wtorek, 20 sierpnia 2024

Karol Żytkowicz - Szklane oczy

 


             Minął tydzień odkąd wróciłem z najbardziej kreatywnego miejsca na ziemi. Wilga od trzech lat jest dla mnie stolicą teatru, choć zapewne mieszkańcy nie mają pojęcia jak blisko są od ośrodka, w którym wydarzyło się tyle wspaniałych rzeczy. Jestem pewny, że niektóre inwencje, niespodzianki i warsztaty będę pamiętał do końca życia. Zawsze mocno płakałem kiedy musiałem wracać do domu. Ciche, pełne zieleni miejsce zamienić trzeba na głośną i brudną Warszawę. Jednak teraz było inaczej. Zastanawiałem się dlaczego teraz było inaczej. W końcu to był mój ostatni obóz (matura!). Z sentymentem patrzyłem na każdą rzecz jaką zrobiłem. Pokroju warsztatu jak i ostatniego przebrania na obiad więc dlaczego nie płakałem? Chyba w końcu dotarło do mnie, że to naprawdę chodzi o ludzi. Choć często było to powtarzane najwidoczniej ta myśl musiała we mnie dojrzeć. Zorientowałem się, że bardziej niż za inwencjami będę tęsknił za burzą myśli, która doprowadziła do jakiegoś śmiesznego, porannego tworu. Bardziej niż za niespodziankami będę tęsknił za siedzeniem wspólnie z grupą myśląc co chcemy przekazać i jak to zrobić. W procesie tworzenia warsztatów zawsze najbardziej kochałem próby. Mimo, że czasem stresujące, bo na przykład nie byłem w stanie dobrze pokazać strachu przed duchem. To jednak częściej były przepełnione śmiechem i poczuciem, że naprawdę robi się coś ciekawego. Miejsce do którego będę często wracał myślami tworzyli ludzie. Jak bardzo będę tęsknił za formą obozów to wiem, że bardziej będę tęsknił za Ogniskowiczami. Nie płacze, ponieważ wiem, że z tymi z którymi chcę utrzymywać kontakt będę utrzymywał kontakt. Przynajmniej będę robił wszystko, żeby znajomość wciąż była żywa. Pisząc to nie płaczę, ale mam szklane oczy wiedząc, że coś dużego się jednak kończy. Na twarzy uśmiech - wiedząc, że jeszcze się z tymi pozytywnie zakręconymi ludźmi zobaczę.

 





wtorek, 13 sierpnia 2024

Filip Pardyak - Dziękuję, że jeszcze tu będziecie

 

        


            Wróciliśmy. Nasz dwutygodniowy sen został przerwany przez dalej istniejącą rzeczywistość. Na warsztatach zapomniałem na chwilę o polityce, smutkach życia, szarej codzienności. Moje życie przez ostatni czas opierało się na tworzeniu, ważnych rozmowach, treningu samego siebie i rozwijaniu kreatywności. Po raz ostatni mogłem doświadczyć halinizmu w takim natężeniu. A to zostanie mi na zawsze. Życiowo jestem w momencie zmian - studia, zdany egzamin dojrzałości, decyzję co dalej. Wszyscy poczuliśmy się bardzo dorośli oraz odpowiedzialni za siebie. Podobnie mam w Ognisku, ponieważ poza byciem komendantem na obozie dostałem możliwość poprowadzenia swojej pierwszej grupy instruktorskiej. W obu sytuacjach mógłbym pomyśleć "Wow, jestem taki dojrzały i samowystarczalny". A to fałsz. Ułudne myślenie młodego umysłu, który myśli, że ma wszystko aby zdobywać świat. Bowiem nie ważne co i jak - zawsze najważniejsi są ludzie. Na obozie wydarzyło się dużo sytuacji, na które pomimo moich wielkich starań nie mogłem być przygotowany - jak to w życiu. Gdy sytuacja wydawała się nie do rozwiązania, a ja w moich oczach stawałem się potwornym komendantem i tragicznym instruktorem, na pomoc przychodzili ludzie. Najbardziej ogniskowa rzecz w życiu, czyli pomocna dłoń, współpraca, nie myślenie o sobie i swoim, ale o wspólnym dobru. I na te pomocne dłonie mogłem liczyć na każdym kroku, czy to od starszych bardziej doświadczonych pań instruktorek, które mnie przeprowadziły przez wszystko, co ważne w takiej pracy oraz od moich najlepszych przyjaciół, którzy się pojawiali zawsze gdy ich potrzebowałem. Moi kochani, co mogę zrobić poza napisaniem DZIĘKUJĘ. 

            Podziękowania to moja myśl przewodnia w tym wpisie, gdyż usłyszałem na tym obozie wiele takich słów. Czy to za moją pracę, czy za radę albo nawet za rzeczy, których nie jestem świadomy. W tym słowie ukryte jest wszystko, czyli wdzięczność, życzliwość i docenienie - wszystko, co ogniskowe. Najbardziej dziękuję każdej osobie, która chce przez sztukę poznawać i kształtować siebie i swoje środowisko. Każdemu, który poprzez swoją wrażliwość sprawia, że życie jest lepsze. Dziękuję każdemu, który postanowił, że jeśli on jest w Ognisku to Ognisko jest w nim. Ten obóz pokazał mi, że bez ludzi obok siebie życie nie ma wartości ani sensu. I za to wam wszystkim DZIĘKUJĘ.




poniedziałek, 12 sierpnia 2024

Barbara Danasiewicz - Dostałam w kopercie zielone serce

 


„Nic nie może przecież wiecznie trwać”, a ja bym chciała żeby trwało. Ten rok jest dla mnie rokiem ostatnich i pierwszych razów. Matura. Egzaminy na studia. Łódzka Filmówka. Niestety obóz w Wildze przyszło mi przeżyć po raz ostatni. Gdy dojechałam na miejsce, za bramą ośrodka zostawiłam to co szare, a przed moimi oczami pojawiły się kolory, uśmiechy pięknych ludzi, którzy tak jak ja nie idą nigdy na skróty. Ludzi, którzy słuchają, rozmawiają, wspierają, inspirują siebie nawzajem. Oni mnie ładują każdego dnia swoją energią i pomysłami. Wszyscy przez te dwa tygodnie pracy nad niespodziankami, dniami porządkowymi, sztukami odpalamy wrotki naszej kreatywności, które niosą nas w nieznane odmęty naszej wyobraźni. Zakładamy halinistyczne okulary, które sprawiają, że nie widzimy problemów tylko rozwiązania. Wiążemy buty, by móc skakać przez przeszkody, które kochamy. Przypinamy skrzydła, by stać się orłami, które lecą coraz wyżej. Uczymy się o ciężkiej sztuce porażki, która nas wzmacnia na naszą życiową podróż do Santiago, a może nawet dalej? Jesteśmy ludźmi niesamowicie uprzywilejowanymi. Możemy wyrażać siebie przez sztukę, a na widowni są oczy, które chcą to oglądać. Wystawiłam na tym obozie swoje 2 ostatnie, ale przede wszystkim bardzo osobiste warsztaty. W tej formie udało mi się wyrzucić z siebie pewne bóle, przemyślenia i okazać wdzięczność ludziom, którzy mnie stworzyli. Fala rozmów, które po nich odbyłam dała mi wiele satysfakcji i skłoniła do dalszych przemyśleń, bo Ognisko to nie jestem ja w sztuce, ale ja przez sztukę. W jednym z warsztatów dosłownie oddałam całe swoje serce w listach. Na koniec obozu dostałam kopertę z nowym sercem, które jest zielone i bije w rytm hymnu ogniska. Zaśpiewałam go wczoraj po raz ostatni, z moich oczu wylało się trochę łez, a dusza napełniła się wdzięcznością. Wróciłam i już tęsknie, ale teraz mam siłę i serce, by wsiąść na rower i pojechać przez Łódź na koniec świata.





niedziela, 11 sierpnia 2024

Zofia Tyszkiewicz - Na koniec zostaje wdzięczność


Pożegnania są zawsze najtrudniejsze i najciężej wymawia się właśnie te ostatnie słowa. Wczoraj wróciłam z mojego ósmego, a zarazem ostatniego obozu w Wildze. Zrobiłam czwarty, a zarazem ostatni warsztat, ostatnią niespodziankę, ostatni dzień porządkowy i ostatnią sztukę. I już teraz tęsknię.

Odchodzę. Skończyłam liceum i mój czas słodkiej sielanki w Wildze niestety dobiegł końca, jednak Ognisko na zawsze już zajęło szczególne (i szczególnie duże) miejsce w moim sercu. Jadąc na ten obóz wiedziałam, że przysporzy mi on niesamowitych emocji i nie myliłam się. Był to dla mnie niewątpliwy sprawdzian odpowiedzialności i kreatywności. Odbyłam wiele bardzo ważnych rozmów i wierzę, że to jeszcze nie koniec. Obozy Ogniska to przeżycie absolutnie spirytualne – dwa tygodnie zamknięcia z ludźmi, którzy słuchają, którzy są otwarci i po prostu im się chce. Po każdym wyjeździe wracałam z czymś innym – teraz wracam z niepewnością. Nie wiem, co szykuje dla mnie przyszłość, ale wiem, że dzięki wpływowi Ogniska nie będę kroczyła w nią sama. Bo my w Ognisku możemy liczyć na siebie, niezależnie od wszystkiego.

Jeśli mogłabym kogoś przekonać jednym zdaniem do Ogniska, to powiedziałabym, że nigdzie wcześniej, nigdzie pomiędzy i zapewne nigdzie później nie będzie mi tak dobrze, jak z tymi ludźmi. Angażujcie się, rozmawiajcie i twórzcie. Korzystajcie póki możecie.