niedziela, 26 sierpnia 2018

Marta Szlasa-Rokicka - Nowa perspektywa






Właśnie wróciłam z Wilgi. Ten obóz był jednocześnie taki jak zawsze, twórczy, intensywny, wzruszający, oraz ogniskowo-unikatowy, niepowtarzalny.  Pierwszy raz jednak pełniłam tam zupełnie inną funkcję - instruktorską. I, mimo że nadal jestem głównie Ogniskowiczką, pozwoliło mi to wyklarować sobie kilka kwestii.
 Po pierwsze i najważniejsze, przekazywanie doświadczeń i umiejętności jest SUPER EXTRA. Nie jestem żadnym guru, nie wiem wszystkiego, ale to co dostałam w Ognisku na pewno chcę i mogę nieść dalej. Na początku było to dosyć stresujące, nagle ktoś uznaje, że to ty „wiesz lepiej” i że twój głos ma większą wagę. Bardzo przyjemne dla ego, ale odpowiedzialność, jak na warunki obozowe, duża. Myślę, że sprostałam, pewnie mnóstwo rzeczy można było zrobić lepiej, ale w końcu każdy uczy się na błędach. Na pewno dużo mi dały moje własne obozowe sukcesy i porażki z poprzednich lat. To prawda, że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia - właśnie ćwiczenia, których nie lubiłam podczas zajęć w Ognisku okazały się być najbardziej pomocne podczas pracy z grupą. To chyba trochę jak ze wszystkimi nowymi rolami w życiu - nie wiesz jak będzie, póki cię nie wrzucą na głęboko wodę. Wtedy nie myślisz już o tym, co możesz zepsuć i starasz się po prostu robić swoje. Teraz mogę tylko mieć nadzieję, że uczestnicy moich zajęć coś z nich wynieśli i że to z nimi zostanie.
 Po drugie, ludzie których poznałam są niesamowici. To było jak dwutygodniowe zwiedzanie galerii osobowości i mogę szczerze, bez egzaltacji powiedzieć, że praca z nimi była bardzo wartościowym doświadczeniem. Przez cały ten zachwyt aż chwilami czułam się staro, jak staruszka w parku, która zachwyca się pięknem dziecka na rowerku. Ale serio, moje dzieci na rowerkach były piękne. I czegoś mnie chyba nauczyły – może jeśli jeszcze nie cierpliwości, to przynajmniej tego, że trzeba próbować podchodzić do każdego bardzo indywidualnie. Szukać w nich piękna. Strasznie dziwne uczucie – tęsknić za ludźmi kilka lat młodszymi, z którymi nie miałam (z wyjątkami, oczywiście) relacji kumpelskiej, których nie poznałam na pewno tak dobrze jakbym chciała. Może to przez tę sekciarską, teatralną energię, która buzowała w nas wszystkich, niezależnie od stanowiska.
 Po trzecie, najmniej istotne dla wszechświata i pewnie całkiem istotne dla mnie, dzięki tej „wakacyjnej pracy” uświadomiłam sobie po raz kolejny jak TO (czyli szeroko pojęta ogniskowość, KMT i wszystko co Ogniskiem związane) mnie zmieniło. Cztery lata temu pewnie bym sama siebie nie poznała. Kolejne dziwne doświadczenie, tak jakbym stojąc ciągle w tym samym miejscu znalazła się nagle w zupełnie innym.  Tak czy siak, były to dobre dwa tygodnie.  


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz