Nigdy
wcześniej przy pożegnaniu nie przytulałam nikogo tak mocno, jakbym
kurczowym uściskiem mogła sprawić, że w Pęcławiu czas się
zatrzyma i już na zawsze będziemy tkwić w blasku słońca
wyglądającego zza palm i blasku ogniskowej miłości. Nigdy
wcześniej nie pokochałam nikogo tak mocno, jak ludzi, którzy przez
siedem dni wytworzyli mikrokosmos stanowiący jądro potężnego
wybuchu. Nieopisana twórcza siła, która się w nas nagromadziła
nie jest efektem finalnym, a jedynie zalążkiem tego, co będzie
wydarzać się, kiedy wrócimy do domów i będziemy dzielić się tą
miłością z całym światem.
Ognisko
jest jakby miękką poduszką. Najprzychylniejsze i najcieplejsze
miejsce dla młodych, rozedrganych
i wrażliwych nastolatków. Jestem głęboko poruszona tym, jak
intymne i osobiste były wystawione warsztaty i jak szczere słowa
mogliśmy sobie wyszeptać. Obdarzyliśmy się tym co najważniejsze
– zaufaniem, empatią i troską dzięki czemu nie musieliśmy się
niczego bać.
Bardzo
się cieszę, że właśnie wśród tych ludzi wystawiłam swój
drugi warsztat. Nie spodziewałam się, że kiedyś zdecyduję się
pozwolić innym poznać tak intymne i głęboko ukrywane cząstki
siebie. Aż do momentu omówienia szalało w mnie mnóstwo obaw.
Wybrałam własny tekst, co tylko potęgowało strach. Ostatnio
mierzyłam się z ciągłym niezrozumieniem i zaczęłam wątpić w
wartość mojej wrażliwości, sens tego, co chciałam powiedzieć,
czy to, że mogę wpływać na rzeczywistość. Wystarczyło, że
zgasł reflektor, usiadłam przed wszystkimi i popatrzyłam na ich
twarze. Wtedy zrozumiałam, że nie muszę już bać się siebie, bo
to wszystko co się ze mnie wynurza nie jest niczym złym. Mam
nadzieję, że zabierając innych w mój świat mogłam choć w
niewielkim stopniu zrekompensować wszystkie gesty, uśmiechy i
rozmowy, które dodały mi pewności. Nie umiem nawet zamknąć w
słowa tego, jak wiele tutaj dostałam i jak bardzo jestem za to
wdzięczna.
Wielkim
zaskoczeniem były też dla mnie zajęcia z instruktorami. W ciągu
trzech dni cała moja pewność siebie została zburzona, po czym
rozkwitła na nowo z wielką siłą i świadomością. Od jakiegoś
czasu mocno trzymałam się wizji siebie wkomponowanej w łuk fotela
z całą aktywnością skupioną w słowie, dlatego zaskoczyło mnie
tak nagłe uruchomienie ciała. Żadne ćwiczenie nie było łatwe,
ale przy natłoku myśli podczas prób, niespodzianek i warsztatów
moment przełamania ciała stanowił nieopisaną przyjemność.
Poddałam się sile skupionej w moich łokciach, kostce, czy biodrach
i pozwoliłam się całkowicie prowadzić impulsom drugiej osoby, by
podczas pokazu uwolnić absolutnie każde drżenie, pozbyć się
świadomości i przesunąć nietykalne wcześniej granice.
Jedno
z ćwiczeń, które wykonywaliśmy polegało na poddaniu się
wysyłanym przez drugą osobę impulsom wprawiającym w ruch
poszczególne części ciała. Nim zdążył wygasnąć jeden ruch,
nieopisana siła już ciągnęła w drugą stronę. Nie dawaliśmy
sobie ani chwili odpoczynku i to samo działo się przez całe
zimowisko. Byliśmy tutaj całkowicie dla siebie nawzajem. Warsztaty,
niespodzianki, filmy, rozmowy… Nieustannie prowokowaliśmy się do
myślenia, do stawiania trudnych pytań i niewygodnych odpowiedzi.
Zaskakiwaliśmy, wzruszaliśmy i zdumiewaliśmy, by tylko poczuć coś
więcej, wejść głębiej i odczuć mocniej. Siedem dni
wykorzystaliśmy maksymalnie, wycisnęliśmy wszystko i odkryliśmy
całą feerię barw. Mogliśmy wsiąknąć w meandry czasoprzestrzeni
i zniknąć z codzienności. Emocjonalny rollercoaster zafundował
nam mnóstwo nagłych wstrząsów i do końca nie zwalniał.
Zatrzymał się tak nagle, że mam wrażenie jakbym wypadła w inny
świat. Powrót do codzienności, będzie jak budzenie się ze
swoistego letargu, który chociaż wcale nie był wyciszeniem,
przyniósł olbrzymią ulgę i harmonię.
W
cieniu pęcławskich palm i blasku Ogniskowiczów zdarzyła się
jeszcze jedna niezwykle istotna rzecz. Po ostatnim odśpiewaniu
hymnu, w uniesieniu pożegnań rozmawiałam z jedną osobą o tym,
jak pierwszy raz spotkaliśmy się na zajęciach w Ognisku. Bardzo
dobrze pamiętam tamten dzień i to jak niepewnie się czułam w
miejscu pełnym tak cudownych osób, którym, jak mi się wtedy
zdawało, nie dorównuję. Kiedy później się przytuliliśmy miałam
wrażenie, że obydwoje jakby nie dowierzamy w to, że teraz jesteśmy
tu razem i zrozumiałam, że przez całe zimowisko ani razu nie
pomyślałam o sobie jako o tej, która „czasem przyjeżdża na
zajęcia”. Po raz pierwszy poczułam się częścią Ogniska w
pełnym i absolutnym tych słów znaczeniu.
A
na pytanie „jak żyć?” mogę już bez wahania odpowiedzieć, że
na swój własny sposób.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz