poniedziałek, 4 lutego 2019

Jakub Prange-Barczyński - Zawalczę o znaczenie



Na początku roku odbyłem z moim przyjacielem długą rozmowę. Przez kilka godzin dowodziliśmy sobie, jak dużo znaczy dla nas to miejsce jakim jest Ognisko i jak w półtora roku pozwoliło naszej relacji pięknie rozkwitnąć. Doprowadziło nas to do takiego poczucia bliskości, jakiego może zazdrościć każda osoba żądna prawdziwej przyjaźni. Byliśmy pewni, że w tym momencie przyszedł czas, w którym to my musimy dać innym możliwość zrobienia rzeczy wspaniałych, które my, jak mi się wydawało, już mamy za sobą. Dlatego właśnie miało to być nasze ostanie zimowisko.
Przyjechałem ze świadomością posiadania na miejscu kilkoro świetnych rozumiejących mnie ludzi i tekstem do warsztatu, który wydawał mi się dobry, ale zbyt zwyczajny by należeć do śmietanki tekstów, które są w stanie wyzwolić jakiekolwiek emocje w widowni, a co dopiero we mnie. Miałem ze sobą również obsadę-mieszankę niesamowicie utalentowanych ludzi, którzy nie wiedzieć czemu postanowili poświęcić mi gros swojego cennego „palmowego czasu”. 
Otwieram drzwi do ośrodka i nagle coś jest inaczej. Cały mój zamysł niesentymentalnego podejścia do każdej osoby, bo to w końcu potem boli, runął w sekundzie, w której ich zobaczyłem. Zobaczyłem jak się uśmiechają, jak patrzą, jak w ich wzroku widzę ciekawość, piękną lekkość i zaufanie. Po połowie dnia, inaczej mówiąc-po dwóch próbach, zrozumiałem, że ten wyjazd może być inny niż wszystkie. Zakochałem się w obu obsadach, z którymi miałem do czynienia i wiedziałem, że praca nad tymi dwoma warsztatami będzie czymś pięknym, nie wiedziałem wtedy jeszcze, że tak dla mnie znaczącym…
Drugiego dnia zimowiska dostaliśmy zadanie zrobienia zdjęcia, które będzie coś mówiło o nas, które będzie miało znaczenie. Wyszło. Wyrażenie pewnego braku i dezorientacji w stosunku do tego co tak naprawdę jest ważne, a także zagubienie się wśród masek i gry otaczającego mnie świata stało się namacalne.
Wracam do domu, serce bije mi szybciej niż zazwyczaj mimo sprania organizmu hektolitrami zupek chińskich i brakiem snu. Chodzę po domu z jednej strony pełnym, z drugiej strony tak pustym i tak nie rozumiejącym tego jak się teraz czuję. Czytam wpisy do zapętlonego Franka Sinatry. Myślę o tym, że znowu chciałbym przechadzać się korytarzem, zawołać osobę, z którą mam potrzebę porozmawiać lub po prostu ją zobaczyć i otrzymać natychmiastową reakcję: „tak?”. Gaszę świeczkę.
Kiedy się obudziłem i opuściło mnie zmęczenie, podekscytowanie i stres towarzyszące mi przez ostatni tydzień, poczułem jakbym nagle był wolny. Zrozumiałem w jednym momencie, że moja podświadomość w niesamowity sposób podczas tego zimowiska wykorzystała sztukę do zwalczenia wszystkiego, co zatruwało moje myśli przez sześć ostatnich lat chodzenia do tego miejsca, że pomogła mi zjednać sobie najlepszych ludzi pod słońcem. Doszedłem do tego, że mój nic nie znaczący tekst zamienił się w tekst o problemach dla mnie najważniejszych, które pokonałem poprzez pracę właśnie nad tym warsztatem. Poczułem jakbym bez własnej świadomości podczas tego zimowiska oswobodził się ze wszystkiego, co mi jeszcze mogło przeszkadzać. Oczywiście przyjechałem na miejsce jako bardzo szczęśliwa osoba, ale teraz czuję się najszczęśliwszym człowiekiem pod słońcem, który już nie rozumie słowa „nonsens”, który zakochał się w osobach, które napotkał, który się spełnił, a jednak dalej spełniać się potrzebuje. Dlatego wróci za rok do tego miejsca, gdzie w godzinę znajduje się najlepszego przyjaciela. Czuję, że moja podświadomość zawalczyła za mnie.
Teraz krzewy byłyby zielone, droga nie byłaby pusta, a ja wiedziałbym gdzie patrzę. Dlatego dziękuję wam, dziękuję sobie i dziękuję sztuce.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz