Nigdy niczego
nie napisałem. Jasne, opowiadania w gimnazjum, rozprawki w liceum, raporty na
studiach czy analizy w pracy, ale zawsze z czyjegoś polecenia, nigdy sam z
siebie. Nawet Pani Ania nigdy nie zdołała namówić mnie, żebym napisał wpis na
bloga. Tym bardziej zdumiony jestem, że zainspirowany wpisem tegorocznej
obozowej komendantki chciałem się czymś podzielić i o tym napisać, a po
skończeniu tego wpisu, chciałbym napisać jeszcze dużo więcej.
W Ognisku
spędziłem 6 najważniejszych dotychczas lat mojego życia, w tym najważniejsze
były wyjazdy - letnie obozy i zimowiska. To, jak fantastyczne, niezapomniane i
kształtujące jest to doświadczenie dla każdego Ogniskowicza, nie ulega wątpliwości,
co też wiele razy podkreślane było w innych, podobnych temu wpisach. Od siebie
do tej kaskady pozytywnych emocji mogę dodać jedynie swoją perspektywę –
perspektywę starszego brata.
Mam młodszą
siostrę. Właściwie dwie. I jak w każdym rodzeństwie czasami wydawało mi się, że
to o dwie siostry za dużo. Mimo tego, odkąd poszedłem do Ogniska zawsze
chciałem, żeby obie też tam trafiły, bo wiem jak to miejsce potrafi człowieka ukształtować.
Starsza poszła już dwa lata temu – Iga, lat 14. Czy też teraz, „Lady Wójtowicz”.
W tym roku, jak co roku odkąd napisałem maturę i w konsekwencji nieodwracalnie
się zestarzałem, odwiedziłem oba turnusy letnich warsztatów teatralnych.
Pierwsze odwiedziny przebiegły jak zwykle – byłem u siebie. Wszyscy się znamy i
mniej lub bardziej regularnie widujemy, zarówno uczestnicy jak i instruktorzy,
nic więc szczególnego się nie działo. Oprócz tego, że dzięki Pani Ani po raz
pierwszy od kilku lat mogłem zaśpiewać hymn Ogniska, ale o tym hymnie trzeba
byłoby napisać osobny wpis.
Odwiedziny
drugiego turnusu były dużo ważniejsze – już drugi raz zobaczyłem Igę na obozie.
I zrozumiałem jak na nią Ognisko wpływa jeszcze mocniej niż na mnie i jak
bardzo ją zmienia. I to zmienia tak, jak trzeba. Mogliśmy razem się pośmiać i
wzruszyć, a wszystko w otoczeniu ludzi mniej lub bardziej nam bliskich, wszystkich
jednak bez wątpienia wyjątkowych. Pomyślałem wtedy, że to jest właśnie w
Ognisku najważniejsze. Cały czas działa. Istnieje poza moimi wspomnieniami, i kształtować
będzie przez sztukę kolejne pokolenia młodych ludzi, nie tylko artystów, ale
matematyków, filozofów, dziennikarzy, fizyków, prawników, lekarzy, czy informatyków
i jest lub będzie ważne nie tylko dla mnie, ale także dla grona ludzi, którzy
jeszcze o jego istnieniu nie wiedzą. Trwa nadal i kształci w dobroci i chociaż
jest w stanie pomieścić nieliczną grupę Ogniskowiczów, powoli zmienia świat na
lepsze. I jestem dumny mogąc nazwać instruktorów, którzy się do tego
przyczyniają, moimi kolegami, a nawet najbliższymi przyjaciółmi.
Po powrocie z
obozu Iga czytała rodzicom i mojej drugiej siostrze, Mai, niektóre wpisy ze
swojej pamiątkowej książki. Ktoś napisał o niej „Najlepszy Wójtowicz!!!”. Na co
moja dziesięcioletnia siostra Maja odpowiedziała „Jeszcze zobaczą”.