Zawsze szczerze wierzyłem w pogląd mówiący o tym, że
nasze życie jest kształtowane przez innych ludzi - osoby, które się w nim
pojawiają. Każde spotkanie ma szansę nas w jakiś sposób zmienić, ukształtować.
Nie mam pojęcia kto - jaka wyższa siła decyduje o tym, że mam do czynienia akurat
z tymi osobami, w tych, a nie innych okolicznościach, lecz im starszy jestem,
im bardziej wyrastam z głupiej, nastoletniej blazy, tym bardziej doceniam każde
z tych spotkań. Tak właśnie kilka zbiegów okoliczności niecałe siedem lat temu
zaprowadziło mnie do Ogniska, a parę niezwykle ważnych spotkań doprowadziło do
tego, że w lipcowe południe znalazłem się w altance przy „Cyganówce” –
drewnianej działce w środku lasu w Wildze. Na spotkanie z Panią Elżbietą
Ficowską byliśmy przygotowani, przynajmniej pozornie. Mieliśmy podłoże
historyczne, zasób pytań, które trapiły nas już od dawna, ale nie mieliśmy
pojęcia jaką Pani Bieta jest osobą. Na to nie da się przygotować. Na gościnne
przyjęcie, na wyjście do nas, a przede wszystkim na to, że nie trzeba nawet zadawać
pytań, bo historię usłyszymy sami. Historię nie byle jaką, historię, która dla
nas, dla naszego pokolenia jest niezwykle istotna. Jesteśmy pokoleniem komfortu
i dystansu, może dlatego baliśmy się konfrontacji z Panią Elżbietą. Strach
przed tym, że ktoś usiądzie przed nami i opowie nam prawdę, to jak było, bez
żadnego łącznika, bez książki do historii. Lecz osoba, która usiadła przed nami
nie była tylko elementem historii, od której nie mamy szansy się zdystansować.
Była niesamowitym rozmówcą i osobą, od której opowieści dystansować się nie
chciało. Patrzyłem na nią, na jej czerwone korale i lekką wzorzystą sukienkę -
była wspaniała, a to pierwsze spotkanie - i cała jego oprawa zostaną mi w
pamięci na zawsze. Moje pierwsze spotkanie z Panią Elżbietą Ficowską i pierwsze
prawdziwe spotkanie z historią.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz