Zwyczajne
letnie popołudnie przy soku malinowym było początkiem naszej znajomości z Panią Elżbietą Ficowską. Chcę podzielić
się z Wami moimi refleksjami po dwóch spotkaniach, gdyż mój twórczy niepokój
nie pozwala mi zatrzymać tego tylko dla siebie. Chyba
najważniejsze, że w tym spotkaniu dwóch światów, trzeci świat powstaje - już nasz, wspólny.
Nie spodziewałam się, że spotkanie na tle historii odbierającej poczucie
bezpieczeństwa, z osobą właściwie ze mną niewiązaną, obcą, może dać mi aż takie poczucie bezpieczeństwa. Że część
mej duszy, umysłu, która wcześniej milczała, teraz mówi i to nie z przymusu. I
tu właśnie czuję, widzę, bez patosu, że jest to właśnie rodzaj spotkania widoków niepowtarzalnych. I nie chodzi tu o
niepowtarzalność spotkania samego w sobie, lecz połączenia światów tworzących od teraz, nasz wymiar,
naszą sprawę, rzeczywistość, w tym sensie niepowtarzalną.
Już
któryś dzień trwam w tym trzecim, naszym świecie. Z łyżeczką wspomnień? Myślę sobie,
że jest jest mi w tym świecie po prostu dobrze. Najważniejsze jest dla mnie to,
że nie jest to świat Elżbieta Ficowska i my próbujący ubrać historię poszukiwania
jej tożsamości w jakąś ciekawą formę artystyczną, to nie tylko łyżeczka, pudełko
i strach w oczach rodziców. Ten świat to
Elżbieta Ficowska i my. Elżbieta Ficowska, która nas zauważyła. Każdego z
osobna i całą czwórkę. Zainteresowana również naszym życiem, śmiesznymi
historiami o rodzeństwie, szkole i w ogóle ciekawa naszej rzeczywistości. Pełna
zaufania, z chęcią rozmowy, nie wywiadu - o niej samej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz