niedziela, 27 sierpnia 2023

Antoni Wróbel - Wigilia wilżańska

 


Obóz letni jest dla mnie jak Wigilia. Przygotowuję się do niego, z niecierpliwością miesiąc przedtem. W tych przygotowaniach jest trochę radości, trochę stresu, ale zawsze jest świadomość tego, że na obozie spotka się wspaniałych ludzi, lub pogłębią się znajomości.

Wilga to miejsce, gdzie Ci wszyscy ludzie tworzą momenty nie do zrekonstruowania i doświadczenia, które można zachować jak cukierki w szufladzie na czarniejsze dni. Malowanie rano scenografii w łazience, wygłaszanie monologu o zjedzeniu pierwszego banana, czy podpisywanie książek do szóstej rano to tylko niektóre z chwil, w których liczy się tylko to, co jest przed oczami, a wszystko pozostałe staje się nicością. To tak jakbym przez moment razem z ludźmi, których widzę, dryfował w przestrzeni kosmicznej. Przez te dwa tygodnie świat poza obozem nie ma znaczenia, ważne są sprawy tylko tu i teraz. To wszystko  oczywiście powoduje zmęczenie, ale jest ono skutkiem produktywnego dnia. Co więcej, to wycieńczenie sprawia, że odpoczynek jest tym bardziej przyjemniejszy, a sen tym bardziej natychmiastowy.

Może dlatego często można odczuwać rozczarowanie po powrocie z obozu. Jest ono spowodowane głodem wrażeń, spotkań i szalonego, spontanicznego tworzenia.  




sobota, 26 sierpnia 2023

Amelie Verbuggen - O sile białej koszuli

 





Rozpakowując się już po wyjeździe, siedząc wśród sterty ubrań czystych i tych trochę mniej, wyciągam z walizki wyraźnie noszoną i pogniecioną białą koszulę. Dwa lata temu, zanim dołączyłam do Ogniska, była to zwykła koszula, którą wyciągało się tylko dwa razy do roku, na rozpoczęcie i zakończenie roku szkolnego. W tej właśnie białej koszuli byłam już szefem mafii, panienką z Salzburga, wujkiem na weselu, królikiem, białym łabędziem, i niezliczoną ilością innych postaci i stworzeń. Teraz wisi już znowu u mnie w szafie, wyprana i wyprasowana. Zwykła koszula z H&M, a jednak była już prawie wszystkim, jeśli tylko popatrzy się na nią z odpowiedniej perspektywy… Przeżyła już ze mną kilkanaście różnych przygód. Teraz faktycznie założę ją następnym razem na rozpoczęcie roku szkolnego. Ale za każdym razem będę pamiętać jak tańczyłam w niej waltza wokół ogniska z przyjaciółmi jako młoda fraulein, uśmiechnięta od ucha do ucha. 

 W ciągu tych ostatnich dwóch lat nauczyłam się, że w Ognisku nie ma nigdy przerwy. Nie ma kiedy usiąść i bezmyślnie patrzeć się w telefon, bo nie o to chodzi w Ognisku. Chodzi tu przecież o to by się czegoś nauczyć, nie próbować, a zrobić. Taki jeden moment często do mnie wraca, kiedy już spakowana, w ostatni dzień obozu pałętałam się znudzona po pokojach. Podeszła do mnie  Pani Ania mówiąc “Choć Amelie, ułożysz puzzle.”. I tak właśnie, kolejne pół godziny siedziałam i je układałam (udało mi się dołożyć tylko trzy kawałki). Choć nie była to moja ulubiona aktywność, coś jednak z sobą zrobiłam. To chyba lepiej niż gapienie się w ekranik.

 Pani Ania powtarza nam zawsze, że w życiu najważniejsze są spotkania. I teraz jestem już co do tego przekonana. Spotkałam tutaj nową siebie, nową Amelie, ukształtowaną przez sztukę i środowisko. Amelie, która chce wiedzieć więcej, czuć więcej i czerpać z tego co świat ma nam do zaoferowania. Spotkałam tu nowy świat pełen pięknych ludzi. Ludzi przesiąkniętych promieniami słońca i kolorami. I czym to wszystko było, jak nie spotkaniem które zapamięta się na całe życie? Choć twarze w mojej pamięci może kiedyś wyblakną, zawsze będę mieć w sobie tę Amelie, która odnalazła tu siebie, i która będzie trzymać Ognisko Teatralne „U Machulskich” blisko serca.



 

wtorek, 22 sierpnia 2023

Miła Borcuch - Kreacja nas samych

 


Gdy słyszę słowo Ognisko myślę o przyjaźni, komforcie i odwadze. Są to rzeczy, które uważam za ważne. Odwaga to umiejętność, a raczej cecha. Cecha, która pozwala nam na podejmowanie decyzji. Na uwierzenie w swoją osobę. Na powiedzenie sobie: Ja, to ja. Istotą w tym wszystkim jest realizacja własnej osobowości, wypuklenie swoich cech, sprawienie, że każdy z nas jest wyjątkowy. Sądzę, że Ognisko właśnie po to jest, aby wyróżniać. Aby uświadamiać. Aby pobudzać. Dla mnie tym było: wyróżniło, uświadomiło i pobudziło. Odważyło Tego wszystkiego o czym teraz pisze nie byłoby oczywiście bez człowieka. Bez ludzi. Bez przyjaźni. Gdy 2 lata temu dołączyłam do Ogniska, przez pierwsze miesiące widziałam tylko obce twarze, które jednak z biegiem czasu zmieniły się w trochę bardziej znane twarze, a następnie przeistoczyły się w moje ulubione twarze. Te twarze, o których tak piszę są pewnego rodzaju fundamentem, mitem założycielskim. Bez nich nie byłoby mnie, ciebie, was. Te uśmiechy, smutki, złości, które wspólnie przeżywamy są istotne. Kreują nas. A Ognisko i obozy w Wildze pomagają w tej kreacji. Kreacji nas samych.



niedziela, 20 sierpnia 2023

Gustav Lutz - Co zrobisz gdy właśnie coś zrobisz?

 



Wrażenia z Wilgi. Długo myślałem i nie pisałem o tym nic, bo ciężko jest to uchwycić. Często myśli o pięknych rzeczach wydają się być zapisane w umyśle w języku, który nie da się przełożyć na słowa. Prościej jest więc przywołać historię. Naprawdę wszystko zaczęło się dwa lata temu gdy pojechałem na mój pierwszy obóz (wcześniej bowiem nie spędzałem wakacji z nieznanymi mi ludźmi). Wpadłem w to jako obserwator bez żadnych oczekiwań, ostrzeżeń i wskazówek. Po dwutygodniowej obserwacji stwierdziłem w sumie, że nie rozumiem. Że ci ludzie nie wiem po co się stresują niespodzianką czy płaczą ostatniego dnia. A bawiłem się w porządku, może wrócę za rok na następny turnus, ale nie nastawiałbym się na to, i na tym by pewnie wszystko się skończyło gdyby nie wiadomość od pani Ani: "Dzień dobry, czy będziesz w tym roku chodził na zajęcia Ogniska?". Myślałem, nie odpowiadałem przez ten dzień, aż w końcu matka do mnie mówi "Nie daj się prosić". I poszedłem. Uczyłem się nieco, napotkałem nowych ludzi, zmierzyłem się z Panem Jakubem i zacząłem coraz częściej się tym przejmować. Gdy na kolejnym turnusie wystawiłem mój bardzo nieśmiały warsztat już się stresowałem nie na żarty. Poczułem też w sumie, że nie jest to zwykły obóz tylko o sztuce. Mogłem też wyrażać moje inne pasje kompletnie oderwane od wszystkiego wokół czyli geologia, lądolody i jeszcze. Popchnęło mnie to do przodu i na zimowisku już wystawiłem 10 razy tyle. I się udało. Tego lata też z wysiłkiem, ale mniejszym stresem pracowałem nad trzecim warsztatem. Mogłem zaufać moim aktorom i już nie czułem się jakbym musiał komuś sprzedać kota w worku tłumacząc o co w tym warsztacie chodzi. Bo oni mnie po prostu rozumieli. I tu uświadomiłem sobie największe osiągniecie tej wycieczki w teatr. Moje myśli mogły wyjść z mojej głowy i ktoś mógł je zrozumieć. Otworzyłem też głowę (z moimi zakiszonymi myślami) na innych. Zawdzięczam to chyba przede wszystkim temu, że zawsze miałem coś w rodzaju asekuracji i jeśli coś nie wyszło to mogłem się podnieść. Wracamy do dzisiaj. Teraz pora na nowe stresy, smutki i wyzwania. Mała wycieczka w teatr zmieniła się w drogę główną i jedyną. Teraz mogę iść dalej. Wreszcie to "coś" dokończyć.



Mira Skarżyńska - Co w duszy gra

 


Witam wszystkich drogich przybyłych. Czy z daleka czy nie, czy z przypadku czy z pełnej trzeźwości umysłu – witam. Jest to mój pierwszy wpis na bloga, nie bez przyczyny. Zawsze czułam, że nie liczy się to, czy napiszę te parę słów, czy dorzucę moje trzy grosze. Byłam pewna, że jedynie powielę tylko sentencje i myśli wypowiadane tysiąc razy. Jednak jestem, piszę. Bez myśli-intruzów, które zaczną doszukiwać się bezsensu w sensie. Choć wyzwoliłam się od tych tworów, chyba nie wyzwolę się od frazesu i truizmu (z racji, że są to mocne określenia, autorka prosi o traktowanie ich pół żartem, pół serio) – historii dołączenia do Ogniska. Jednak, jako że nie jest to część najważniejsza i meritum tego co chcę opowiedzieć, określę to w dwóch słowach – przez przypadek. Przypadek jakich mało. Przypadek, który stał się tak dużą częścią mnie, sposobu w jaki postrzegam i kocham świat. Na mojej tegorocznej fuksówce powiedziałam, że nie wiem kim byłabym gdyby nie Ognisko i że wręcz nie chcę wiedzieć. Powiedziałam także, że chcę powiedzieć dużo. Więc to zrobię.  

Sztukę sztuki nauczyłam się tu. Ale czym jest określenie „tu”? Przestrzenią fizyczną? Może metafizyczną? Może osobami, które spotkałam na tej drodze? A może nie rozdzielajmy tego? Może przyznajmy, że Ognisko to roztwór tego co wyżej opisane, ale i czynników i wartości, na które nasz ludzki język jeszcze nie odnalazł nomenklatury.  

Odnalazłam siebie. Tak brzmiałby tytuł mojego manifestu Ogniskowicza. Teraz przechodzę przez przepaść. Przechodzę przez nią od osiemnastu lat. Idę po linie na drugi koniec, jak każdy człowiek chodzący po tej planecie. Etapami. Każdy jej fragment opisać można innym kolorem. Po ostatnich dwóch tygodniach uświadomiłam sobie, że teraz stoję na pewnego rodzaju rozstaju. Jak przy każdej decyzji. Przede mną rozciągają się dwie drogi – kontynuacja lub zakończenie mojej przygody z Ogniskiem. Co zrobię? Nie wiem. Już w tym momencie stwierdzić mogę, że ten wpis będzie moją sanacją w doskwierającym poczuciu powinności podjęcia tej decyzji, a być może jest to „Testament mój” (bo Słowacki wielkim poetą był). 

Ogromną częścią doświadczenia ogniskowego jest Wilga. Tu znowu, i ta Wilga o określonych współrzędnych geograficznych, jak i ta która jest dla nas przeżyciem, doświadczeniem. Wilga jest dla mnie miejscem trudnym. Muszę to przyznać. Mętlik w głowie, ogrom pracy, zmęczenie. Stale krążące po mojej głowie pytania - czy na pewno? czy to wystarczy? Czy Ty wystarczasz? – tu powracają ze zdwojoną siłą. Zwłaszcza obserwując osiągnięcia innych, ich genialne pomysły, ich postęp, ich wiedzę, ich talent. Chodzę po ośrodku, gdy sztuka dzieje się wokół mnie i myślę, czy to na pewno miejsce w którym powinnam być…  Ale czy to ważne? Zawsze powodem takiego postrzegania świata i samej siebie byli u mnie inni ludzie. Ale czy tak być powinno? Ja chcę tu być. Czuję potrzebę wchłaniania wszystkich wartości, których nauczyć się mogłam tylko tu. Ja chcę przeżywać to wszystko. Potrzebuję tego. Nigdy nie mówiłam o tych odczuciach tak otwarcie. Nie mogłam. Zawsze przykrywałam to żartem z dziedziny filozofii, czy rozmową o ideach. Teraz czuję, że nie mam ku temu przeszkód, że potrzebuję to wypowiedzieć. Cóż to byłby za „testament”, gdybym nie pisała wszystkiego co mi w duszy gra? Jednak czy jest to testament? Może manifest? (Oba pisane z małej litery, semantycznie odchodzące od znanych powszechnie ich kategorii i kategoryzacji). Na pewno są to refleksje. Być może nudne. Tak też je zawsze odbierałam. Toteż, nawet gdy nie chciałam, moje warsztaty odbiegały od wewnętrznych konstatacji nad własnymi odczuciami. Nie wiem czy jest to zakończenie, czy moje rozliczenie się z samą sobą. Czymś na pewno te słowa są, na pewno dla mnie samej. Na pewno czymś ważnym, jak Ognisko i Wilga i wszystko co idzie z nimi w parze.  

Kończę też bez puenty. Na puentę dalej czekam. Nie stawiam kropki, bo nie chcę. Bo jeszcze nie pora 

 

 

 

sobota, 19 sierpnia 2023

Sky Jan Wojciechowski - Botticelli, Meksyk, Juliusz Słowacki, kubizm i 201



Wydarzyło się. Ewenement na F zakończony sukcesem. Wreszcie mogę nazywać siebie pełnoprawnym członkiem Koła Miłośników Teatru. Cały ten obóz był dla mnie przede wszystkim wielką próbą. Nie tylko taką przed występem (choć i te bardzo cenię i dużo z nich czerpię) ale przede wszystkim sprawdzeniem się w różnych wymagających rolach. Byłem komendantką tego obozu, co wiązało się z natłokiem wyzwań natury organizacyjnej. Patrząc na zadowolenie innych, poszło mi chyba nie najgorzej. Dało mi to również przestrzeń do prawdziwej, znaczącej pomocy innym Ogniskowiczom. Czułem się potrzebna. Uśmiechy na twarzach innych, gdy dostali ode mnie radę, potrzebną informację albo herbatkę malinową były największą nagrodą. Kolejnym testem był mój warsztat. Jednak w drugą stronę. Kilka godzin przed premierą podjęliśmy z obsadą decyzję, żeby w końcu go nie wystawiać. Bardzo się cieszę z tej decyzji. Ten warsztat nie był niezbędny, a to co chciałem przez niego przekazać przekazałam w innej formie ❤. I chyba wszyscy są bardzo zadowoleni, że mają po obozie filcową pamiątkę, a nie jeszcze bardziej purpurowe kręgi pod oczami. Wreszcie umiem odpuszczać, to też bardzo ważna zdolność. No i wreszcie przechodzimy do tego ukochanego słowa na F. Wszyscy mnie straszyli, jakie to będzie okropne wyzwanie. Jednak dla mnie była to czysta przyjemność. Coś jak świętowanie osiemnastki - wejście na nowy poziom dojrzałości. Zgranie się w grupie nie było wyzwaniem - już wiele razy pracowaliśmy z Mirą, Hanią i Amelie, więc od razu się zgraliśmy. Wszystkie występy pierwsza klasa. Tu wyzwaniem było aż pięć pytań skierowane w moją stronę. Na szczęście po trzech latach już swoje wiem i moje odpowiedzi padły bez chwili zastanowienia. Na szczęście wszystkie poprawne. Chciałoby się powiedzieć, że reszta to już formalność, ale to nie tak. Każda chwila tamtego wieczoru wsiąkała we mnie i ciągle gdzieś płynie pod skórą. Niech płynie. Chcę czerpać z tych chwil jak najwięcej. Pokochałem pokonywanie przeszkód. Idę w świat z nowo nabytymi zdolnościami. Niech moje serca będą z wami. Nie zapominajmy o sobie nawzajem.