środa, 17 sierpnia 2022

Zofia Tyszkiewicz - Zielono mi (w sercu)




Mijam bramę Wilgi wyjeżdżając zawsze z nowymi doświadczeniami i umiejętnościami, z nowymi znajomościami, przyjaźniami, filmami do obejrzenia, książkami do przeczytania i bardzo roześmianą duszą. Zakończyłam niedawno swój czwarty ogniskowy wyjazd, a za każdym razem uczę się coraz więcej, bawię coraz lepiej i uśmiecham coraz bardziej. To właśnie Ognisko przypomina mi o tym, że w tym szaleństwie jest metoda i że mam po co wstawać codziennie (albo przynajmniej raz w tygodniu) z łóżka. Ognisko dało mi siłę popełniania i przyznawania się do błędów. Siłę, by nie bać się odzywać, wyrażać swoje zdanie i podsuwać swoje pomysły. Odkryło przede mną pokłady kreatywności, a także środki, za pomocą których wciąż uczę się przekazywać swoje emocje i marzenia. Ogromne pokłady miłości i ciekawości sztuki, razem z całą listą ważnych dzieł, artystów i idei. Najważniejszym jednak, co dało mi Ognisko, są przyjaciele. Jedyni ludzie, którzy nie oceniają mnie i starają się zrozumieć. Jedyni, z którymi mogę bez powodu zacząć kląskać, śpiewać, tańczyć, grać na łyżkach, żartować o zwierzętach wodnych, rozmawiać na bardzo poważne (bądź bardzo niepoważne) tematy, czytać wiersze, przytulać się, parzyć dziesiątą herbatę dnia, jeść kisiel widelcem albo śmiać się bez żadnego powodu. Jest mi bardzo ciężko wyobrazić sobie kim byłabym bez Ogniska, bez wszystkich ludzi, których tu poznałam, którzy kształtują mnie taką, jaka jestem i bez całego bagażu doświadczeń, który kolekcjonuję po każdych zajęciach czy obozach. Czasami męczy mnie myśl, że przez to, jak późno dołączyłam do Ogniska straciłam, albo też nie zyskałam wielu przeżyć, głównie przez to, że nie znałam Ogniska ani działającego w starej lokalizacji, ani przed pandemią. Dochodzę jednak do wniosku, że znalazłam Ognisko w najlepszym dla siebie momencie, a ono znalazło mnie dokładnie wtedy, kiedy tego potrzebowałam. Pojawiła mi się kiedyś w głowie myśl, że nie jestem i nigdy nie będę idealna, ale dzięki osobom tworzącym Ognisko od października 2020 jestem codziennie (albo przynajmniej prawie codziennie) najlepszą wersją siebie jaką kiedykolwiek byłam. Najgorsze w tym wszystkim są właśnie powroty, wyjazdy z Wilgi, minuty kończące zajęcia. Pragnęłabym już nigdy nie musieć rozdzielać się z tymi ludźmi, z moją rodziną. Ale wtedy myślę sobie, że powinnam żyć w myśl Ogniska również poza nim i starać się wprowadzać kolor zielony do serc innych ludzi tak, jak ktoś kiedyś wprowadził go do mojego serca, w którym już został i zostanie na zawsze. Bo czuję, że ogniskowiczem zostaje się na zawsze.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz