Czy to jest możliwe? Czy to możliwe, że po tygodniu
spędzonym w murach Pęcławskiego clubu 35+, wracam absolutnie zakochana? Stan
zachwytu, uniesienie połączone z utratą poczucia rzeczywistości. Ekstaza.
Euforia. Eksplozja szczęścia. Fascynacja. Błogostan. Czuję się przepełniona
miłością. Straciłam głowę dla prób trwających do czwartej nad ranem, przekąsek
w postaci zupek chińskich robionych w krótkiej przerwie o drugiej, uśmiechów,
wzruszeń, mądrości i pięknych twarzy pięknych ludzi. Zachwycających swoim
kwiecistym wnętrzem, a każdy ogród zupełnie inny, równie ciekawy i zaskakujący.
Istoty niby ludzkie, a jednak bajkowe. Po prostu czarujące. Mnie zaczarowały.
Przyjazd pierwszego dnia i pierwsza próba do warsztatu. Nic
mi nie wychodziło, szło mi naprawdę źle. Pan reżyser zaczął od drobnych
sugestii. Mocniej, bardziej, spróbuj inaczej. Byłam załamana. Tego nie zrobię,
tego nie potrafię, nie dam rady. Było mi ciężko, bo wiedziałam, że będę musiała
wyjść ze strefy komfortu, a to nie jest takie proste. Pierwsza rozmowa po
warsztacie. Bardzo nie chciałam zawieść, czułam problem. Kuba wziął mnie na bok, przytulił, a przy tym powiedział
słowa niby banalnie proste, a jednak tak bardzo ważne dla mnie. Poczułam
wsparcie i szczerą wiarę, a przy okazji dostałam szybki kurs kobiecego
chodzenia. Potem rozmawiał ze mną jeszcze jeden z aktorów i znowu wymiana zdań,
która mnie wzmocniła, zbudowała. Kolejnego dnia na próbie wszyscy ćwiczyli ze
mną, poczułam się bezpiecznie, prawdziwe ognisko ciepło. Dzień później problemu
już nie było. Przełamałam się, a może to właśnie oni mnie przełamali. Dzięki
tym ludziom i ich wsparciu udało mi się zrobić coś czego wcześniej tak bardzo
się bałam. Zostałam zaczarowana i chcę być czarowna jak najdłużej. Może
któregoś dnia i ja kogoś zaczaruję.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz