poniedziałek, 15 lipca 2024

Lena Wróblewska - Wdzięczność

 


Czytając tegoroczną pocztę francuską, natknęłam się na niesamowicie wzruszającą karteczkę. ,,Dziękuję ci za to, że zadbałaś, żebym nie czuła się odrzucona” I choć nie wiem, kto postanowił podzielić się ze mną tym wzruszającym wyznaniem, jestem mu w stanie zapewnić, że uczynił mi to samo. Pojechałam na ten obóz nie spodziewając się zbyt wielkiej odpowiedzialności. Miałam zamiar przede wszystkim dobrze się bawić i odciąć się od realnych problemów. I oczywiście udało się i to. Choć głównie doświadczyłam czegoś zupełnie innego, nowego. Poczułam, że lubię być dla innych, że lubię, kiedy ktoś może na mnie liczyć. 

Na pierwszym apelu nieoczekiwanie usłyszałam, że podczas osiemdziesiątego pierwszego wyjazdu to ja będę próbowała dbać o porządek wilżański. Została mi powierzona część odpowiedzialności za naszą małą obozową społeczność. I taka wieść na początku mnie trochę przeraziła, obawiając się, że kogoś zawiodę. Mimo że wiem, że w większości moje oczekiwania wobec siebie nie były oczekiwane przez innych. Ale w tamtym momencie zaczęłam stopniowo zmieniać swoje nastawienie i myśl przewodnią w głowie. Wielu uczestników było w tym roku tam pierwszy raz. Przypomniałam więc sobie jak ja się czułam wstępując w to grono. Lęk przed odrzuceniem, brakiem sprawczości i poczucia istotności. A jednak doceniono mnie, zobaczono, stworzono. Czternastoletnia Lena doznała skrajnej palety emocji, ale było w niej zrozumienie i wsparcie. I właśnie tę wdzięczność za tamte chwile chciałam, choć innym ludziom, oddać. I mieć nadzieję, że oni uczynią kiedyś tak samo. 

Starałam się więc szerzyć dobro jak mogę. Uśmiechać i śmiać się ile wlezie. Mówić do innych zdrobniale. Być natrętna w przypominaniu o piciu wody. Biegać wokół ośrodka w rytm Duy Lipy. Ustępować, mniej się denerwować (to udało mi się dopiero w drugim tygodniu) i żyć chwilą. Próbować, próbować i jeszcze raz próbować. No i zaczęłam otrzymywać to samo od innych. Nieumyślnie dostałam to, co chciałam podarować. I wreszcie doznałam prawdziwości stwierdzenia, że dobro wraca. Myślę, że pozostałam przy tym sobą. Nadal byłam trochę zrzędliwą i chaotyczną szesnastolatką, ale dzięki innym miałam ambicje być lepsza. Wstawałam niewyspana i uznawałam, że skoro wszyscy tacy jesteśmy, to może przyjemniej będzie również udawać, że spaliśmy. Może śmieszniej będzie żartować jak beztroskie dzieci, nawet jeśli wszyscy mają poważne spojrzenia. Może milej będzie być dla siebie nawzajem miłym. 

Najważniejsze w tym dla mnie jest podkreślenie, że ten obóz nauczył mnie nie tylko zorganizowania, ale również dzielenia się tą organizacją. Tworzenia czegoś razem, a nie przejmowania wszystkiego. Bo choć pozornie drugie wydaje się łatwiejsze, dużo częściej wybieramy pierwsze. Nie trzeba wtedy dbać o to, jak ktoś się czuje i nie trzeba pomagać komuś w dotarciu do celu, bo wszystko zrobię sam. A potem okaże się, że tak się nie da. Zwłaszcza chcąc stworzyć coś ciekawego i wartościowego. Wilga w tym roku nauczyła mnie konsekwentnej współpracy i umiejętności zauważania innych. Bycie dla innych, żeby oni mogli być dla mnie. Pierwszy turnus miał trzydziestu sześciu komendantów.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz