Zawsze ciężko było mi tłumaczyć osobom trzecim magię ogniskowych wyjazdów. Co niesamowitego jest w męczących, późnych próbach, wspólnym oglądaniu filmów czy rozmawianiu na trudne tematy? Większość znajomych ze szkoły nie rozumie, dlaczego przez kolejne dni po powrocie chodzę zamyślona. A ja przecież wspominam to, co się zdarzyło i było wyjątkowe...
Powiem wprost: po prostu bardzo nie lubię wracać do normalnego świata, do codzienności. Do szkoły, w której schematy górują nad kreatywnością, a plotki nad ciekawymi rozmowami. Bycie sobą zostaje tam zastąpione chęcią wpasowania się w towarzystwo, dialog - mówieniem o sobie, najczęściej trywialnych bzdur. Nie lubię wyjeżdżać z ogniskowych obozów, bo wiem, że w codziennym świecie ciężko będzie mi uświadczyć takich zjawisk, jak bezinteresowna pomoc czy szczere zainteresowanie drugim człowiekiem.
Dlatego kocham Ognisko. Ono uczy mnie życia bardziej niż wszystko inne. Letnie i zimowe wyjazdy są dla mnie naładowaniem energii i nabraniem chęci do życia na kolejne miesiące.
Czuję, że nawet jeśli nie wykorzystałam tego zimowiska w pełni, dało mi ono bardzo dużo. Nie tylko pod względem „teatralnym”, ale również życiowym, ludzkim. Nauczyłam się, że trudności nie powinno się omijać i udawać, że ich nie ma, tylko dzielnie stawiać im czoła. Nawet kosztem zmęczenia, czasem braku satysfakcji z efektów, które miały być inne, ale coś poszło nie tak.
Tu jestem sobą. Tu jestem szczęśliwa. Tu po prostu jestem i łapię każdą chwilę. To co ulotne i tak zostaje we mnie na zawsze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz