Chyba każdy zna to uczucie, kiedy w bardzo zimny i
ponury dzień wchodzi do domu i robi sobie swoją ulubioną herbatę. Czerwone
policzki zaczynają szczypać od ciepłego powietrza, skostniałe ręce znów robią
się ciepłe i miękkie, a wraz z pierwszym łykiem herbaty całe ciało zalewa fala
ciepła i rozkoszy. Do tego właśnie porównałabym zimowisko w Pęcławiu. Już
mijając znak "Pęcław" czuję jak coś zaczyna świdrować mi w brzuchu,
ale dopiero pierwszy oddech zaczerpnięty w ośrodku daje mi do zrozumienia, że
to jest właśnie ta "herbata”. Podejrzewam, że Club35+ 7 czerwca albo nawet
27 lipca nie jest tak ciepły (wręcz wrzący) jak przez ten jeden tydzień w
trakcie ferii.
Na zimowisku nie ma czasu na "Cześć nazywam się...", bo tutaj wszyscy się znamy, lepiej lub gorzej, ale w końcu nic nie łączy ludzi bardziej niż ta sama pasja i te same zainteresowania!! 5 grup, 3 instruktorów i nasza pani Ania, 38 osób, 19 warsztatów i TYLKO 6 cudownych dni, o których myślę ciągle i bez przerwy.
Wróciłam z zimowiska dwa dni temu i czuję się jakbym zostawiła tam jakiś element układanki, bardzo ważną część, bez której ciężko mi będzie normalnie funkcjonować. Każda część mojego ciała chce wrócić do tego miejsca gdzie nie obchodziło mnie nieszczelne okno czy nieprzespana noc, gdzie śmiałam się, bo coś MNIE bawiło i płakałam, bo było mi smutno. W końcu można założyć ciepły sweter, a na spanie mamy resztę życia, no i po co śmiać się i płakać samemu, kiedy można to robić razem!
Leżę teraz w łóżku i wybieram z mojej listy film, który chce obejrzeć, ale boję się, że po obejrzeniu nie będę miała komu powiedzieć, co o nim myślę. Boję się, że zamiast ludzi, którzy bardzo chcą się wypowiedzieć na temat fabuły, zobaczę zegar, który nie cofnie już swoich wskazówek do 12 lutego kiedy to wszystko się zaczęło.
Na zimowisku nie ma czasu na "Cześć nazywam się...", bo tutaj wszyscy się znamy, lepiej lub gorzej, ale w końcu nic nie łączy ludzi bardziej niż ta sama pasja i te same zainteresowania!! 5 grup, 3 instruktorów i nasza pani Ania, 38 osób, 19 warsztatów i TYLKO 6 cudownych dni, o których myślę ciągle i bez przerwy.
Wróciłam z zimowiska dwa dni temu i czuję się jakbym zostawiła tam jakiś element układanki, bardzo ważną część, bez której ciężko mi będzie normalnie funkcjonować. Każda część mojego ciała chce wrócić do tego miejsca gdzie nie obchodziło mnie nieszczelne okno czy nieprzespana noc, gdzie śmiałam się, bo coś MNIE bawiło i płakałam, bo było mi smutno. W końcu można założyć ciepły sweter, a na spanie mamy resztę życia, no i po co śmiać się i płakać samemu, kiedy można to robić razem!
Leżę teraz w łóżku i wybieram z mojej listy film, który chce obejrzeć, ale boję się, że po obejrzeniu nie będę miała komu powiedzieć, co o nim myślę. Boję się, że zamiast ludzi, którzy bardzo chcą się wypowiedzieć na temat fabuły, zobaczę zegar, który nie cofnie już swoich wskazówek do 12 lutego kiedy to wszystko się zaczęło.
Moja mama mówi, że rok każdego człowieka składa się z
miłych punktów, starannie zaplanowanych wydarzeń, które dają nam małe
szczęścia. Odhaczamy je w naszym kalendarzu.
Tak właśnie żyjemy do sylwestra, do ferii, do
Wielkanocy, do wymarzonego koncertu, do wyjazdu na weekend, do wyjścia do
teatru, do randki z tym wymarzonym…. Do Bożego Narodzenia…
A ja żyję już myślą o jednym z najjaśniejszych i
najmilszych punktów w moim kalendarzu, o kolejnym obozie z Ogniskiem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz