Jadwisin 2006, codziennie rano znajdowaliśmy śpiącą Zosię z grającą pozytywką |
Napiszesz
coś o Zosi?
Ale,
że ja?
Dlaczego ja? Przecież nie znałyśmy się aż tak dobrze.
Nie zjadłyśmy beczki soli.
I siedzę… I nie wiem co by tu... Na moje jedno zdanie
miałabyś pewnie już książkę pełną kolorowych historii. Ale myślę sobie, z Zosią było krótko, ale przecież tak
intensywnie, że starczyłoby wspomnień na wielotetnią znajomość. I wiesz co
Zosiu? Nikt mnie tak szybko, bez zbędnych pytań, nie przyjął do „bandy”. „Bandy”
Ogniskowiczów. Przecież nie byłam z wami od dziecka, nie mogłam współodczuwać
waszych doświadczeń, nie rozumiałam się z wami bez słów. Nie miało to dla
ciebie żadnego znaczenia. Albo wsiadało się z tobą na rollercoaster albo nie. W
tym swoim pędzie, wyciągałaś rękę i wciągałaś delikwenta w samym środku jazdy.
I udało mi się na taką jazdę załapać. Pamiętam wszystkie te głupoty, które
udało nam się zrealizować, wszystkie żarty, które mogłyśmy komuś wykręcić i
rozmowy z wybuchami śmiechu co kilka sekund. To był dobry czas, Zosiu… Jadwisin
2006, to był dobry czas. Wszystko i wszyscy tam byli inspiracją. Poranek,
pozytywka, stary lanos i my. Tak inny to był świat od tego, który mamy
teraz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz