Serock 2017. Jadąc na ten obóz nie oczekiwałam wiele. Oczywiście
wiedziałam, że przeżyję coś niesamowitego, dwa tygodnie w równoległej
rzeczywistości, w której najchętniej bym została. Ale to otrzymywałam zawsze.
Moja podświadomość nie była aż tak pyszna, by podpowiadać mi, że będę kimś
istotnym na tym wyjeździe, w zasadzie każdy jest tam równie ważny (chodź
zalatuje to eufemizmem, wiem). Nie będąc komendantem, nie pełniąc innych
obozowych funkcji (wtajemniczeni wiedzą, o co chodzi) miałam skupić się na tym
co robiłam ja i trójka moich najbliższych przyjaciół. Nagle jednak okazało się,
że był to mój pierwszy obóz ogniskowy, na którym tak wiele mogłam z siebie dać.
Okazało się, że doświadczenia z poprzednich lat dały mi niezatarty obraz tego,
co trzeba robić oraz czego unikać, obraz osoby, którą bez naciągania mogę
nazwać Ogniskowiczem. Okazało się, że 3 lata to nie jest różnica dla przyjaźni
i że wiedza teatralna zawsze zasługuje na rozgłos. Że mogę stać się dla ludzi
jeszcze młodszych ode mnie (a nie czuję się specjalnie staro) mini-autorytetem
na te dwa tygodnie oczyszczającego wysiłku intelektualnego. Zrozumiałam, bez
szastania wielkimi słowami, jak bardzo Ognisko mnie ukształtowało. Całkiem
zaskakujące było to, że największe oczekiwania padały nie ze strony
instruktorów, których uznanie mocno sobie cenię, ale ze strony młodszych
kolegów, będących na obozie po raz pierwszy czy drugi. Nie wiem czy umiem
opisać do końca jakiej siły to daje, wiem natomiast co chcę przekazywać dalej,
na każdym obozie, każdego dnia. Przekonanie że „to” jest coś więcej niż zabawa
w teatr, niż otwarte głowy i jakakolwiek wiedza na temat sztuki. One są
niesamowicie ważne, zwłaszcza w czasach gdy wszystko spłycane jest do formy
emotikonów (niespodzianka grupy 4 dwa lata temu?). Ale na to mogą sobie
pozwolić byle jakie zajęcia w jakiejś tam świetlicy. Oprócz tego wszystkiego
chciałam przekazać moim „dzieciakom” (tak się drażniliśmy w naszej grupie przez
ostatnie 2 tygodnie) dwa słowa, które dudnią mi w głowie odkąd weszłam do KMT.
Szlachectwo zobowiązuje. Wdzięczności nie widać gołym okiem, i to chyba nawet
dobrze, bo wyszłabym na desperatkę. Nie zmienia to faktu, że jest to chyba
najwspanialsze zobowiązanie, jakie mogłam otrzymać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz