wtorek, 28 sierpnia 2018

Filip Wójtowicz - Z lotu brata



Nigdy niczego nie napisałem. Jasne, opowiadania w gimnazjum, rozprawki w liceum, raporty na studiach czy analizy w pracy, ale zawsze z czyjegoś polecenia, nigdy sam z siebie. Nawet Pani Ania nigdy nie zdołała namówić mnie, żebym napisał wpis na bloga. Tym bardziej zdumiony jestem, że zainspirowany wpisem tegorocznej obozowej komendantki chciałem się czymś podzielić i o tym napisać, a po skończeniu tego wpisu, chciałbym napisać jeszcze dużo więcej.
W Ognisku spędziłem 6 najważniejszych dotychczas lat mojego życia, w tym najważniejsze były wyjazdy - letnie obozy i zimowiska. To, jak fantastyczne, niezapomniane i kształtujące jest to doświadczenie dla każdego Ogniskowicza, nie ulega wątpliwości, co też wiele razy podkreślane było w innych, podobnych temu wpisach. Od siebie do tej kaskady pozytywnych emocji mogę dodać jedynie swoją perspektywę – perspektywę starszego brata.
Mam młodszą siostrę. Właściwie dwie. I jak w każdym rodzeństwie czasami wydawało mi się, że to o dwie siostry za dużo. Mimo tego, odkąd poszedłem do Ogniska zawsze chciałem, żeby obie też tam trafiły, bo wiem jak to miejsce potrafi człowieka ukształtować. Starsza poszła już dwa lata temu – Iga, lat 14. Czy też teraz, „Lady Wójtowicz”. W tym roku, jak co roku odkąd napisałem maturę i w konsekwencji nieodwracalnie się zestarzałem, odwiedziłem oba turnusy letnich warsztatów teatralnych. Pierwsze odwiedziny przebiegły jak zwykle – byłem u siebie. Wszyscy się znamy i mniej lub bardziej regularnie widujemy, zarówno uczestnicy jak i instruktorzy, nic więc szczególnego się nie działo. Oprócz tego, że dzięki Pani Ani po raz pierwszy od kilku lat mogłem zaśpiewać hymn Ogniska, ale o tym hymnie trzeba byłoby napisać osobny wpis.
Odwiedziny drugiego turnusu były dużo ważniejsze – już drugi raz zobaczyłem Igę na obozie. I zrozumiałem jak na nią Ognisko wpływa jeszcze mocniej niż na mnie i jak bardzo ją zmienia. I to zmienia tak, jak trzeba. Mogliśmy razem się pośmiać i wzruszyć, a wszystko w otoczeniu ludzi mniej lub bardziej nam bliskich, wszystkich jednak bez wątpienia wyjątkowych. Pomyślałem wtedy, że to jest właśnie w Ognisku najważniejsze. Cały czas działa. Istnieje poza moimi wspomnieniami, i kształtować będzie przez sztukę kolejne pokolenia młodych ludzi, nie tylko artystów, ale matematyków, filozofów, dziennikarzy, fizyków, prawników, lekarzy, czy informatyków i jest lub będzie ważne nie tylko dla mnie, ale także dla grona ludzi, którzy jeszcze o jego istnieniu nie wiedzą. Trwa nadal i kształci w dobroci i chociaż jest w stanie pomieścić nieliczną grupę Ogniskowiczów, powoli zmienia świat na lepsze. I jestem dumny mogąc nazwać instruktorów, którzy się do tego przyczyniają, moimi kolegami, a nawet najbliższymi przyjaciółmi.
Po powrocie z obozu Iga czytała rodzicom i mojej drugiej siostrze, Mai, niektóre wpisy ze swojej pamiątkowej książki. Ktoś napisał o niej „Najlepszy Wójtowicz!!!”. Na co moja dziesięcioletnia siostra Maja odpowiedziała „Jeszcze zobaczą”.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz