Zuzanna Falkowska i Anna Kozłowska po koncercie "Święta w prezencie"
6 stycznia 2019, Filharmonia Narodowa w Warszawie, foto: Paweł Rybałtowski
Siedzę w 6 rzędzie sali koncertowej warszawskiej
Filharmonii i przyglądam się osobie w welurowej zielonej sukience z gracją
dyrygującej orkiestrą i chórem młodych ludzi. To Zuzia. Zuzanna Falkowska… I
natychmiast moje myśli odpływają do krainy szczęśliwości, do pierwszego w
historii ogniskowego zimowiska. Dokładnie 15 lat temu. Miałam pomysł, żeby w
czasie zimowych ferii z najstarszymi i najbardziej zaawansowanymi
Ogniskowiczami wyjechać do jakiegoś przytulnego miejsca, by mogli zrobić własne
warsztaty. Las Woda nazwana przez nas LasWodas. Mnóstwo śmiechu i twórczości. Taniec
z paprotkami, Amar z monologiem Kordiana, mleczarz na schodkach, Ania z
Zielonego Wzgórza, Alicja w Krainie Czarów, niespodzianki, konkursy, warsztaty…
tylko utalentowana Zuzia o pięknym uśmiechu wciąż marudziła, że ona jednak nie
zrobi swojego warsztatu, nie da rady, to się nie uda, tyle problemów, nie
ogarnie. Pół ostatniej nocy razem z Dorotą Wolską spędziłyśmy na przekonywaniu,
żeby spróbowała. A Zuzia wymyślała kolejne argumenty na nie. Po błyskawicznej
naradzie natychmiast zbijałyśmy te wydumane przeszkody. I tak godzinami… W
pewnym momencie coś pękło i wszyscy poszliśmy spać z nadzieją na poranny
spektakl. Rano spadł świeży śnieg (przynajmniej tak to pamiętam) i wyszło słońce
(mam pewność, poza tym są zdjęcia na dowód) i Zuzia pokazała urokliwy spektakl „Pan
Kuleczka”. I pamiętam, że bardzo byłam
szczęśliwa, że nie odpuściłam, że swoim uporem doprowadziłam do powstania
tamtego warsztatu. Nie naciskałabym tak mocno, gdybym nie miała pewności, że
Zuzia doskonale sobie poradzi. Brakowało wyłącznie wiary w samą siebie.
Wystarczyło skutecznie (choć żmudnie i męcząco – skąd obie z Dorotą miałyśmy
tyle siły?!) przekonywać, pokazywać światełko w tunelu, przeciągać na jasną stronę,
zarażać naszym entuzjazmem, roztaczać piękne widoki w przyszłości, projektować
sukces itp. I choć przy kolejnym warsztacie Zuzi można się było spodziewać
piętrowych zwątpień, ale wyzbywała się argumentów. Aż w końcu ich zabrakło! Zuzia
otrzymała dyplom z nr 1, po maturze skończyła Akademię Muzyczną, w międzyczasie
zaczęła uczyć w Ognisku, wyfrunęła w muzyczno-teatralny świat, robiła projekty
w Akademii, Teatrze Wielkim, dyrygowała, komponowała. Rozkwitła. I zachowała
swój przepiękny uśmiech. Dziś nie jest już nastoletnim kłębkiem wątpliwości
tylko szefem ogromnego przedsięwzięcia. Lokomotywą! A w tym pociągu tłumy
dorosłych Ogniskowiczów. Na scenie w aktorskich rolach Julia, Kasia, Paulina,
Asia i Mateusz, w chórze Emilka, Zosia i Hania oraz młodsza siostra Maja, scenografię ogarnęła Zuzia, Jakub
i Łukasz to dwaj z Trzech Króli, zdjęcia robi
Paweł, reportaż filmuje Tamara, teksty piosenek napisał Kamil… Iście
halinistyczny pociąg i jedzie w dobrej sprawie, bo to szósta edycja akcji
charytatywnej „Święta w prezencie” (nie
przegapcie w przyszłym roku!).
Przed wydarzeniem kręcę się w kulisach. Adrenalina
rośnie. Trema. Ale nie ta nastolatkowa, ogniskowo-ekstatyczna przed
niespodzianką, gdzie nic nie jest dopięte i trzeba ratować się improwizacją. To
już trema profesjonalistów. Oddech, uśmiech, kopniecie w tyłek i na scenę. Oni
na scenę, a ja ukradkiem wciskam się na wyciemnioną już widownię w lawinie
oklasków witających artystów. Pełna sala. Robi wrażenie.
Ten uroczy wieczór po raz kolejny udowodnił, że warto
młodym ludziom wysoko stawiać poprzeczki, ale wspierać i asekurować. I mocno
wierzyć, że przeskoczą. Bo dzięki nam dorosłym przeskoczą. Dla nich takie skoki
są niezbędną szansą, by uwierzyć we własne możliwości i osiągać cele, nawet
jeśli są zdobyte z ogromnym wysiłkiem, okupione stresem, potknięciami i
upadkami. Nastoletnie „krew, pot i łzy” w trakcie powstawania artystycznych
projektów uczą, że łatwo nie jest, ale warto. Bo satysfakcja wybornie smakuje.
A potem można doszkalać, jak osiągać cele w lepszym stylu, mniejszym kosztem.
Ale i tak najważniejsza wiedza wyniesiona z takiego doświadczenia to: „Wiem,
umiem, potrafię”.
Gdy pod koniec koncertu rozbawieni widzowie nakładają
sobie czerwone nosy patrzę z ogromnym wzruszeniem. Bo dokonała tego tamta
dziewczynka, która wówczas tylko wątpiła i bała się rozwinąć skrzydła, nie mogąc
uwierzyć, że je ma. Dzisiaj na moich oczach w pięknym stylu pofrunęła. Hasztag
DUMA.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz