wtorek, 18 lipca 2017

Gabriela Szmel - Serockie zaskoczenia


Jest siedemnasty lipca. Dwa dni temu wyjechałam z Serocka. To był już mój trzeci obóz z Ogniskiem. Myślałam, że wiele nowego mnie już nie spotka. Przecież na pierwszym obozie poznałam codzienny rozkład dnia, zrobiłam pierwszą sztukę i niespodzianki, pierwszy pokaz instruktorski oraz zobaczyłam po raz pierwszy fuksówkę na własne oczy, za to na drugim obozie wstąpiłam do KMT oraz wyreżyserowałam mój pierwszy warsztat. Uważałam więc, że tegoroczny obóz nie zaskoczy mnie niczym nowym. I jak to często w życiu bywa - myliłam się.
Pierwszy szok pojawił się przy czytaniu listy osób zapisanych na pierwszy turnus. Nie znałam prawie nikogo. Miałam nadzieję, że pojadą na obóz osoby, które znałam już z kilku wyjazdów, stało się jednak zupełnie inaczej. Okazało się, że jadą jedni z najmłodszych ogniskowiczów oraz osoby, które na ogniskowy obóz jadą po raz pierwszy w życiu. Trochę się tego bałam. Zawsze czujemy się mniej pewni w otoczeniu osób, które nam są obce. Martwiłam się więc tą sprawą aż do początku obozu. Myślałam o tym cały czas. Jak się potem okazało zupełnie niepotrzebnie, bo już po kilku godzinach od przyjazdu wszyscy okazali się wspaniali. Nie byli od starszych ogniskowiczów inni. Duchem ogniskowym, pozytywną energią  i kreatywnością byli prawie identyczni. Tak samo wrażliwi mili i zabawni. To mnie ożywiło. Wiedziałam, że po raz kolejny mam zaszczyt przyjechać do Serocka i spędzić te 2 nadchodzące tygodnie z cudownymi, pomysłowymi i niezwykłymi ludźmi. Wiem, że wyjazd z Ogniskiem to dla każdego z nas najlepsza rzecz jaką można zrobić w czasie wakacji.
Zaskoczeniem jest też zawsze odkrycie na nowo osób już trochę znanych. Tak stało się też w moim pokoju, do którego trafiłam z dwoma dobrymi koleżankami znanymi z cotygodniowych zajęć  w Ognisku. Wiedziałam mniej więcej jakie są i jak wygląda praca z nimi. Jednak obóz Ogniska to obóz Ogniska i wszyscy wiedzą, że wszystko, co wydaje nam się znajome. zamienia się na tym obozie w tajemnicę do odkrycia lub zbadania w inny sposób niż dotychczas. Koleżanki poznałam więc od zupełnie innej strony. Mówię tu nie tylko o poznawaniu suchych faktów i historii z ich życia (choć i te są imponujące i czasem trudno w nie uwierzyć), ale przede wszystkim wiem, że nigdzie indziej nie poznałabym ich w takich sytuacjach jak radzenie sobie ze zbitą butelką po olejku różanym, łapanie trzycentymetrowego szerszenia , wynoszenie z pokoju soku ze zgniecionych i zgniłych moreli, panika po otrzymaniu czterowersu do napisania albo robienie codziennych inwencji. To zdarza się tylko raz w życiu. Podsumowując ten wątek przyjechałam do koleżanek, a wyjechałam z przyjaciółkami.
Nauczyłam się też zupełnie nowych rzeczy, zarówno w grupie instruktorskiej, jak i tej losowanej, z którą pracowałam przez 2 tygodnie. Obie te grupy stymulowały mnie do działania i uczyły nowych form przekazu sztuki, rozwiązań teatralnych, metafor i sposobów wyrażania emocji na scenie. Wszystko to najlepiej zapamiętuje się właśnie w trakcie pracy, wśród ludzi, którym się ufa. Niesamowite jest też to, ile można czerpać od osób młodszych. Ich uwagi są zawsze szczere, celne i bardzo pomocne przy pracy i w zwyczajnej znajomości. Bardzo wszystkim za to dziękuję.
 Dużo nauczyłam się też w sprawach organizacyjnych. Nie da się bowiem ukryć, że wśród osób, dla których obóz Ogniska jest nowy, utrzymanie ładu i porządku staje się trudniejsze. Organizacja grup porządkowych musi być zatem perfekcyjna. Niestety trudno było nam nad tym wszystkim zapanować i jako grupa ponosiliśmy w tej dziedzinie liczne porażki. To jednak uczyło nas coraz to nowszych rozwiązań panowania nad dużą ilością osób oraz motywowało do dalszej pracy.
Zaskoczeniem była dla mnie też praca w KMT. Wyobrażałam ją sobie zupełnie inaczej. Raczej jako coś nudnego. Jednak przyniosła mi ona wiele satysfakcji i frajdy. Szczególnie ta nad przygotowywaniem wszystkiego do fuksówki (kto nie wie co to, musi koniecznie pojechać na obóz i sam przeżyć) i nad pokazem KMT. Były to chwile, których nigdy nie zapomnę.
Najpiękniejszy moment w tym obozie to był jednak sam dzień fuksówki, kiedy po roku na nowo uświadomiłam sobie, że należę do grupy niezwykłych ludzi, z którymi mogę dzielić się moimi porażkami i sukcesami. Należę do grupy ludzi, którzy są w stanie mnie zrozumieć. Należę do grupy ludzi, którzy czekają na mnie ze swoimi radami opartymi na doświadczeniu. Należę do grupy kreatywnych ludzi, którzy stymulują mnie do tego, żebym też była kreatywna. Należę do grupy ludzi wśród których jest mi niezwykle dobrze. Należę do grupy ludzi, którym ufam i wśród których czuję się bezpieczna. Szłam z nimi przez ciemny las w środku nocy i płakałam ze szczęścia, bo poczułam się jak mała Filifionka, którą grałam w sztuce zaledwie dzień wcześniej. Poczułam się wolna i bezpieczna zarazem. Przypomniałam sobie o tym, że muszę robić w życiu wszystko, aby przekazywać ludziom na całym świecie halinistycne idee, aby każdy z nich mógł żyć w takim błogim szczęściu jakie ogarnia każdego Ogniskowicza na fuksówce. Przypomniałam sobie, że ”należę do grona wybranych. Szlachectwo zobowiązuje”.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz