sobota, 22 lipca 2017

Marta Szlasa-Rokicka - Szlachectwo zobowiązuje






Serock 2017. Jadąc na ten obóz nie oczekiwałam wiele. Oczywiście wiedziałam, że przeżyję coś niesamowitego, dwa tygodnie w równoległej rzeczywistości, w której najchętniej bym została. Ale to otrzymywałam zawsze. Moja podświadomość nie była aż tak pyszna, by podpowiadać mi, że będę kimś istotnym na tym wyjeździe, w zasadzie każdy jest tam równie ważny (chodź zalatuje to eufemizmem, wiem). Nie będąc komendantem, nie pełniąc innych obozowych funkcji (wtajemniczeni wiedzą, o co chodzi) miałam skupić się na tym co robiłam ja i trójka moich najbliższych przyjaciół. Nagle jednak okazało się, że był to mój pierwszy obóz ogniskowy, na którym tak wiele mogłam z siebie dać. Okazało się, że doświadczenia z poprzednich lat dały mi niezatarty obraz tego, co trzeba robić oraz czego unikać, obraz osoby, którą bez naciągania mogę nazwać Ogniskowiczem. Okazało się, że 3 lata to nie jest różnica dla przyjaźni i że wiedza teatralna zawsze zasługuje na rozgłos. Że mogę stać się dla ludzi jeszcze młodszych ode mnie (a nie czuję się specjalnie staro) mini-autorytetem na te dwa tygodnie oczyszczającego wysiłku intelektualnego. Zrozumiałam, bez szastania wielkimi słowami, jak bardzo Ognisko mnie ukształtowało. Całkiem zaskakujące było to, że największe oczekiwania padały nie ze strony instruktorów, których uznanie mocno sobie cenię, ale ze strony młodszych kolegów, będących na obozie po raz pierwszy czy drugi. Nie wiem czy umiem opisać do końca jakiej siły to daje, wiem natomiast co chcę przekazywać dalej, na każdym obozie, każdego dnia. Przekonanie że „to” jest coś więcej niż zabawa w teatr, niż otwarte głowy i jakakolwiek wiedza na temat sztuki. One są niesamowicie ważne, zwłaszcza w czasach gdy wszystko spłycane jest do formy emotikonów (niespodzianka grupy 4 dwa lata temu?). Ale na to mogą sobie pozwolić byle jakie zajęcia w jakiejś tam świetlicy. Oprócz tego wszystkiego chciałam przekazać moim „dzieciakom” (tak się drażniliśmy w naszej grupie przez ostatnie 2 tygodnie) dwa słowa, które dudnią mi w głowie odkąd weszłam do KMT. Szlachectwo zobowiązuje. Wdzięczności nie widać gołym okiem, i to chyba nawet dobrze, bo wyszłabym na desperatkę. Nie zmienia to faktu, że jest to chyba najwspanialsze zobowiązanie, jakie mogłam otrzymać.    

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz