Początek był inny. Nie musiałam poddawać kroków
muzyce kółek walizki, ani podporządkować myśli dudnieniu pociągów. Nie musiałam
pisać sztuki teatralnej i wysyłać jej na konkurs. Teatr przyjechał do mnie, do
Tarnowskich Gór i złapał mnie z zaskoczenia dzięki projektowi Teatr Polska.
Chociaż do Teatru Śląskiego mam w miarę blisko, dopiero niedawno udało mi się
dotrzeć na spektakl „Staś i Zła Noga”. Wracając ze szkoły zobaczyłam na słupie
plakat, bez wahania wstąpiłam do kas po wejściówkę, a później wszystko było “jak
zawsze” i przypominało mi Ognisko. Kiedy
zobaczyłam, że spektakl pojawi się na Festiwalu Korczak i Ogniskowicze będą
mieli szansę go zobaczyć, pomyślałam, że to świetna okazja, żeby podzielić się
wrażeniami.
Trochę się obawiałam, czy będę się dobrze bawić
na spektaklu dla nieco młodszych widzów, ale nie chciałam stracić okazji na
zapoznanie się z produkcją TŚ i jakby instynktownie uciekając przed jesiennym
przygnębieniem schroniłam się blisko sceny. Wydaje mi się, że jestem widzem,
który chętnie, chociaż nie bezkrytycznie, otwiera się na kreowane przed nim światy,
ale nie był to jedyny powód, dla którego wierzyłam Stasiowi, Złej Nodze i
Mamie. Zaufałam im, bo zostałam obdarzona tym samym. Nie widziałam uproszczeń,
przemilczeń, pobłażliwości tylko pełne zaufanie w możliwości młodego widza i
wiele impulsów, subtelnie zarysowanych wątków, które mogą wzbudzić w nim
pytania, a także prowokują do podjęcia rozmowy z rodzicami. Tematy niepełnosprawności,
odmienności, dorastania, samotności okazały się wcale nie być za trudne dla
widzów. Twórcy nie zniżali poprzeczki, żeby odbiorcy nie musieli zniżać lotów.
Tak samo jest w Ognisku. Traktowani przez
instruktorów zupełnie poważnie, partnersko, możemy eksperymentować i odkrywać, że
jesteśmy w stanie zrobić więcej, niż przypuszczaliśmy, bo oni od początku w to
wierzą. Pozwalają nam zabrać głos – tak jak w spektaklu – i go wysłuchują, a później
odpowiadają z pełnym zaangażowaniem. Nie zbywają naszych wątpliwości, tylko
cierpliwie wspierają w przełamywaniu kolejnych własnych ograniczeń. „Staś i Zła
Noga”, a także podglądanie i udział w przygotowaniach spektaklu do Katowickiej
Rundy Teatralnej przypominały mi wiele sytuacji z Ogniska i utwierdziły w
zdobytym tam przekonaniu, że najważniejsze, co można otrzymać podczas
artystycznej pracy, to wyzwanie i zaufanie. Każdy z instruktorów, z którymi miałam
szansę działać z Ognisku, właśnie tym mnie obdarzał. W trakcie pracy w grupach
też stwarzaliśmy sobie okazje do nowości i zdumień. Jestem za to szalenie wdzięczna
i staram dawać to innym i samej sobie, a w sytuacjach zwątpienia chwytam się
wspomnień z zajęć i obozów.
Po spektaklu można było zostać na spotkaniu z
aktorami. Poczułam się jak na Ogniskowym omówieniu. Emanująca z twórców radość
i spełnienie oraz ich zaangażowanie tylko mnie w tym utwierdzały. Odpowiadali
na wszystkie wątpliwości i dociekliwe dopytywali o uczucia towarzyszące
dzieciom w trakcie spektaklu. Słowa każdego były tak samo istotne. Aktorzy wsłuchiwali
się w to, co mówiły ośmielone dzieci, ze skupieniem równym temu, które
towarzyszy nam po warsztatach, kiedy przyjaciele i instruktorzy dzielą się z
nami wrażeniami. Ogniskowa była też scenografia, która mieściła się w jednym samochodzie i w pełni wykorzystywana
ciągle zaskakiwała.
Dzięki takim spotkaniom można nabrać śmiałości
w ufaniu sobie, swoim emocjom, wierzeniu we własne możliwości i można nauczyć
się stawiać sobie wyzwania. A potem podbijać świat, spełniać marzenia i lecieć
w kosmos.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz