Właśnie wróciłam z Wilgi. Ten obóz był jednocześnie
taki jak zawsze, twórczy, intensywny, wzruszający, oraz ogniskowo-unikatowy,
niepowtarzalny. Pierwszy raz jednak
pełniłam tam zupełnie inną funkcję - instruktorską. I, mimo że nadal jestem
głównie Ogniskowiczką, pozwoliło mi to wyklarować sobie kilka kwestii.
Po pierwsze i
najważniejsze, przekazywanie doświadczeń i umiejętności jest SUPER EXTRA. Nie
jestem żadnym guru, nie wiem wszystkiego, ale to co dostałam w Ognisku na pewno
chcę i mogę nieść dalej. Na początku było to dosyć stresujące, nagle ktoś
uznaje, że to ty „wiesz lepiej” i że twój głos ma większą wagę. Bardzo
przyjemne dla ego, ale odpowiedzialność, jak na warunki obozowe, duża. Myślę,
że sprostałam, pewnie mnóstwo rzeczy można było zrobić lepiej, ale w końcu
każdy uczy się na błędach. Na pewno dużo mi dały moje własne obozowe sukcesy i
porażki z poprzednich lat. To prawda, że punkt widzenia zależy od punktu
siedzenia - właśnie ćwiczenia, których nie lubiłam podczas zajęć w Ognisku
okazały się być najbardziej pomocne podczas pracy z grupą. To chyba trochę jak
ze wszystkimi nowymi rolami w życiu - nie wiesz jak będzie, póki cię nie wrzucą
na głęboko wodę. Wtedy nie myślisz już o tym, co możesz zepsuć i starasz się po
prostu robić swoje. Teraz mogę tylko mieć nadzieję, że uczestnicy moich zajęć
coś z nich wynieśli i że to z nimi zostanie.
Po drugie,
ludzie których poznałam są niesamowici. To było jak dwutygodniowe zwiedzanie
galerii osobowości i mogę szczerze, bez egzaltacji powiedzieć, że praca z nimi
była bardzo wartościowym doświadczeniem. Przez cały ten zachwyt aż chwilami
czułam się staro, jak staruszka w parku, która zachwyca się pięknem dziecka na
rowerku. Ale serio, moje dzieci na rowerkach były piękne. I czegoś mnie chyba
nauczyły – może jeśli jeszcze nie cierpliwości, to przynajmniej tego, że trzeba
próbować podchodzić do każdego bardzo indywidualnie. Szukać w nich piękna.
Strasznie dziwne uczucie – tęsknić za ludźmi kilka lat młodszymi, z którymi nie
miałam (z wyjątkami, oczywiście) relacji kumpelskiej, których nie poznałam na
pewno tak dobrze jakbym chciała. Może to przez tę sekciarską, teatralną energię,
która buzowała w nas wszystkich, niezależnie od stanowiska.
Po trzecie,
najmniej istotne dla wszechświata i pewnie całkiem istotne dla mnie, dzięki tej
„wakacyjnej pracy” uświadomiłam sobie po raz kolejny jak TO (czyli szeroko
pojęta ogniskowość, KMT i wszystko co Ogniskiem związane) mnie zmieniło. Cztery
lata temu pewnie bym sama siebie nie poznała. Kolejne dziwne doświadczenie, tak
jakbym stojąc ciągle w tym samym miejscu znalazła się nagle w zupełnie
innym. Tak czy siak, były to dobre dwa
tygodnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz