność. A każda zmiana staje się źródłem nowej energii. Bez zmiany nie ma rozwoju.

W Ognisku przyszedł czas na zmianę siedziby. Pożegnanie Bartyckiej. Miejsca gościnnych naukowców z PAN, którzy znosili naszą artystyczną nadaktywność, wrzawę przez zajęciami i pokazami, gromkie okrzyki powitań, huraganowe śmiechy i oklaski, aktorskie wrzaski, piski, skoki i łomoty oraz ogólny twórczy chaos. Czyli zajęcia teatralne nastolatków.

Tak. Będziemy tęsknić. Za blatem portierni z Panem Mirkiem i niekończącymi się rozmowami, żartami i setką powiedzonek „cześć jak czapka”, „zegarek kupisz, czasu nie”. Za furtką, która nie zawsze chciała się otworzyć. Za widokiem świateł właśnie odjeżdżającego z przystanku „108”. Za przystankiem, który cierpliwie chłonął pozajęciowe wrażenia. Za dźwiękiem spadającej w maszynie puszki coli. Za maszyną, która potrafiła zamiast kawy obdarzyć rosołem. Za urokliwym patio z kojącą zielenią i nie działającą fontanną. I za cudownie rozkwitającą w maju magnolią. Za aulą w szale wigilijnych pokazów. I aulą pełną ekscytacji powitań na rozpoczęciach roku, smutku pożegnań na zakończeniach, wzruszeń przy odbieraniu dyplomów i uniesień podczas przyznawania nagrody im. Doroty Wolskiej. Za schodami w kurniku, które były kolejnymi stopniami wtajemniczeń w teatralny świat. Za próbami w „karczmie”. Za ciasnym korytarzykiem, w którym w setkach ciuchów zawsze udawało się w końcu znaleźć własną kurtkę. Lub zadziwiający przedmiot, który natychmiast stawał się niezbędnym rekwizytem. Za kanciapą, w której czekał gotowy do wessania powigilijnych resztek odkurzacz. Za brakiem tlenu w sali żółtej zastępowanego przez obrazy z telewizora. I leciwymi poduszkami, które emitowały przytulność. Za kolorem ścian w zielonej, który uspokajał i drażnił jednocześnie. I kaloryferami, które wbijały się w plecy. Za balkonem w sali niebieskiej, który bywał kulisami i garderobą. I filarem, który ciągle przeszkadzając, kazał pokochać pokonywanie przeszkód. Za drzwiami sali czarnej, które zniosły tysiące gwałtownych szarpnięć i zatrzaskiwań. Za oknami, które się nie otwierały, nie wietrzyły, ale były świadkiem setek warsztatów i pokazów. Za sekretariatem Ogniska, który wyglądał jak magiczny zagracony strych z bajki, gdzie można było znaleźć wszystko, a gdy trzeba było stawał się pokoikiem zwierzeń. Za ulubionymi zakątkami, zaułkami, zakamarkami.

Tak. Będziemy tęsknić. Ale tak samo jak za Osuchowem, Małą Wsią, Jadwisinem… Jak za wszystkimi „naszymi miejscami”, gdzie choć przez chwilę płonęło nasze Ognisko. Ale Ognisko to nie miejsce.

Ognisko to nie ściany. Ani kod pocztowy.

Zmieniamy adres na Lubelską 30/32, ale wszystko co ważne zabieramy ze sobą, bo jest w nas! 

 
sekretariat Ogniska, 30 września, godz. 21:01 - zmiana staje się źródłem nowej energii