Do Ogniska dołączyłam pod
koniec kwietnia tego roku, czyli całkiem niedawno. Właściwie już na pierwszych
zajęciach poczułam, że to moje miejsce. Gdy dowiedziałam się o możliwości
wspólnego wyjazdu na obóz koniecznie chciałam wziąć w nim udział. Miałam w
sobie ogromną ciekawość, radość, ekscytację, ale też przychodził stres i
niepewność, czy dam radę, bo przecież jeszcze nie zdążyłam poznać całej swojej
grupy warsztatowej, tradycji ogniskowych i obozowych.
Czekałam...
Gdy nadszedł dzień wyjazdu z
pozytywnym nastawieniem ruszyłam do Wilgi. Na miejscu zobaczyłam mnóstwo nowych
twarzy, ale też kilka już mi znanych z zajęć. Jakikolwiek stres, który ze mną
przyjechał, rozpłynął się.
A potem już się działo...
Podział na grupy w różnych
konfiguracjach, wymyślanie nazwy i jej prezentacja, pokłady kreatywności
wybuchające z każdej strony, mnóstwo śmiechu i dobrej zabawy.
Pierwszy dzień, a ja już
czułam się jak członek rodziny. Każdy kolejny to nowe wyzwania, zaskakujące
zwroty akcji, poznawanie innych Ogniskowiczów z wielu stron i przede wszystkim
siebie samej. Tutaj nie trzeba być idealnym. Liczą się pomysły, bycie sobą,
chęć współpracy i pozytywne nastawienie. Dla mnie ogromną wartością było
poczucie bezpieczeństwa i bycie ważną częścią społeczności, właśnie tak, jak ma
to miejsce wśród najbliższych, w rodzinie.
Mnóstwo przeprowadzonych
rozmów bardzo zbliżało nas do siebie.
Było wiele słów wsparcia,
konstruktywnej krytyki, śmiechu. To wszystko bez nadęcia, uszczypliwości i bez
prób ustawiania kogokolwiek w szeregu. Każdy był tu ważny, doceniany, zachęcany
i oklaskiwany. Ja również.
Te dwa tygodnie w Wildze, to
tworzenie się bliskich relacji nie tylko
z uczestnikami, ale też z instruktorami.
W dniu wyjazdu było ogromne
wzruszenie, łzy szczęścia i już tęsknoty za ludźmi i klimatem obozu. Na szczęście świadomość, że od września znów
będziemy wspólnie tworzyć, robić burze mózgów, wciągać siebie nawzajem w swoje
światy, a potem nadejdzie czas intensywnej i szalonej pracy na zimowisku i
obozie, daje siłę i ogromną radość.
Ognisko u Machulskich (w tym
spotkania pomiędzy zajęciami i wyjazdy wakacyjne), to miejsce, w którym tworzą
się niesamowite więzi.
Bardzo potrzebowałam takiego
„swojego kąta”, dlatego jestem wdzięczna Pani Ani, instruktorom, których do tej
pory poznałam, że mimo bycia wiekiem już „na wylocie” mogłam jeszcze dołączyć
do Ogniskowiczów i czerpać pełnymi garściami z tego cudnego miejsca.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz