Jest
tak wiele wartości, które Ognisko we mnie zaszczepiło, tak wiele doświadczeń,
scen, haseł pamiętam, które są ze mną do dzisiaj i które w ogromnej mierze mnie
ukształtowały.
Chciałam
napisać, że moja przygoda z Ogniskiem zakończyła się kilkanaście lat temu, żeby
nadać pewien kontekst temu tekstowi. Jednak jak to przeczytałam, zdałam sobie
sprawę, że takie stwierdzenie byłoby jedną z największych bzdur. Prawdą jest,
że kilkanaście lat temu zakończył się mój udział w zajęciach w Ognisku, ale nie
przygoda z Ogniskiem, bo tej nigdy się nie kończy. Nawet jeśli nie uczestniczy
się aktywnie w Ogniskowym życiu, oddala się od jego centrum, zaczynają
pochłaniać Cię zupełnie inne tematy, odnajdujesz nowe pasje, zajmuje Cię już
coś zupełnie nowego, to wciąż masz tę niezwykle wibrującą cząsteczkę Ogniska w
sobie. Ona zostaje w człowieku już na zawsze.
Tę
wibrującą Ogniskową cząsteczkę można porównać do nowej komórki, która na stale
zapisuje się w ciele każdego Ogniskowicza. Ma bardzo wiele barw i nosi w sobie
różny ładunek w zależności od tego, w czyim ciele się zapisała. Trochę tak jak
jesteśmy różni jako ludzie, tak też każdy otrzymuje i bierze z Ogniska coś
innego, coś wyjątkowego i potrzebnego tylko dla siebie.
Wydaje
mi się, że to, co jest uniwersalne i mocno wybrzmiewa w tej Ogniskowej cząsteczce
zapisanej w nas na zawsze, to niezgoda na przeciętność, mierność, nijakość,
bylejakość, lichotę, banalność, płytkość, bezbarwność, średniactwo,
nieciekawość, mizerność, bezwartościowość. Bo przecież wiemy, że „bez tej
miłości można żyć, mieć serce puste jak orzeszek, malutki los naparstkiem pić”,
tylko po co?! I ta niezgoda ma swój unikalny wydźwięk praktycznie w każdym
obszarze życia, zarówno w sposobie spędzania wolnego czasu, jak również w
relacjach, wyborze książki, filmu, sztuki teatralnej czy nawet swojej ścieżki
zawodowej.
Jestem
niezwykle wdzięczna, że również ja posiadam tę cząsteczkę a wraz z nią potrzebę
szukania, a gdy wciąż czegoś brakuje, to nie poddawania się i jeszcze raz
szukania i jak trzeba to dalej szukania. Towarzyszy mi nieustający brak
akceptacji na tzw. półśrodki. Jak to w życiu, czasem muszą się pojawić, ale staram
się, by nie trwały zbyt długo. Szukanie, szukanie, aż wreszcie po wielu trudach
dochodzi do poczucia spełnienia i można krzyczeć wokół całemu światu, że „mam
to”! Nareszcie mam to!
Ludzie
wokół mają dziwną tendencję podcinania skrzydeł, mówią po co Ci to? I co z tego
będziesz mieć? Raczej to dziwne, zdarza im się wyśmiewać pewne pomysły i
decyzje, bo nie rozumieją. Pytają, skąd masz energię, żeby jeszcze po pracy i
to takiej naprawdę wymagającej, odpowiedzialnej i stresującej jeździć na
studia, na kolejne kursy i warsztaty zupełnie niezwiązane z tym, co wykonujesz
na co dzień zawodowo. A Ty niejednokrotnie nie masz energii, miewasz momenty
zwątpienia, czasem Ci się nie chce, musisz rezygnować z wielu przyjemności,
czasem masz też po prostu dosyć, ale wiesz, że najzwyczajniej w świecie
potrzebujesz czegoś więcej, bo inaczej uschniesz.
I
tak właśnie w wieku 33 lat odnalazłam swoją własną rozwojową i pomocową ścieżkę
pracy somatycznej, czyli pogłębiania świadomości ciała m.in. przez pracę z
oddechem, improwizację ruchową, relaksację, taniec intuicyjny i kreatywny,
ucieleśnianie, ergonomię ruchu. Teraz tą radością, którą można czerpać z ruchu
i tańca dzielę się wokoło. Ciało często wie wcześniej niż umysł. Warto nauczyć
się go słuchać i być bogatszym o informacje i odczucia czerpane z sygnałów
płynących prosto z ciała.
Najciekawsze
jest to, że mam takie poczucie, że w spirali mojego życia zatoczył się właśnie
jeden z niedomkniętych pięknych kręgów, który wędruje wyżej i wyżej odsłaniając
nowe drogi i kolejne zawiłości. Kończę już teraz studia z somatyki w tańcu i
terapii na Akademii Muzycznej w Łodzi, ale w ciągu tych dwóch lat niejednokrotnie
przypominały mi się zajęcia w Ognisku z niesamowitą Zosią Dowjat, w których
miałam niepowtarzalną okazję uczestniczyć. Pamiętam szalone rozgrzewki, gdy
poruszał się dosłownie każdy milimetr ciała jednocześnie, oddawanie ciężaru,
zabawy ruchowe na kreatywność i zaufanie, pierwsze moje ćwiczenia relaksacyjne,
improwizacje ruchowe, w których nie było pojmowania, że coś jest lepsze czy gorsze,
wszystko było genialne, bo było własne, autorskie, ciekawe, niepowtarzalne. I
te szczere rozmowy i śmiech i luz. Cudowne!
Historie
Ogniskowiczów są bardzo różne, wybieramy bardzo różne ścieżki zawodowe, ale w
mniejszym lub większym stopniu pozostajemy w kontakcie ze sztuką. I to jest
piękne. Miłość do sztuki czy to teatralnej, filmowej, malarskiej, muzycznej,
tanecznej pozostaje. Pozostaje radość z czerpania z piękna, brzydoty, kreatywności
i szeroko rozumianej kultury. A doświadczenia z improwizacji niejednokrotnie
przydają się w codziennym życiu.
Ściskam wszystkich z mojej dawnej
grupy Wieczór Trzech Króli i grup, z którymi spotykaliśmy się na korytarzu i
mieliśmy wspólne wydarzenia: Burza, Jak Wam się podoba i Sen nocy letniej oraz
wszystkich instruktorów. Wszystkiego dobrego! Przyjemnie było napisać tekst na
ogniskowego bloga!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz