sobota, 20 lipca 2024

Tymoteusz Gliszczyński - Obóz zabił we mnie stres

 


            Przed samym wyjazdem stresowałem się, i to bardzo. Mając to na myśli, mówię wręcz o atakach paniki. Dostałem propozycję od jednej z osób z Ogniska, by wziąć udział w Jej Warsztacie. Bardzo się wtedy ucieszyłem, że otrzymałem taką szansę, nie wiedząc nawet jeszcze, czym jest ten cały warsztat. Gdy dostałem scenariusz do tego Warsztatu, który był oparty na książce “Mały Książę” przeraziłem się. Miałem wrażenie, że tekstu jest tak dużo, że normalny człowiek nie jest w ogóle w stanie się go nauczyć. Czasu było może z tydzień. 

            Kiedy zaczynałem czytać ten tekst, a właściwie monologi mojej postaci, czyli akurat Małego Księcia, łzy same spływały mi po policzkach. Za każdym razem, kiedy chciałem się douczyć roli przed wyjazdem, płakałem i aż rozpaczałem. Nie tylko z powodu długości tekstu, ale też z powodu tego, że wyjazd miał pomóc mi w podjęciu decyzji, czy zostanę w Ognisku. 

            Trudno było mi również dokonać wyboru czy jechać, bo na samych zajęciach bywałem rzadko. Nawet przyznam szczerze, że jak było aktywnie i fajnie, to stresowałem się za każdym razem, kiedy przychodziła sobota, a z nią zajęcia. Do dzisiaj nie wiem dlaczego. I sama perspektywa tego, że mam spędzić w Wildze całe 2 tygodnie, przerażała mnie! Nie byłem nawet w stanie się samemu spakować, tak bardzo mnie to przerastało.  Łączyliśmy się na grupie warsztatowej na messengerze. Była Nas czwórka: Ja, reżyserka - Marta Ostrowska, Pilot - Lena Lipert i Lis, czyli Sonia Wagner. W trakcie rozmowy padło zdanie - “W Wildze się nie śpi”. Nie było to straszenie, tylko forma żartu, ale mnie ono przeraziło, serio… Nie chcę powiedzieć, że zostałem zastraszony, ale jednak przez to konkretne wydarzenie, stres narastał.

            Przed wejściem do ośrodka i pozostaniem tam na całe 2 tygodnie, moja mama powiedziała mi “Pamiętaj, wyznaczaj swoje granice, skoro potrzebujesz co najmniej 8 godzin snu, żeby funkcjonować, to tyle śpij. Przede wszystkim wypocznij.” Niby o tym wszystkim wiedziałem, ale i tak nakręcałem się, jak się potem okazało (ale o tym za chwilę), niepotrzebnie.  

            Odkładałem walizki w stresie. Witałem się ze wszystkimi w stresie. Dowiadywałem się nowych rzeczy w stresie, ale tylko pierwszego dnia. Pierwszy raz poczułem wielką ulgę, jak zostałem wyczytany do dołączenia do grupy 3, gdzie były dwie osoby z warsztatu, które już ze mną rozmawiały, dlatego mniej bałem się z nimi pracować. Ogólnie obawiałem się relacji z nowopoznanymi osobami. Potem okazały się być przyjaciółmi, od których można się uczyć. W ich gronie chciało się przebywać. Pod koniec 1 dnia byłem już rozluźniony i wróciłem do “Prawdziwego Ja”. Mogłem komfortowo rozmawiać ze swoją grupą i innymi osobami.  

            Na obozie działo się dużo i było męcząco, przez co myślałem, że będę spał jak niemowlę, ale ja trzy noce z rzędu nie mogłem zasnąć. Za trzecim razem, po około godzinie próbowania, uznałem, że czas poprosić kogoś o pomoc, bo rano nie mogłem wstawać i funkcjonować jak należy.         Na dole, grupa pracowała nad swoim dniem porządkowym, nie narzekała, robiła to z uśmiechem. Skoro tam byli, to uznałem, że poproszę ich o pomoc. Poradzili mi, żebym napił się ciepłej wody, zrobił coś relaksującego, coś co lubię. I tak też zrobiłem, gdy byłem już w pokoju. W sumie to dzięki nim, udało mi się zasnąć, co prawda była już wtedy godzina 3 i rano byłem jeszcze bardziej zmęczony, niż przed 2 dniami, ale następnej nocy wiedziałem co robić i zasnąłem praktycznie od razu. 

            Był też taki moment, gdzie to nasza grupa musiała pracować nad dniem porządkowym, czyli dniem, gdzie musieliśmy zorganizować przebieg obozu. Moja mama mówiła, żebym wyznaczał sobie granice i szedł spać wtedy, kiedy tego potrzebowałem (a było już wtedy serio późno), ale ja uznałem, że nie zostawię swojej grupy w potrzebie i specjalnie odjąłem sobie te 2 godzinki snu, żeby tylko jutrzejszy, przez nas organizowany dzień, był jak najlepszy. 

        Tak właśnie wpłynął na mnie ten obóz. Byłem gotowy zmęczyć się bardziej, żeby coś wyszło jak najlepiej, nawet przed 35 innymi osobami, które dobrze znałem. Ale tak je wszystkie polubiłem, że ich opinia była dla mnie mega cenna. To właśnie była i jest moja wyznaczona granica. I z takim założeniem wróciłem z powrotem do domu. Teraz nigdy nie zapomnę o tych osobach i wspaniałych chwilach, które z nimi spędziłem. 

            Tak naprawdę dzięki obozowi poznałem prawdziwe zajęcia. Jak powiedziała Pani Ania Kozłowska “Ty potrzebujesz Ogniska, a Ognisko potrzebuje Ciebie.”



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz