Jest siedemnasty lipca. Dwa dni
temu wyjechałam z Serocka. To był już mój trzeci obóz z Ogniskiem. Myślałam, że
wiele nowego mnie już nie spotka. Przecież na pierwszym obozie poznałam
codzienny rozkład dnia, zrobiłam pierwszą sztukę i niespodzianki, pierwszy
pokaz instruktorski oraz zobaczyłam po raz pierwszy fuksówkę na własne oczy, za
to na drugim obozie wstąpiłam do KMT oraz wyreżyserowałam mój pierwszy
warsztat. Uważałam więc, że tegoroczny obóz nie zaskoczy mnie niczym nowym. I
jak to często w życiu bywa - myliłam się.
Pierwszy szok pojawił się przy czytaniu listy osób zapisanych
na pierwszy turnus. Nie znałam prawie nikogo. Miałam nadzieję, że pojadą na
obóz osoby, które znałam już z kilku wyjazdów, stało się jednak zupełnie
inaczej. Okazało się, że jadą jedni z najmłodszych ogniskowiczów oraz osoby,
które na ogniskowy obóz jadą po raz pierwszy w życiu. Trochę się tego bałam.
Zawsze czujemy się mniej pewni w otoczeniu osób, które nam są obce. Martwiłam
się więc tą sprawą aż do początku obozu. Myślałam o tym cały czas. Jak się
potem okazało zupełnie niepotrzebnie, bo już po kilku godzinach od przyjazdu
wszyscy okazali się wspaniali. Nie byli od starszych ogniskowiczów inni. Duchem
ogniskowym, pozytywną energią i
kreatywnością byli prawie identyczni. Tak samo wrażliwi mili i zabawni. To mnie
ożywiło. Wiedziałam, że po raz kolejny mam zaszczyt przyjechać do Serocka i
spędzić te 2 nadchodzące tygodnie z cudownymi, pomysłowymi i niezwykłymi ludźmi.
Wiem, że wyjazd z Ogniskiem to dla każdego z nas najlepsza rzecz jaką można
zrobić w czasie wakacji.
Zaskoczeniem jest też zawsze
odkrycie na nowo osób już trochę znanych. Tak stało się też w moim pokoju, do
którego trafiłam z dwoma dobrymi koleżankami znanymi z cotygodniowych
zajęć w Ognisku. Wiedziałam mniej więcej
jakie są i jak wygląda praca z nimi. Jednak obóz Ogniska to obóz Ogniska i
wszyscy wiedzą, że wszystko, co wydaje nam się znajome. zamienia się na tym
obozie w tajemnicę do odkrycia lub zbadania w inny sposób niż dotychczas.
Koleżanki poznałam więc od zupełnie innej strony. Mówię tu nie tylko o
poznawaniu suchych faktów i historii z ich życia (choć i te są imponujące i
czasem trudno w nie uwierzyć), ale przede wszystkim wiem, że nigdzie indziej
nie poznałabym ich w takich sytuacjach jak radzenie sobie ze zbitą butelką po
olejku różanym, łapanie trzycentymetrowego szerszenia , wynoszenie z pokoju
soku ze zgniecionych i zgniłych moreli, panika po otrzymaniu czterowersu do
napisania albo robienie codziennych inwencji. To zdarza się tylko raz w życiu.
Podsumowując ten wątek przyjechałam do koleżanek, a wyjechałam z
przyjaciółkami.
Nauczyłam się też zupełnie nowych
rzeczy, zarówno w grupie instruktorskiej, jak i tej losowanej, z którą
pracowałam przez 2 tygodnie. Obie te grupy stymulowały mnie do działania i
uczyły nowych form przekazu sztuki, rozwiązań teatralnych, metafor i sposobów
wyrażania emocji na scenie. Wszystko to najlepiej zapamiętuje się właśnie w
trakcie pracy, wśród ludzi, którym się ufa. Niesamowite jest też to, ile można
czerpać od osób młodszych. Ich uwagi są zawsze szczere, celne i bardzo pomocne
przy pracy i w zwyczajnej znajomości. Bardzo wszystkim za to dziękuję.
Dużo nauczyłam się też w sprawach
organizacyjnych. Nie da się bowiem ukryć, że wśród osób, dla których obóz Ogniska
jest nowy, utrzymanie ładu i porządku staje się trudniejsze. Organizacja grup
porządkowych musi być zatem perfekcyjna. Niestety trudno było nam nad tym
wszystkim zapanować i jako grupa ponosiliśmy w tej dziedzinie liczne porażki.
To jednak uczyło nas coraz to nowszych rozwiązań panowania nad dużą ilością
osób oraz motywowało do dalszej pracy.
Zaskoczeniem była dla mnie też
praca w KMT. Wyobrażałam ją sobie zupełnie inaczej. Raczej jako coś nudnego.
Jednak przyniosła mi ona wiele satysfakcji i frajdy. Szczególnie ta nad przygotowywaniem
wszystkiego do fuksówki (kto nie wie co to, musi koniecznie pojechać na obóz i sam
przeżyć) i nad pokazem KMT. Były to chwile, których nigdy nie zapomnę.
Najpiękniejszy moment w tym
obozie to był jednak sam dzień fuksówki, kiedy po roku na nowo uświadomiłam
sobie, że należę do grupy niezwykłych ludzi, z którymi mogę dzielić się moimi
porażkami i sukcesami. Należę do grupy ludzi, którzy są w stanie mnie
zrozumieć. Należę do grupy ludzi, którzy czekają na mnie ze swoimi radami
opartymi na doświadczeniu. Należę do grupy kreatywnych ludzi, którzy stymulują
mnie do tego, żebym też była kreatywna. Należę do grupy ludzi wśród których jest
mi niezwykle dobrze. Należę do grupy ludzi, którym ufam i wśród których czuję
się bezpieczna. Szłam z nimi przez ciemny las w środku nocy i płakałam ze szczęścia,
bo poczułam się jak mała Filifionka, którą grałam w sztuce zaledwie dzień
wcześniej. Poczułam się wolna i bezpieczna zarazem. Przypomniałam sobie o tym,
że muszę robić w życiu wszystko, aby przekazywać ludziom na całym świecie
halinistycne idee, aby każdy z nich mógł żyć w takim błogim szczęściu jakie
ogarnia każdego Ogniskowicza na fuksówce.
Przypomniałam sobie, że ”należę do grona wybranych. Szlachectwo zobowiązuje”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz