Poranek w Wildze. Słońce z nadzieją na dobry dzień
wpada do pokoju. Nagle pukanie do drzwi. Ubieram się pospiesznie pytając przez zamknięte
drzwi, czy coś się stało. Buongiorno! – rozpoznaję głos i domyślam się, że to „pobudka”.
Zaczynam rozmawiać w narzuconym języku, ale po chwili okazuje się, że po tamtej
stronie ilość słów i zwrotów po włosku już się wyczerpała. Zatem otwieram drzwi
i… wybucham śmiechem. Przede mną stoi wenecki tramwaj wodny ze światełkami, a w
nim „na dziobie” Max jako gondolier. W marynarskiej koszulce, w czarnym
meloniku i z domalowanym zawadiackim
wąsikiem. Zamiast wiosła błyszcząca chochla. Proszę, by jeszcze raz dopłynęli,
by dłużej pośmiać się z doskonałego pomysłu (i nagrać relację, oczywiście), Podnoszę
z podłogi kolorową łódeczkę wykonaną z papieru i zauważam, że takie same
znalazły się przed wszystkimi pokojami. W doskonałym nastroju schodzę na
śniadanie i już ze szczytu naszych czerwonych wilżańskich schodów widzę
znakomity plakat. Łódka unosi się nad falami-napisami z planem dnia. Cykam
zdjęcie adekwatnie wystylizowanej grupie weneckich letników i podchodzę do
stołówki. Ale dziś to nie stołówka tylko „CAFE FLORIAN”, najstarsza kawiarnia
na świecie, otwarta w 1720 roku na Placu Świętego Marka. Gościła wszystkich
ważnych z całego świata, o czym dowiadujemy się natychmiast, bo na stolikach
znajdują się wizytówki sławnych bywalców Wenecji: Goethe, Byron, a na naszym
Modigliani (przypadek?)
Jest też stolik przy wejściu zachęcający do
przeczytania gazety „Dobre życie” (skąd oni to wytrzasnęli?), obok kawa i hotelowy
dzwonek. Obsługuje nas uśmiechnięta „florianowska” ekipa. W wypisanym menu
różne rodzaje kaw. Popijając swoją czuję, że tuż obok mnie pluska woda w Canal
Grande. W słońcu pod letnim parasolem nie trudno pofantazjować. Czas na apel i
znów zaskoczenie - prawdziwe "coup
de théâtre". W czasie meldowana grupa informuje nas, że jeśli nic
nie zrobimy ze zmianami klimatu to już wkrótce Wenecja będzie wyglądać tak: i
na głowie Marysi ląduje woda z wielkiego garnka. A! Zaniemówiliśmy! Wyśmienity
dobór środków wyrazu do przekazu. Zadziałało! I na wyobraźnię i na emocje. Zachwycona
brawurową akcją, proszę jednak, żeby Marysia pobiegła do pokoju zmienić całkowicie
mokre ubranie. Ach, jeszcze wieczorem zapraszają nas na wenecki bal maskowy. I
tak się zaczyna dzień na letnich warsztatach Ogniska… chwilo trwaj!
Ps. Następnego dnia na radzie obozu za taki poranek
dnia porządkowego przyznałam 20 na 5 możliwych ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz