Może
to właśnie te „słowa, słowa, słowa”, dzisiaj tak banalne, pozwolą mi kiedyś
powrócić myślami do tych kilku pięknych chwil wśród palm i dodadzą nowych sił.
No bo jak to się dzieje, że człowiek nagle gardzi snem, jedzeniem i ciepłą wodą
pod prysznicem, wyznaje miłość napotkanym na korytarzu, pisze piosenki i mówi
wierszem ? Istne szaleństwo ! Ale wydaje mi się, że tak jak na miłość, na życie
też może być jakaś recepta. I jest nią sztuka. Robienie sztuki z potrzeby, a
nie dla innych, po swojemu (my way), od serca.
Obcowanie
z tak kreatywnymi, odważnymi ludźmi, oglądanie tylu świetnych warsztatów i
przeprowadzenie tylu mądrych rozmów jest doświadczeniem niezapomnianym. I to w
pełnym znaczeniu tego słowa bo, jak to pięknie ujęła Zuzia, „to wszystko z czym
wyjeżdżam, już na zawsze mam przy sobie”.
Można
by pomyśleć, że wszyscy w Pęcławiu naprawdę zwariowali. To płakali, to wyli z
zachwytu, to śmiali się do łez. Ale już wiem, że tak właśnie chcę żyć. Nie czuć
potrzeby jedzenia czy spania, ale właśnie ciągłego tworzenia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz