Wyjechałem na kolejny obóz. Zapowiadał się, jak każdy
obóz w Ognisku, czyli kreatywnie i rodzinnie, jednak tym razem było zupełnie
inaczej.
Byłem trochę spóźniony, myślałem, że zostanę zbesztany
przez moją grupę, ale tak się nie stało. Wszedłem do sali i nie pamiętam scenek,
czy nazw grup, w głowie mam tylko tłum ludzi, których tak bardzo kocham. Gęba
sama zaczęła się śmiać, nadszedł czas magii. Kolejne dni wyglądały bardzo
podobnie, wszystko był takie ogniskowe, prace w grupach nie ogarnięte, pokazy
instruktorskie robione na ostatnią chwilę, czy zmiany w niespodziance na dwie
minuty przed krzykiem ,,Niespo!!!!,,
Jednak czwartego dnia wszystko się zmieniło. Jak co
dzień miał być film, poprzednie były bardzo dobre, ale dziś miało być coś
wyjątkowego.
Siadłem sobie wygodnie pod ścianą i zaczęło się. ,,Grek Zorba,, , bo taki ma tytuł to dzieło niezwykłe. Szargało moimi emocjami od euforii do nienawiści, a na końcu pozostawiło radosną pustkę. Rzadko mi się zdarza, żeby film coś takiego robił z człowiekiem, byłem zdruzgotany. Od tej pory postanowiłem cieszyć się z życia, cieszyć z zimowiska.
Siadłem sobie wygodnie pod ścianą i zaczęło się. ,,Grek Zorba,, , bo taki ma tytuł to dzieło niezwykłe. Szargało moimi emocjami od euforii do nienawiści, a na końcu pozostawiło radosną pustkę. Rzadko mi się zdarza, żeby film coś takiego robił z człowiekiem, byłem zdruzgotany. Od tej pory postanowiłem cieszyć się z życia, cieszyć z zimowiska.
Ostatnie dni, to było coś pięknego, nigdy nie byłem
tak zmęczony dawaniem z siebie 100% (bo chyba tylko na tym zimowisku to
zrobiłem naprawdę).
Nagle wszystkie warsztaty i niespodzianki zaczęły mnie
intrygować, wszystkie miały to coś, ten jeden element który odpowiadał za ich
niezwykłość, nawet kłótnie z moim przyjacielem Bronkiem były ciekawsze.
Pomyślałem „Musisz się tym z kimś podzielić”, tak też
zrobiłem.
Dzieliłem się moją radością ze wszystkimi, których
spotkałem, Boże, jakie to było miłe.
Tak minęły mi ostatnie dni. Na końcu, jak zawsze było
sporo łez, wiele ważnych rozmów i czytanie wpisów, ale kiedy wsiadłem do
samochodu i zmierzałem do domu, nagle zdałem sobie sprawę, że nie jestem
smutny, to było dziwne. Poszukałem w sobie i doszedłem do wniosku, że chyba
pierwszy raz w życiu czuję coś, czego nie mogę opisać, to było spełnienie.
Byłem spełniony.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz