piątek, 27 stycznia 2023

Jan Wojciechowski - Nadzieja matką dobrych

 



"Zadam wam jedno pytanie, jak nie dostanę odpowiedzi to wyjdę. Kim był Jan Karski?" Takie słowa usłyszeliśmy w zeszłą niedzielę od pani Ani. Zapadła po nich cisza. Na szczęście nie skutkowała ona wyjściem ani, co gorsza, pozostawieniem bez odpowiedzi. Więc czym? Wieczorem pełnym silnych emocji, elegancji, ważnych historii, ale przede wszystkim nadziei. Dostaliśmy zaproszenie na spektakl "Zapamiętaj. Świadectwo Jana Karskiego"- amerykański monodram wyjątkowo wystawiany w Teatrze Dramatycznym dzięki Fundacji Edukacyjnej Jana Karskiego. Kilkanaście osób, które wcześniej o Karskim słyszało dwa akapity pod koniec zajęć (chyba że ktoś poczytał sobie o nim dwa więcej na Wikipedii czy innej pierwszej lepszej stronie) miało nagle przeżyć 100 minut teatru poświęconego jego postaci. I w pewnym stopniu nasza niewiedza była atutem, bo mogliśmy poznać tę postać beż żadnych założeń, zwyczajnie zaufać reżyserom (Clark Young, Derek Goldman) i aktorowi (David Strathairn), że sprawnie przeprowadzą nas przez jego życiorys. Tak właśnie było. David wchodzi na scenę, rozgląda się po publiczności i zaczyna mówić o Karskim. Kończy wstęp, w tle pojawia się fragment wywiadu z samym Karskim a on już stoi przed nami w osobie Davida. Tu muszę pochwalić grę głosem aktora - drobne zmiany w akcencie, sposobie przeciągania głosek sprawiły, że od razu wiadomo było, czy mamy do czynienia z Polakiem, Francuzem czy prezydentem Stanów Zjednoczonych. Strathairn opowiedział nam ważną historię i choć był jedynym aktorem na scenie, to światło było jakoby drugim bohaterem spektaklu. Grało to latarkę, to więzienie, to karabin, to znowu było partnerem w dialogu, gdy oświetlało widownię albo specyficzny punkt na scenie. I w ten sposób człowiek i kilkanaście reflektorów opowiedzieli o osobie pełnej poczucia winy, niepewności, lecz również determinacji. O zapomnianym, zignorowanym, którego życiorys dopiero dekady potem mamy szansę poznać. Tuż po spektaklu mieliśmy okazję uczestniczyć w rozmowie z autorami i aktorem, bardzo ważnej z powodu tego, jak dużo dodała do wydźwięku całego wydarzenia. Po samym spektaklu miałem poczucie bezsensu, bo tyle przecież jest na świecie Rooseveltów i Churchillów. Rozmowa potem przypomniała mi o wszystkich Karskich. O tym, żeby iść w przyszłość z nadzieją, z dobrem i z przekonaniem o tym, że to, co robimy, jest ważne. Czas spędzony na bankiecie w foyer po spektaklu tym razem nie był tylko uprzyjemnieniem wieczoru i przypomnieniem o randze Teatru Dramatycznego. Rozmowy z innymi widzami utwierdziły mnie w przekonaniu o wartości teatru na żywo i ludzi, którzy mają coś do powiedzenia. Zwieńczeniem była szansa na rozmowę z samym Davidem Strathairnem. Jednak przydaje się dobrze mówić po angielsku - Ogniskowicze wybrali mnie na reprezentanta i miałem szansę zamienić z nim kilka zdań. Podziękowałem mu więc za daną nadzieję na naszą przyszłość. A jego życzenia i szczera wiara w to, że my też mamy dużo przekazania zrobiły dla mojej wiary w siebie tyle, co godziny zapewnień rodziców o tym, że będzie dobrze, bo przecież robię to to to i tamto. Karski w spektaklu wiele razy podkreśla, że jest tylko jednym człowiekiem. Tak naprawdę jest aż jednym człowiekiem. Bo takie płynie przesłanie ze spektaklu - o sile jednej osoby. Jednego aktora, jednego sprawozdawcy cierpienia w Polsce. I o nadziei, która w nas pozostanie, nadziei na to, że skoro oni mogą, to my też. Z taką myślą idę podbijać sesję, zimowisko, warsztaty. Obyśmy wszyscy pamiętali jak najdłużej.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz