czwartek, 9 października 2014

Jan Zagdański - Nałóg


Nikt, kto spędził setki godzin na próbach, zajęciach i rozgrzewkach dykcyjnych, nadszarpnął sobie struny głosowe wrzaskami na współtworzących warsztaty kolegów nie powinien mieć technicznych problemów z wydobyciem z siebie słów. Ja jednak doświadczam tego drugi raz w ciągu kilku dni. Najwidoczniej umiejętności nabyte w ciągu 6 lat aktywnego uczestniczenia w życiu Ogniska są tylko na kredyt, wygasają po odebraniu dyplomu, czyli formalnym tego życia zakończeniu. To byłoby najprostsze wyjaśnienie faktu, że nie potrafiłem wykrztusić z siebie choćby głoski poproszony o wygłoszenie formułki „przez sztukę poznawać i kształtować siebie i swoje środowisko”. Nie byłem osamotniony. Żadne z jedenastu gardeł na deskach auli nie zdobyło się na ten skromny wysiłek. Podobne doznanie towarzyszy mi, gdy piszę te słowa. Ręce trzęsą się jak na narkotycznym głodzie, na gardle zaciśnięta niewidzialna pięść. Wyklepanie każdego słowa na klawiaturze trwa nieznośnie długo.
W zasadzie każdy ogniskowicz ma w sobie sporo z narkomana. Niewinne „a co mi tam, spróbuję”, potem kilka pierwszych, soczystych działek w postaci zajęć, warsztatów czy obozów – w końcu szalony cwał w pogoni za kolejnymi dawkami sztuki i kreatywności. Przez lata towarzyszą nam silne emocje, ekstremalne warunki, euforia i depresja, a złoty strzał jakim jest fuksówka przewraca życie do góry nogami. Jesteśmy w stanie poświęcić szkołę, cały wolny czas, a przez 2 lub 3 obozowe tygodnie w roku nawet sen i normalne jedzenie na rzecz działek serwowanych przez instruktorów i kolegów, towarzyszy nałogu.
Co więcej, takie uzależnienie wyklucza także inne używki – jak sugeruje ostrzeżenie na karcie obozowej, zażycie skutkuje długotrwałym i silnie trującym kacem. Każdy ogniskoholik powie ci, że TA substancja musi być absolutnie jedyna. W obliczu bardzo niewielu fizycznych zagrożeń z nią związanych – wizyty w szpitalu co prawda się zdarzają, ale zwykle kończą się głównie zabawnymi anegdotkami poobozowymi – ten aspekt uznać można za całkiem pożyteczny.
A efekty takiego długotrwałego haju są wprost bajeczne! Zażywając regularnie stajesz się prawdziwym kreatorem, znika strach przed wygłupieniem się, a w jego miejsce pojawia się absolutna swoboda wyrażania myśli. Mózg pracuje wydajniej niż po jakimkolwiek syntetyku, z ludźmi dogadujesz się lepiej niż kiedykolwiek wcześniej, a każda, nawet najbardziej psychodeliczna wizja potrafi stać się rzeczywistością. No i banan od ucha do ucha z twarzy praktycznie nie schodzi.
Krew, pot i łzy oczywiście też się zdarzają – ale są efektami ubocznymi dążenia do katharsis, diamentowej dawki jaką jest własny warsztat albo główna rola w czyimś. Czego się jednak nie robi, mając gwarantowaną nirvanę! A potem drugą i trzecią!
Jednak jak każdy nałóg, także i ten nie ma prawa trwać wiecznie. W końcu życie na pełnych obrotach trzeba porzucić na rzecz tak obrzydliwie nieuchronnych i przyziemnych rzeczy jak matura czy wejście w dorosłość. Syndrom odrzucenia występuje dotkliwy. Jak spędzać wolny czas i w co ładować energię? W bzdurny wymysł nazywany życiem codziennym? Szkołę? Karierę? Po latach bujania w obłokach i osiągania niesamowitych efektów działania halinistycznego narkotyku trzeba zejść na ziemię. Warto zaopatrzyć się wtedy w ukoronowanie kariery nałogowca, dyplom, pomnik zainwestowanej i zwróconej z nawiązką pracy twórczej. Pomaga, choć nie ostatecznie, otrzeć łzy i zakasać rękawy do zmagania się z kolejnymi, mniej już kolorowymi trudami.
Ale uzależnienie jest tak poważne, że piętno pozostaje na zawsze. I Bogu dzięki! Wyuczeni polowania na każdy przejaw piękna, sztuki czy kreatywności potrafimy pożywić nim naszą duszę i własnymi rękami wyhodować w środowisku coś wartościowego. A po dłuższym zastanowieniu dojdziemy do wniosku, że pokonywanie przeszkód przecież kochamy, a problemy nie istnieją, są tylko rozwiązania. Może to myślenie niepoprawne politycznie. Na pewno niespotykane. Ale dające tyle szczęścia tak myślącemu i jego otoczeniu, że naprawdę warto spróbować. To tyle. Cześć. Mam na imię Janek. Ostatni raz w Ognisku byłem cztery dni temu. I zawsze będę wracał.
Janek Zagdański grupa Fantazy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz