Proces rozumienia rzeczy jest niesamowitym zjawiskiem. Abstrahując już od złożoności jego przebiegu, najprzyjemniejszym jest chyba uczucie rozumienia czegoś. Wilgo, och Wilgo, Ty jak zawsze swoje… Znowu pokonuję 62 kilometry, w samochodzie czytając jednocześnie dwa scenariusze i książkę. Przejeżdżam przez tę leśną drogę i wiem, według jakich reguł działa świat. Ale potem, przez tydzień, jak zawsze przypominam sobie, że tak naprawdę bardzo mało jeszcze wiem o świecie i, niestety bardzo mało rozumiem. Jak na ironię, po pierwszym szoku, to też bardzo przyjemne uczucie: zorientować się, że człowiek cały czas był w błędzie, ale został z niego wyprowadzony w najbezpieczniejszych i najbardziej komfortowych warunkach: na ogniskowym zimowisku. Jak każdy człowiek, mam swój konkretny sposób pracy, który został ukształtowany przez moje wcześniejsze doświadczenia. I uważam, że jest coś czysto pięknego w jego nieustannym przekształcaniu, w ciągłych zmianach. Ja bardzo boję się zmian, ale Ognisko kultywuje heraklitejskie rozumienie egzystencji (w tym żarcie chodzi o to, że wszystko płynie), dzięki czemu ja mogę przekraczać swoje granice, mogę się zmieniać, rozumieć więcej, bardziej dojrzewać. Wyjazdy z Ogniskiem zawsze są dla mnie momentem ogromnej zmiany, przełomu, trochę tak, jak gdybym w Wildze po prostu lepiej rozumiała świat. Zrozumiałam na przykład, że odpuszczanie nie zawsze jest nie ogniskowe; bardzo przeżywałam to, że z pewnych względów nie zrobię warsztatu, ciągle dudniło mi w głowie pytanie „I co ja teraz zrobię?”. A odpowiedź, jak zawsze, okazała się banalnie prosta: spróbuję zrobić go następnym razem. A jak następnym razem nie wyjdzie? To spróbuję jeszcze raz, i jeszcze raz. I jeszcze raz. Bo, jak pięknie powiedziała Pani Ania, „w sztuce nie chodzi o zdobywanie nagród ani o bycie najlepszym”. Czysty akt twórczy ma odnosić się do czegoś znacznie ważniejszego; do realizacji siebie albo do przekazania drugiemu człowiekowi jakiejś idei. W każdym razie, chodzi o coś ponad robienie rzeczy dla wyróżnienia. To właśnie też miał na celu film, który zrealizowałyśmy z Kasią – pokazać, że tworzenie to wszechogarniające doświadczenie, które wyrasta z różnych potrzeb, ale sprowadza się do wyrażania. Bardzo ciężko mi nazwać uczucie, którym darzę Ognisko, w tym wpisie zdecyduję się więc na „afirmację”. Pięknie mi się do wszystkich uśmiecha, ja naprawdę kocham tych wszystkich ludzi; tak dobrze mi się patrzy na młodego człowieka, który jak ja patrzy na świat na swój sposób, a co więcej, chce się tym sposobem patrzenia na świat podzielić między innymi ze mną. Bo pomijając już warsztaty, niespodzianki, dni porządkowe i co nie tylko; to najbardziej twórcze są chyba rozmowy. Słuchanie Ogniskowicza kojarzy mi się zawsze z czytaniem książki filozoficznej. Próba zrozumienia autora daje człowiekowi poczucie sprawczości, czyni go wrażliwszym na świat i poszerza mu horyzonty. I nie chodzi mi tylko o rozumienie Wittgensteina czy „Końcówek” Becketta, ale również „człowieka samego w sobie” – przyczyn jego zachowań, sposobu działania i decyzji, które podejmuje. Bo wbrew pozorom, czasami trudno nam zrozumieć drugiego człowieka, spojrzeć na świat z jego perspektywy, dużo łatwiej jest po prostu ocenić, nadać mu konkretne cechy; prawda potrafi być jednak dużo bardziej skomplikowana. Chciałabym zakończyć ten wpis jakimś przełomowym wnioskiem, błyskotliwą myślą, ale wydaje mi się, że dużo bardziej adekwatne będą tu podziękowania: dziękuję wszystkim razem i każdemu z osobna za to, że wnieśliście do mojego życia nowe perspektywy, że się otworzyliście, a ja mogłam was poznać. Niech żyje metateatr i zobaczenia wkrótce!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz