Ostatni dzień obozu – ktoś rzuca hasło: "teraz
wpisujemy się do książek instruktorów". Ustawia się 5 kolejek. Trzeba
będzie trochę poczekać na swoje miejsce w pustych przestrzeniach lektur kadry.
Jest więc czas, żeby się zastanowić nad treścią wpisu. Kiedy jednak przychodzi
upragniona kolej i otwiera się książkę, cały proces myślowy zaczyna się od
nowa. Nie wiem, czy te 2-3 zdania były tylko 2-3 zdaniami, czy aż 2-3 zdaniami,
ale faktem jest, że po dwóch godzinach byłem tym już cholernie zmęczony i
bynajmniej niezadowolony z efektu.
Pewnie powinienem był się spodziewać, co nastąpi. To
przecież dość oczywiste. Mimo wszystko, dopiero kiedy tego samego dnia koło
północy weszliśmy do sali, gdzie na stołach leżały stosy książek z nazwiskiem
każdego z uczestników, zdałem sobie sprawę, że dedykacje mają się właśnie
zacząć. Jedna noc i prawie pięćdziesiąt osób. Osób, z którymi żyłem przez
ostatnie dwa tygodnie. Osób, dla których żyłem przez ostatnie dwa tygodnie. I
wcale nie przesadzam. Mówię tu bowiem o osobach szczególnych.
Ocierając się o różne grupy, skupiska ludzi, raz na
kilkadziesiąt, może kilkanaście osób dostrzega się taką, która wyróżnia się
czymś niezwykłym. To nie musi być żadna konkretna cecha. Po prostu czuje się w niej
pewien rodzaj naturalnej wyjątkowości. Każdy, kto pozna taką osobę, może uważać
się za bogatszego. W zamian oddaje się jej skrawek swojego serca i odtąd taki
wyjątkowy ktoś zajmuje stałe miejsce w myślach drugiego człowieka.
I jak ja mam teraz zamknąć kogoś takiego w kilku słowach
na papierze? Kogoś, kto gości w tylu moich myślach. Ktoś, komu tyle chciałbym
powiedzieć. Zaznaczam: powiedzieć, a nie napisać, bo o rzeczach ważnych wolę
mówić osobiście, bez atramentowych pośredników. Całonocna rozmowa może by i
wystarczyła. Ale ile musiałoby być takich nocy, jeśli na tym obozie co drugi
jest tym wyjątkowym przypadkiem? Prawie pięćdziesiąt osób i prawie każda trzyma
w garści kawałek mojego serca, mniejszy albo większy. Siedziałem nad książkami
do ósmej rano. To zdecydowanie za krótko. Ale myślę, że ważniejsze jest to, że
o każdej z osób, którym się wpisałem, myślę. Myślę bardzo dużo. Zagnieździli
się w mojej głowie i prędko jej nie opuszczą.
A co na to Ognisko? Ognisko żegna obóz. Zobaczy się z
nami jesienią. Teraz może powitać następny turnus i nierozerwalną więzią
połączyć kolejną grupę ludzi niezwykłych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz