Chyba powinnam zacząć od tego, że zupełnie nie
rozumiem czasu. Tego czasu, który zajmuje centralną pozycję w naszej
egzystencji. I jeśli ty, drogi czytelniku tego wpisu, nie zgadzasz się ze mną
pod tym względem, należysz prawdopodobnie do gatunku niespóźnialskich. Z mojego
punktu widzenia każdy z nas biega bowiem za małym patyczkiem obracającym się po
okrągłej tarczy. Ten fakt, mnie wydający się zupełnie absurdalny, nie przemawia
jednak ani do moich rodziców, ani do nauczycieli, ani nawet do znajomych, a próby
usprawiedliwiania moich spóźnień przynoszą marne efekty. I żeby nie było, ja
wiem, że okropnie nieuprzejmie jest się spóźniać oraz ze to brak szacunku dla
drugiej osoby, jednak jak to pięknie ujął Tomasz Mann: „Czasu w ogóle nie ma
„właściwie”. Jeżeli komuś się dłuży, płynie wtedy powoli, jeżeli przeciwnie, to
upływa prędko, ale przecież nikt nie wie, z jaką szybkością biegnie w
rzeczywistości” . Tak więc,
biegnąc na lekcje chemii, nie mogę przewidzieć, że czas nauczycielki toczy się
leniwie podczas gdy mój pędzi jak spłoszony rumak.
Kończąc ten długi wstęp,
chciałabym podzielić się czymś cennym, czego o czasie nauczyłam się w Ognisku. Chyba
każdemu Ogniskowiczowi świetnie znany jest moment, kiedy to instruktor, podając
temat scenki, dodaje pośpiesznie „macie 5 minut”. W te 300 sekund dokonuje się
(czasami) metamorfoza ze spanikowanego „nie mamy pomysłu” do dzieła, które
możemy pokazać z dumą. Podobnie na obozach, przez całe dwa tygodnie uczymy się
sprawnej współpracy i wytężamy nasze muskuły kreatywności, aby z każdym
projektem zdążyć na czas. Ten ostatni płynie wtedy jak wartka rzeka spływająca
pędem po górskich zboczach. To właśnie wtedy tykająca wskazówka staje się nie
wrogiem, a wspólnikiem gdyż każdą minutę przeznaczam na coś co kocham, czemu
mogę poświęcać godziny z radością, a przede wszystkim z własnej woli, nie
szkolnego przymusu. Gdy wracam do Warszawy, z walizką wspomnień, przeżyć i
cennych lekcji, rzeka znowu staje się kapryśna i nieobliczalna. Ale w tych
pięciu minutach coś zostaje. Jakaś mała cząstka nieskończoności, którą odtąd
odnajduję codziennie. Bo już wiem, że niemożliwe da się zrobić i to właśnie w 5
minut.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz