Tego roku, spacerując po Wildze, czułam zadziwiającą pustkę. Było to jednak doznanie pozytywne, jakby brak wypełniał mnie od środka. Przecież wszystko było na swoim miejscu, obfitujące w uśmiech. Budziłam się wśród ukochanych osób, które poranne niepokoje zamieniały w radość. Zewsząd dochodził rytm muzyki, entuzjastyczne okrzyki i gwar rozmów. Każdy dzień odbywał się według ustalonego, międzypokoleniowego porządku, gdzie komedia goniła farsę, a tragedia wychylała się tylko na chwilę. Ja jednak uporczywie szukałam problemu, który powinien mnie dopaść i stresować, a tu, jak na przekór, wszystko przychodziło ze względnym spokojem. Odpuściłam więc poszukiwania i dałam się ponieść przyświecającemu obozowi haśle ,,tu i teraz”. Dopiero dzisiaj, gdy chlipam nad minionym wyjazdem, zdaję sobie sprawę, jakiego figla spłacili mi Ogniskowicze. W końcu zagadkowy ład nabrał dla mnie sensu. Wilga stała się dla mnie rutyną, pełną niezapisanych zasad i zaufanych ludzi. Nawet jeśli kogoś spotkałam po raz pierwszy, bo wiedziałam, że myślą i działają w ogniskowym duchu.
Nieprzewidywalna przewidywalność dnia, który, choć toczył się zgodnie z
plakatem, miał pole do szaleństwa, niespodziewanych inwencji, niewinnych
wypadków i najprostszej uciechy z bycia razem. Okazało się, że wszechobecne
bezpieczeństwo w tworzeniu, przeżywaniu, rozmawianiu, interpretowaniu oraz
każdej innej czynności, zajęło całą przestrzeń, jaką na co dzień męczy
niepokój. Pewna mądra i bliska mi osoba, opisała w książce idealnie to
zjawisko: ,,Dziś pani Ania mówiła o komforcie i poczuciu bezpieczeństwa wśród
ludzi - przy tobie czuję, że nawet gdyby budynek zawalił mi się na głowę,
byłabym spokojna.” Wychodząc szerzej, wyrażam poczucie, że w Ognisku zawsze
jestem otulona wolnością, którą dają mi równie otwarci ludzie. Możnością
wystawiania przed innymi siebie i swojej sztuki, odsłaniania lęków i pragnień,
a w zamian otrzymywania klucza do serca innych. Śmiania się do rozpuku i
płakania jak bóbr. Spadania tylko z wysokiego konia i latania tak wysoko, jak
przystało na orły. Jednym słowem, Ognisko to sztuka próby, dawania szansy,
która ważniejsza jest niż sukces.
Czasami tylko, gdy moja głowa próbowała uciec w mroczne zakątki, a uśmiech opadał, przypominałam sobie, gdzie jestem, z kim i co mnie jeszcze czeka. Wtedy szczęście samo dawało się we znaki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz