Nie wiem
jak, ale czuję, że zacząć muszę, więc zacznę od podziękowania.
Teraz pewnie
wyobrażasz sobie mnie jako księdza po dożynkach albo jakiegoś galowego
konferansjera, który zaczyna listę odbiorców podziękowań. Nie, nie, nic z tych rzeczy.
Tak ogólnie. Wszystkim. Wszystkiemu. Za wszystko.
Dziękuję za Festiwal
Języka Polskiego w Szczebrzeszynie!
Skoro udało ci się
tu przebrnąć to włącz wyobraźnię i słuchaj...
Za namiotem obrazek jak z widokówki.
Na drzewach obracają się przywiązane do gałęzi literki ze styropianu. Kawałek
dalej leżaczki (idealne do czytania). Idziesz dalej i teraz to już pewnie nie
uwierzysz. Tu, przemyślnie usytuowany, nad
(jakkolwiek to teraz nie wytrąci ze skupienia) Wieprzem, kolejny namiot.
Kryje pod sobą wygodne kanapy i pufy. Przechodząc czujesz, że musisz legnąć tu
choć na moment. Rzeka płynie, drzewa szumią – po prostu czujesz, że
odpływasz...
No i tak to wyglądało. A to tylko pojedyncze
wspomnienia. Dodaj do tego jeszcze ludzi, książki i przede wszystkim wymiar 3D.
To niesamowite
miejsce wywarło na mnie takie wrażenie, że czułem się tam maleńkim okruszkiem,
ale za to okruszkiem czego? Oczywiście czegoś nienamacalnego i ulotnego, lecz
mocno wierzę, że istotnego i wzbogacającego. Sama przestrzeń popychała do
zainteresowania, poznawania, przemyślenia i działania.
Tak popchnięty jednego dnia
festiwalu udałem się na spotkanie ze wspaniałym pisarzem Eustachym Rylskim. Pan
Rylski okazał się być bardzo interesującą osobą. Słychać było, że to człowiek,
który wszystko ma poukładane i przygotowane. Co wydało mi się zabawne, w
wypowiedzi często powracał do czasów młodości, kiedy to był niesamowitym
kobieciarzem. Ciągle skromnie powtarzał, że uznaje siebie tylko za bardzo
dobrego autora, a do pisarza mu jeszcze daleko. W pewnym momencie ktoś z
publiczności zapytał Pana Rylskiego, czego wymaga od współczesnych pisarzy.
Odpowiedź znów wydała się mu być oczywista. Pisarze według niego powinni się
zająć filozoficznymi pytaniami o życie, śmierć i Boga. Pod koniec wypowiedzi
znów napomniał, że jest tylko autorem, więc przyszło mi na myśl: Zaraz, zaraz.
(z pełnym szacunkiem do Pana Rylskiego) Czy pan aby przez przypadek nie zrzuca
z siebie odpowiedzialności, która ciąży nad pisarzami?
I wtedy zapytałem
natchniony: Czego Pan w takim razie wymaga od siebie? Jaką misję stawia sobie?
Oj. Tu skończyła
się lista przygotowanych odpowiedzi i Pan Rylski zaczął się trochę gubić. Zaraz
jednak ruszył mu z pomocą jakiś pan w garniturze... Chwila! Przecież to kolejny
świetny polski pisarz Wiesław Myśliwski. I wywołałem burzę. Myśliwski próbował
przekonać Rylskiego, że ten w pełni zasługuje na miano pisarza. Rylski bronił
się jak mógł, nazywając siebie jedynie "bardzo dobrym autorem". Cóż
to była za rozmowa! Do kompromisu nie doszło, obaj panowie zatonęli w
argumentach i zabrakło czasu na podliczenie wyników. Wyszedłem z tego spotkania
lekko dumny i lekko zawstydzony, no bo jakby nie patrzeć wprawiłem w zakłopotanie o wiele starszego -
"Bardzo Dobrego Autora" czy Pisarza - nie wiadomo.
Teraz napełniony magią festiwalu
czytam jak szalony (chociaż nie wiem jak czytają szaleni). Myślę sobie jak dużo
mam jeszcze do przeczytania. Ktoś mi pewnie powie, że jeszcze mam czas, młody
jestem. Może i młody, ale jaki głodny! Głodny wrażeń...
Ach! Gdyby dzień
trwał dwa razy dłużej? Ileż bym przeczytał? Ileż obejrzał? I festiwal jeszcze
by trwał?
Więcej już nie powiem, bo sam
odpłynąłem :)