Wpadły mi w ręce ogniskowe albumy ze zdjęciami.
Przeglądam, szukam siebie na zdjęciach, wspominam...Odnajduję to zdjęcie.
Pamiątka z zajęć z animacji z panią Elą Sochą. Jeszcze wtedy, mając pewnie 14
lat, nie wiedziałam, że kilka lat później moja przyszłość zwiąże się z teatrem
animacji na dobre. Nie doceniłam wystarczająco tych zajęć. Będąc nastolatką
marzyłam o byciu poważną aktorką dramatyczną, wszelkie próby zaznajomienia mnie
z teatrem formy były nieskuteczne. Ile się od tego czasu zmieniło! Kończąc
wydział lalkarski, byłam wdzięczna, że to właśnie tam przyszło mi się uczyć
aktorstwa. Pomijając wszelkie sprawy związane z nieporadnością mojej Alma
Mater, które nieco przysłaniają blaski, śmiało mogę powiedzieć, że nauka na
wydziale teatru formy to prawdziwa szkoła życia. Przez cztery lata studiowania
moja wyobraźnia rozgrzana była do czerwoności, każdy dzień wymagał ogromnego
zaangażowania fizycznego i psychicznego. Lata studiów utwierdziły mnie w
przekonaniu (które pierwotnie wyniosłam z Ogniska), że wyobraźnia nie ma
granic. Po prostu. Jest to dla mnie więcej niż pewne. Inspiracją może być
wszystko, wystarczy otworzyć umysł, pozwolić głowie swobodnie pracować. Aby
stworzyć etiudy na zajęcia (liczone w setkach!) trzeba cały czas wymyślać,
kreować, tworzyć...Czy to się nudzi? Czasem tak, bo łatwo wpaść w rutynę.
Ważne, żeby nie przestawać szukać, skupiać się na tym, co jest ciekawe,
inspirujące i za tym podążać. Nauka teatru animacji nauczyła mnie czujności -
wybierania z otaczającego mnie świata rzeczy wartych zapamiętania, bo każdy
obraz, każde słowo może być początkiem doskonałego pomysłu. Tej wrażliwości
można się nauczyć. Patrząc na moje pierwsze zdjęcie z lalką w ręce, wiem że
brakowało mi wtedy takiego postrzegania teatru. Dlatego dobrze jest czasem dać
sobie czas, pozwolić rzeczom się zadziać, a potem spojrzeć na siebie z
przeszłości łagodniejszym okiem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz