Mój
ogniskowy początek? Pamiętam go dobrze. Był wrzesień 2010 roku. Na ulicę
Bartycką zawędrował wątły pierwszoklasista gimnazjum. Przyszedł na egzamin, pełen
lęków i złych życiowych doświadczeń. Ten nieufny oraz skrępowany licznymi
problemami chłopiec został przyjęty do organizacji, która wydawała mu się
zaledwie kółkiem teatralnym. Dziś ta sama osoba jest już absolwentem Ogniska.
Sam wyreżyserował trzy warsztaty (przedstawienia), nabrał pewności siebie, a
przede wszystkim odnalazł przyjaciół.
Niezwykłość
Ogniska ponownie odkryłem na obozie. Wówczas odbyłem wiele intymnych oraz
trudnych rozmów z pozostałymi uczestnikami. Choć każda rozmowa była niezwykła,
napiętnowana trudnymi doświadczeniami, niemal wszystkie miały identyczny
scenariusz. Na prawie każdym
początku występowało odrzucenie. Główny aktor, zwykle uczeń szkoły podstawowej,
błąkał się pomiędzy agresją świata a brakiem samoakceptacji. Towarzyszyli mu
fałszywi przyjaciele – depresja oraz czasami nałóg. Słyszałem również o planach
samorozwiązania własnego życia. Nagle następował punkt zwrotny – Ognisko. Tu
odmienność stawała się zaletą, a wrażliwość
skarbem. Opromienione teatrem dzieci zawiązywały przyjaźnie. Poprzez sztukę
poznawały i kształtowały siebie oraz swoje środowisko. Tak dojrzewały,
zapomniawszy o
pochmurnej przeszłości.
Dziś
wielu z nich dorosło. Sam przecież stoję u progu pełnoletności. Jednak większość
z naszej wspólnej, ogniskowej rodziny pozostała w organizacji, choć nie
przychodzą już co tydzień na zajęcia. Studiując lub pracując, wciąż patrzą na
świat oczyma fantazji. Oddychają codzienną kulturą, krzewiąc ją w swoim
otoczeniu. Tak właśnie wzrasta myśl Pani Haliny Machulskiej, najpiękniejszy
kwiat wśród idei.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz