sobota, 25 lipca 2015

Karol Teodorowicz - Potem nastąpiły dedykacje



            Ostatni dzień obozu – ktoś rzuca hasło: "teraz wpisujemy się do książek instruktorów". Ustawia się 5 kolejek. Trzeba będzie trochę poczekać na swoje miejsce w pustych przestrzeniach lektur kadry. Jest więc czas, żeby się zastanowić nad treścią wpisu. Kiedy jednak przychodzi upragniona kolej i otwiera się książkę, cały proces myślowy zaczyna się od nowa. Nie wiem, czy te 2-3 zdania były tylko 2-3 zdaniami, czy aż 2-3 zdaniami, ale faktem jest, że po dwóch godzinach byłem tym już cholernie zmęczony i bynajmniej niezadowolony z efektu.

             Pewnie powinienem był się spodziewać, co nastąpi. To przecież dość oczywiste. Mimo wszystko, dopiero kiedy tego samego dnia koło północy weszliśmy do sali, gdzie na stołach leżały stosy książek z nazwiskiem każdego z uczestników, zdałem sobie sprawę, że dedykacje mają się właśnie zacząć. Jedna noc i prawie pięćdziesiąt osób. Osób, z którymi żyłem przez ostatnie dwa tygodnie. Osób, dla których żyłem przez ostatnie dwa tygodnie. I wcale nie przesadzam. Mówię tu bowiem o osobach szczególnych.

            Ocierając się o różne grupy, skupiska ludzi, raz na kilkadziesiąt, może kilkanaście osób dostrzega się taką, która wyróżnia się czymś niezwykłym. To nie musi być żadna konkretna cecha. Po prostu czuje się w niej pewien rodzaj naturalnej wyjątkowości. Każdy, kto pozna taką osobę, może uważać się za bogatszego. W zamian oddaje się jej skrawek swojego serca i odtąd taki wyjątkowy ktoś zajmuje stałe miejsce w myślach drugiego człowieka.

             I jak ja mam teraz zamknąć kogoś takiego w kilku słowach na papierze? Kogoś, kto gości w tylu moich myślach. Ktoś, komu tyle chciałbym powiedzieć. Zaznaczam: powiedzieć, a nie napisać, bo o rzeczach ważnych wolę mówić osobiście, bez atramentowych pośredników. Całonocna rozmowa może by i wystarczyła. Ale ile musiałoby być takich nocy, jeśli na tym obozie co drugi jest tym wyjątkowym przypadkiem? Prawie pięćdziesiąt osób i prawie każda trzyma w garści kawałek mojego serca, mniejszy albo większy. Siedziałem nad książkami do ósmej rano. To zdecydowanie za krótko. Ale myślę, że ważniejsze jest to, że o każdej z osób, którym się wpisałem, myślę. Myślę bardzo dużo. Zagnieździli się w mojej głowie i prędko jej nie opuszczą.

             A co na to Ognisko? Ognisko żegna obóz. Zobaczy się z nami jesienią. Teraz może powitać następny turnus i nierozerwalną więzią połączyć kolejną grupę ludzi niezwykłych.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz