sobota, 22 kwietnia 2023

Ola Kabala - Pragnąc więcej

 


Jest tak wiele wartości, które Ognisko we mnie zaszczepiło, tak wiele doświadczeń, scen, haseł pamiętam, które są ze mną do dzisiaj i które w ogromnej mierze mnie ukształtowały.

Chciałam napisać, że moja przygoda z Ogniskiem zakończyła się kilkanaście lat temu, żeby nadać pewien kontekst temu tekstowi. Jednak jak to przeczytałam, zdałam sobie sprawę, że takie stwierdzenie byłoby jedną z największych bzdur. Prawdą jest, że kilkanaście lat temu zakończył się mój udział w zajęciach w Ognisku, ale nie przygoda z Ogniskiem, bo tej nigdy się nie kończy. Nawet jeśli nie uczestniczy się aktywnie w Ogniskowym życiu, oddala się od jego centrum, zaczynają pochłaniać Cię zupełnie inne tematy, odnajdujesz nowe pasje, zajmuje Cię już coś zupełnie nowego, to wciąż masz tę niezwykle wibrującą cząsteczkę Ogniska w sobie. Ona zostaje w człowieku już na zawsze. 

Tę wibrującą Ogniskową cząsteczkę można porównać do nowej komórki, która na stale zapisuje się w ciele każdego Ogniskowicza. Ma bardzo wiele barw i nosi w sobie różny ładunek w zależności od tego, w czyim ciele się zapisała. Trochę tak jak jesteśmy różni jako ludzie, tak też każdy otrzymuje i bierze z Ogniska coś innego, coś wyjątkowego i potrzebnego tylko dla siebie.

Wydaje mi się, że to, co jest uniwersalne i mocno wybrzmiewa w tej Ogniskowej cząsteczce zapisanej w nas na zawsze, to niezgoda na przeciętność, mierność, nijakość, bylejakość, lichotę, banalność, płytkość, bezbarwność, średniactwo, nieciekawość, mizerność, bezwartościowość. Bo przecież wiemy, że „bez tej miłości można żyć, mieć serce puste jak orzeszek, malutki los naparstkiem pić”, tylko po co?! I ta niezgoda ma swój unikalny wydźwięk praktycznie w każdym obszarze życia, zarówno w sposobie spędzania wolnego czasu, jak również w relacjach, wyborze książki, filmu, sztuki teatralnej czy nawet swojej ścieżki zawodowej.

Jestem niezwykle wdzięczna, że również ja posiadam tę cząsteczkę a wraz z nią potrzebę szukania, a gdy wciąż czegoś brakuje, to nie poddawania się i jeszcze raz szukania i jak trzeba to dalej szukania. Towarzyszy mi nieustający brak akceptacji na tzw. półśrodki. Jak to w życiu, czasem muszą się pojawić, ale staram się, by nie trwały zbyt długo. Szukanie, szukanie, aż wreszcie po wielu trudach dochodzi do poczucia spełnienia i można krzyczeć wokół całemu światu, że „mam to”! Nareszcie mam to!

Ludzie wokół mają dziwną tendencję podcinania skrzydeł, mówią po co Ci to? I co z tego będziesz mieć? Raczej to dziwne, zdarza im się wyśmiewać pewne pomysły i decyzje, bo nie rozumieją. Pytają, skąd masz energię, żeby jeszcze po pracy i to takiej naprawdę wymagającej, odpowiedzialnej i stresującej jeździć na studia, na kolejne kursy i warsztaty zupełnie niezwiązane z tym, co wykonujesz na co dzień zawodowo. A Ty niejednokrotnie nie masz energii, miewasz momenty zwątpienia, czasem Ci się nie chce, musisz rezygnować z wielu przyjemności, czasem masz też po prostu dosyć, ale wiesz, że najzwyczajniej w świecie potrzebujesz czegoś więcej, bo inaczej uschniesz.

I tak właśnie w wieku 33 lat odnalazłam swoją własną rozwojową i pomocową ścieżkę pracy somatycznej, czyli pogłębiania świadomości ciała m.in. przez pracę z oddechem, improwizację ruchową, relaksację, taniec intuicyjny i kreatywny, ucieleśnianie, ergonomię ruchu. Teraz tą radością, którą można czerpać z ruchu i tańca dzielę się wokoło. Ciało często wie wcześniej niż umysł. Warto nauczyć się go słuchać i być bogatszym o informacje i odczucia czerpane z sygnałów płynących prosto z ciała.

Najciekawsze jest to, że mam takie poczucie, że w spirali mojego życia zatoczył się właśnie jeden z niedomkniętych pięknych kręgów, który wędruje wyżej i wyżej odsłaniając nowe drogi i kolejne zawiłości. Kończę już teraz studia z somatyki w tańcu i terapii na Akademii Muzycznej w Łodzi, ale w ciągu tych dwóch lat niejednokrotnie przypominały mi się zajęcia w Ognisku z niesamowitą Zosią Dowjat, w których miałam niepowtarzalną okazję uczestniczyć. Pamiętam szalone rozgrzewki, gdy poruszał się dosłownie każdy milimetr ciała jednocześnie, oddawanie ciężaru, zabawy ruchowe na kreatywność i zaufanie, pierwsze moje ćwiczenia relaksacyjne, improwizacje ruchowe, w których nie było pojmowania, że coś jest lepsze czy gorsze, wszystko było genialne, bo było własne, autorskie, ciekawe, niepowtarzalne. I te szczere rozmowy i śmiech i luz. Cudowne!

Historie Ogniskowiczów są bardzo różne, wybieramy bardzo różne ścieżki zawodowe, ale w mniejszym lub większym stopniu pozostajemy w kontakcie ze sztuką. I to jest piękne. Miłość do sztuki czy to teatralnej, filmowej, malarskiej, muzycznej, tanecznej pozostaje. Pozostaje radość z czerpania z piękna, brzydoty, kreatywności i szeroko rozumianej kultury. A doświadczenia z improwizacji niejednokrotnie przydają się w codziennym życiu.

            Ściskam wszystkich z mojej dawnej grupy Wieczór Trzech Króli i grup, z którymi spotykaliśmy się na korytarzu i mieliśmy wspólne wydarzenia: Burza, Jak Wam się podoba i Sen nocy letniej oraz wszystkich instruktorów. Wszystkiego dobrego! Przyjemnie było napisać tekst na ogniskowego bloga!