Warsztat. Chodził mi po głowie przez ostatni rok, a
teraz nie potrafię sklecić zdania. Wiem doskonale co chciałam nim przekazać,
jednak od razu po premierze tak strasznie nie wiedziałam jakie będą opinie, że
mówiłam wszystko na raz. Chyba najwyższy czas, żeby to uporządkować.
Przez ostatni rok szkolny często stawiałam
się w roli obserwatora moich rówieśników. Nie mogę również ukryć faktu, że
wpłynęły na to w dużym stopniu nasze zajęcia z Jakubem. I wiedziałam już dość
dużo: podejście do nas jako do pokolenia, pewnej nierozłącznej grupy
składającej się z pewnych zametkowanych członów, to że oryginalność już nie jest
oryginalnością, a korporacyjna przyszłość jest równie mocno krytykowana jak
pożądana. Ale to wszystko nie miało dla mnie odpowiednio mocnego bodźca.
Znalazłam go, gdy usłyszałam rozmowę dwóch „humanów” o naszych narodowych
wieszczach. Zauważyłam że każdy z nas, wystarczająco zwykły lub niezwykły by
zostać zaklasyfikowanym do jakiejś szuflady, wie wszystko. Zuchwałość naszych
tez dotyczących jakiejś pasji czy dziedziny, którą wybraliśmy, jest uderzająca.
Jednak bardziej uderzył mnie fakt, że mimo świadomości tego nawyku ja sama nie
umiałabym się go wyzbyć. Kiedy już wiedziałam, co chcę powiedzieć konkretnie,
pozostało pokazać to wystarczająco delikatnie. Ten warsztat można by nazwać
swego rodzaju buntem. Ale tu chodzi głównie o pokazanie, że MY też potrafimy
być świadomi naszej naiwności. I że szansa na znalezienie swojego odrealnienia
wciąż istnieje, chociażby w teatrze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz