Wchodzę do swojego pokoju, taszcząc ogromną
torbę (do której zmieściłby mi się chyba cały świat) i co dziwi mnie
najbardziej? Cisza. Przerażająca i przenikająca człowieka do szpiku kości.
Patrzę na swój pokój i czuję, jakbym przez tydzień była w zupełnie innej
czasoprzestrzeni, albo w innym wymiarze. Tam gdzie byłam, łóżko służy jako
miejsce do uczenia się tekstu, czasem wypłakania z siebie stresu, a czasem
wyrzucenia łez radości. Dziwnie jest położyć się w nim spać, wiedząc, że
jeszcze nie wybiła nawet północ, a obok nie ma łóżka współlokatorki. W tamtym świecie,
prysznic służy jako tło do robienia zdjęć, a mycie się, jest jakby jego drugorzędnym
zastosowaniem. Tak samo lustro, stół, czy zwykła szafa.
Jednak największe uczucie tęsknoty poczułam
rano, gdy obudził mnie zwykły budzik, a zanim zdążyłam się zorientować w mojej
głowie zaczął kiełkować pomysł na kolejną inwencję. Dlaczego tak się dzieje?
Czemu czuję się jak kosmita, chodząc między ludźmi, dla których łóżko jest
tylko łóżkiem, a w Polsce nie rosną palmy? Odpowiedź jest prostsza niż się
wydaje. Bo tam skąd wróciłam nie tylko myśli się o rzeczach niemożliwych, ale
również się je robi. Nie sądzę, żeby poza tym światem komuś udało się wyciągnąć
z człowieka tyle emocji i zostawić go wysuszonego ze wszystkich łez jakie w
sobie miał. I tych szczęścia, i tych frustracji, zwyczajnej dumy czy stresu.
Potem zaczynam zadawać sobie kolejne pytania. Czy da się w normalnej
rzeczywistości zrobić cały warsztat z niczego, w ciągu paru dni? Czy da się
pokochać ponad życie ledwo co napotkanych ludzi, w ciągu tygodnia? Cóż…
Wiele takich cudów stało się dzięki
magicznym palmom w zaczarowanej krainie zwanej Pęcławiem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz