Obserwuję ostatnio pewne zjawisko. Piszę jednak o tym, jak objawia się u mnie, gdyż nie chce wkładać słów w niczyje usta. Może jednak ktoś czytający zidentyfikuje u siebie podobne do mojego rozleniwienie? W ostatnim czasie zaobserwowałam u siebie coś, co pozwolę sobie roboczo nazwać lenistwem twórczym. Zaczyna się ono, przynajmniej w moim przypadku, od zmęczenia ciągłym robieniem czegoś. Kiedy powiedzmy jestem w toku wymyślania, myśli przychodzą do mnie nagle, niezapowiedziane, swoim natłokiem zwalają się w najbardziej niechcianym momencie. Staję wtedy przed wyborem: kontynuować to, cokolwiek to było, czym zajmowałam się wcześniej, czy ugiąć się chęci tworzenia. Ugięta - bądź co bądź - pozytywną motywacją tworząc często w najbardziej niedostosowanych do tego, nieodpowiednich momentach, męczę się. Przez to zmęczenie mój dylemat z czasem się zmienia. Wygląda teraz tak: zostać pod wpływem moich nieokiełznanych myśli i pomysłów czy poddać się potrzebie odpoczynku. Może jest to moja osobista cecha, ale niezdolna jestem do tworzenia w momentach z góry ustalonych, jeżeli na przykład powiem sobie: to jest ta pora, przez tą godzinę będę pisać - skazuję się na bezwarunkową porażkę, nie napiszę nic. Tworzenie spontaniczne jest więc jedyną formą tworzenia jaka mi pozostaje. Mój wybór wygląda więc teraz tak: tworzyć, czy nie tworzyć. Kiedyś jednak nadchodzi moment, że moje ciało, lenistwo, chęć zabawy, chęć odpoczynku, rozluźnienia, frustracja, tymi ciągłymi napływami weny, mimowolnie wybiera opcję drugą. Pomysł (jeden z) pozostaje niewykorzystany, niezapisany i choćbym sobie nie wiem jak długo obiecywała, że go zapamiętam, niezapamiętany. Jakaś część mojego pomysłu, mojej weny twórczej, jakaś część tego co mogłabym kiedyś spełnić, stworzyć, część czegoś może nawet genialnego? Może to część tej nawet najlepszej rzeczy jaką kiedykolwiek wymyślę lub jak dotąd wymyśliłam? I ta właśnie część w tym momencie odeszła w niepamięć, zmarnowała się, uczyniła mnie z miejsca trochę gorszą i głupszą. Zapętlam się więc w tę fiksację zmarnowanego potencjału i strachu przed ogłupieniem się, tak, że w istocie się ogłupiam. Moje myśli, pomysły stają się nieznośnie, każdy kolejny przypomina mi o moim lęku, żadnego nie wykorzystuję. Staję się niezdolna do spontanicznego tworzenia, a więc niezdolna do tworzenia w ogóle. Z czasem pomysły przestają przychodzić. Trochę alarmuje mnie ich brak, ale nie mam czasu ich szukać, uwagę moją zajmują teraz szkoła, nauka, egzaminy, spotkania towarzyskie, zaległe sprawy do zrobienia, spacery z psem, sen; robię wszystko, żeby nie wrócić do tego początkowego wiru, bo ani nie czuję się na siłach, ani nie mam na to czasu, bo jak tylko wrócę do domu to będę musiała się uczyć, wyjść z psem, zjeść kolację, pójść się umyć, spać. Zastanawiam się, jaka część tego to tylko wymówki, a jaka: prawdziwe życie, prawdziwy świat i moja przyszłość, która przecież powinna być dla mnie priorytetem. Boję się więc tych myśli i żyję w lęku, lęku, że nie dam rady zrobić wszystkich rzeczy, które mam do zrobienia, ale też, że nigdy już nie będę mogła tworzyć, że po prostu zrobiłam się głupia. Permanentnie. Nie rozumiem już sztuki, nie potrafię wycisnąć z siebie żadnej sensownej myśli, nie dostrzegam u siebie żadnego śladu zrozumienia. Potrzebuję jakiegoś bodźca zewnętrznego, czegoś silnego, zdecydowanego, co wzbudzi we mnie motywację, chęć i odpędzi ten lęk przed myśleniem. I koniec. Dotarłam już do tego momentu, że zwyczajnie mi się nie chce, że czuję wręcz fizyczny wstręt do myślenia i do tworzenia. Leniwa, spędzam całe dnie na nie robieniu niczego znaczącego. Po powrocie ze szkoły - uczę się; jak nie ma nauki, to choćby przeszło mi przez myśl, żeby wykorzystać ten czas - nie chce mi się. Zauważyłam, że kiedy kończy się rok szkolny, zaczynają się wakacje lub ferie, ja znajduję się zazwyczaj właśnie w samym centrum takiego zacofania. Z tyłu głowy pojawia się zbliżający się wielkimi krokami obóz ogniska oraz… warsztat, który powinnam już zacząć pisać. Ale jak tu zrobić warsztat, kiedy straciło się całą swoją inteligencję teatralną i motywację? Myślę, że w tym, że co roku mi się udaje jest jakaś niepojęta dla mnie samodyscyplina, z całkowicie niezrozumiałym jej źródłem gdzieś w środku mnie. Możliwe, że podskórnie rozumiem, co dla mnie ważne. Możliwe, że wyznaczyłam sobie kiedyś (lub sam się wyznaczył we mnie) jakiś taki drogowskaz, który mówi TO JEST WAŻNE. Postanawiam: zrobię warsztat. I robię. I nie wiem skąd przychodzi do mnie pomysł, skąd przychodzi tekst, scenografia i wszystkie inne rzeczy, które są jakby nieodłączną częścią tworzenia warsztatu, z pewnością nie są one jednak wynikiem jakiegoś nagłego napływu weny. Są raczej resztkami tego, co zostało we mnie po poprzednim roku i jakimś dziwnym pomysłem, dla którego zrozumienia nie mam. Jednak idę w to. Jaką mam alternatywę? Tworzę coś, co wydaje mi się kompletnie dziwne i niezrozumiałe. Staram się nie kwestionować mojej wizji, ponieważ wszystko w niej wydaje mi się kwestionowalne. Musiałabym się wtedy, gdybym zaczęła ją kwestionować,!!!! poddać się, niezdolna do wyciśnięcia z siebie ani zdania, które bym zrozumiała i w którym widziałabym sens i jakieś powiedzmy wątpliwe piękno, na którym szczególnie mi zależy. Tak, bardzo zależy mi na pięknie, ale kiedy jestem w takim życiowym amoku nie jestem zdolna go zauważyć. Dopiero jak przyjeżdżam na obóz mój mózg powoli się otwiera. Każdego roku jest tak samo: przez pierwsze kilka dni jestem przerażona tym, że oczekuje się ode mnie, że będę aktywnie myślała, miała jakiś własny punkt widzenia, a co gorsze wypowiadała się. A ja kompletnie nic jeszcze nie rozumiem. Po pierwszych wystawieniach nigdy nie wiem co mam myśleć. Po prostu mój umysł nie jest w stanie zinterpretować w żaden sposób tego, co widzi. Nawet najprostsze, oczywiste wręcz tematy pozostają dla mnie nie do zauważenia. To, że orientuję się, że inni je dostrzegają wydaje mi się jakieś w ogóle kosmiczne, a te wszystkie rzeczy takie trudne. Z czasem jednak, jak natężam i natężam mój umysł coraz bardziej zauważam, że coś powoli się otwiera. Pod koniec obozu rozumiem w pełni; rozumiem i mój nowo powstały warsztat i w ogóle to, co tworzę i mam jakieś swoje zrozumienie dla tego co tworzą inni. Jestem w stanie formułować wnioski i opinie nie na podstawie tego, co mi się wydaje, tylko na podstawie tego co wiem, w co szczerze wierzę, że wiem i co jest dla mnie prawdziwe. Mam swój sposób (tak jak każdy!) odbierania sztuki i rozumiem go. Jestem w stanie pojąć, co właściwie mam na myśli i potrafię to wyrazić, staję się też pewna mojej myśli. To dobrze, bo uważam, że niepewność jest największym mordercą sztuki, która opiera się na własnym, odważnym rozumieniu. Pozbyłam się więc niepewności i zauważyłam piękno. Chociażby przez te dwa czy trzy tygodnie po powrocie z Wilgi jestem bogatsza o coś prawdziwego, co cały czas jest i było we mnie. Później lenistwo twórcze dopadnie mnie i będę hibernować swoje szare komórki aż do ogniskowego zimowiska.
wtorek, 26 sierpnia 2025
środa, 20 sierpnia 2025
Maria Gregosiewicz - Możliwości
wtorek, 19 sierpnia 2025
Filip Pardyak - MY DOJRZEWAMY, WY DOJRZEWACIE, ONI DOJRZEWAJĄ
Po łącznie czterech tygodniach spędzonych na obozie myślę, że najbardziej wartościową rzeczą, jaką daje Ognisko, jest wzrastanie i przemiana. Z żyznej ziemi wyrasta żyzny kwiat. Ale potrzebuje do tego nawodnienia, słońca i dobrych warunków wokół. Tym kwiatem są uczestnicy - ich wrażliwość, pomysły, energia. A wszystko wokół to cały obóz i wszystko to, co on ze sobą niesie. Bo gdzie są lepsze warunki do dojrzewania niż na obozie?
Przyjeżdżają na obóz pierwszy raz, może drugi. Czasem ósmy albo czterdziesty. I każdy z nich przez dwa tygodnie dowiaduje się, że umie, potrafi, wie. Że jest w stanie przełamać siebie albo wyjść ze strefy komfortu. Zrobi pierwszy warsztat, który go ośmieli; zagra rolę w niespodziance, gdzie zrobi coś, czego nigdy nie robił; usłyszy słowa, których właśnie w tym momencie potrzebował. To wszystko - te małe kroki, które robimy - prowadzi nas do pewnego rodzaju spełnienia. A za tym idzie kolejny krok, kolejna próba, kolejna odmiana. Skoro raz mi się coś udało, to czemu nie spróbować jeszcze raz? Zrobię następny warsztat, napiszę tekst, ośmielę się zrobić coś, czego zawsze bardzo chciałem.
Można powiedzieć: „Co w tym dziwnego? Przecież przez dwa tygodnie każdy się czegoś nauczy.”
Ale niektórzy potrzebują na swój tzw. krok zmiany tygodnia, inni roku. Są też ludzie, którzy przez całe życie pozostają tacy sami. Dojrzewamy do różnych rzeczy w różnym tempie. Przykładowo: czym innym będzie zrozumienie, czym jest puenta, a czym innym pokochanie siebie. Obie rzeczy mogą być trudne. Oba przykłady miałem okazję obserwować na obozach. I do obu prowadziła inna droga.
Zaczynam zajęcia, przychodzi grupa młodych ludzi. Niektórych znam, innych nie. Poznajemy się, docieramy. Uwrażliwiam ich, aby nastawili się na doświadczanie - bez tego nie dojdziemy daleko. Gdyby ktoś mi powiedział, że po tygodniu ci sami ludzie, których poznałem dadzą się namówić na śpiewanie na scenie, to nie wiem czy bym uwierzył. Ale to wszystko dlatego, że oni uwierzyli. W siebie, w doświadczenie i w to, że gdzieś ich to zaprowadzi. To krok do czegoś nowego.
Wiek, w którym jest się w Ognisku, to wiek szczególny. To wtedy człowiek uczy się, kim jest, czego chce od świata i od życia. Dojrzewa się nie tylko biologicznie, ale całościowo. Ale ile można się nauczyć, będąc na obozie już w innej roli!
Pomogłem innym dojrzeć do tego, by zobaczyli siebie w taki sposób, w jaki ja ich widzę. Dojrzeć do podjęcia decyzji, zmiany lub wyboru. A inni pomogli mi dojrzeć do tego samego.
Wniosek? Dojrzewajmy, zmieniajmy się i dawajmy innym to, co nam pomogło postawić kolejny krok.
PS Ale już wiecie, czym jest puenta, prawda? 🙂
poniedziałek, 18 sierpnia 2025
Mania Nikonowicz - Zmiana perspektywy
Ostatni apel, ostatnie odśpiewanie hymnu, ostatni dzień obozu. Od zawsze ten moment kojarzył mi się ze łzami i smutkiem. Droga do domu dłużyła się niemiłosiernie, a zapłakana ja czekałam na godzinę otwarcia poczty francuskiej jak na pierwszą gwiazdkę. W tym roku jednak coś się zmieniło. Ostatniego dnia nie czułam już smutku, nie płakałam, tylko powtarzałam sobie w głowie „chwilo trwaj, jesteś piękna”. W objęciach moich ukochanych ludzi zastanawiałam się: gdzie są te łzy? – i doszłam do wniosku, że ustąpiły miejsca innemu uczuciu – spokojowi. Spokojowi, że Ognisko jest w dobrych rękach, że istnieją jeszcze osoby, którym się chce; Spokojowi, że Oni jeszcze tu będą; Spokojowi, że najważniejsi dla mnie ludzie nie znikną w momencie, w którym opuszczę Ognisko; Spokojowi, że Ognisko we mnie pozostanie.
Polubiłam to, że Wilga znajduje się jakąś godzinę drogi od Warszawy – jest to idealny czas na zadumę. Tak jadę i myślę jak dobrze żyć TU i TERAZ. Jak dobrze się bać i przezwyciężać strach. Przypomina mi się mój pierwszy obóz,na którym patrzyłam z przerażeniem na „elitę starszaków” i instruktorów; moje pierwsze zimowisko, na którym bałam się reakcji innych na moją wrażliwość; mój pierwszy warsztat, o który bałam się, że nikt go nie zrozumie i pierwszy dzień mojego najpewniej ostatniego obozu ogniskowego w życiu, w którym obleciał mnie strach, że nie poradzę sobie jako komendantka. Po pierwszym dniu jednak przyszedł drugi, w którym przestałam się bać. Przestałam się bać o siebie, o swój III warsztat, o swoją grupę, bo zrozumiałam, że sztuka to nie wyścig szczurów, tylko możliwość rozwoju, a Ognisko jest bezpieczną przestrzenią twórczą.
Ta nowa perspektywa dała mi siłę do dalszego działania. Spowodowała, że przez całą resztę obozu odczuwałam coś, co zdawało mi się pustką, jednak później uświadomiłam sobie, że to ten wspominany wcześniej spokój. Wzruszam się na myśl o tym ile przeżyłam w Ognisku i ile jeszcze inni w nim przeżyją. Czuję ogromną wdzięczność za te kilka lat pracy i za to właśnie, że przestałam się bać. Wszyscy ludzie, których tu spotkałam, niezależnie od tego, czy nadal są obecni w moim życiu, nauczyli mnie pewnych lekcji, które z dumą zabieram ze sobą w dalszą artystyczną drogę.
piątek, 15 sierpnia 2025
Hanna Kotowska - Codzienna wrażliwość
Wilga. Od tego zacznę. Położona pod Warszawą, 32 kilometry od Otwocka. Miejsce w Polsce, na mapie zaznaczone. Nie tylko mapie na Google czy imaps, ale takiej wewnętrznej mapie, która zawsze pokaże mi drogę.
Jeśli kiedyś pogubię się w życiu, mam zawsze punkt odniesienia, port, do którego mogę zawinąć i przypomnieć sobie jak to się robiło w Wildze. My tworzymy to miejsce, i setki przed nami je tworzyło i będzie tworzyć dalej. To z czym z niej wyjeżdżamy jest na wagę złota, a zabawne, że każdy wyjeżdża z czymś innym. W tym roku, po moim ostatnim obozie, który mogłabym nazwać dopełnieniem mojej podróży w Ognisku, wyjeżdżam z milionem wspomnień i nowych doświadczeń. Przede wszystkim jednak z jednym bardzo wyraźnym przemyśleniem. Moja przygoda dopiero się zaczyna. Dostałam już do ręki narzędzia, miałam okazję uczyć się ich używać. Dowiedziałam się, jak to się robi, ale napewno nie jak ja mam to robić. To wspaniale widzieć, że mam w sobie fundament twórczy i to ode mnie zależy co na nim wybuduję. Wyjeżdżam z energią do działania, z poczuciem, iż sztuka, szeroko pojęta, może być wszędzie i w każdym! Wcale nie trzeba tego zostawiać gdzieś w odmętach wspomnień, by żyć bardzo poważnym, dorosłym życiem. Może i nie trzeba też iść na artystyczne kierunki studiów, może nie trzeba, chodź nie wykluczone, przecież wszytko się może zdążyć. Narazie wiem, że to ja decyduję jaka będzie sztuka w moim życiu i że może być wszędzie. Nawet z pozoru głupie wyjście na koncert ulubionego artysty z przyjaciółmi to też może być przeżycie artystyczne. Nie szukajmy więc wymówek, szukajmy twórczości, działania i ludzi, którzy nam w tym będą towarzyszyć i z nami się zachwycać! Nie chcę, żeby to był jakiś przesadny apel, wielkiej natchnionej, ale tak po prostu, zwyczajnie od Ogniskowiczki do Ogniskowiczów, codziennie, po prostu. Pielęgnujmy w sobie tę wrażliwość na piękno, którą każdy z nas ma, w tym Halinistycznym duchu dużo lżej się żyje!
czwartek, 14 sierpnia 2025
Tymek Gliszczyński - Warsztaty pokazania siebie
Ogniskowe Warsztaty, czyli etiuda teatralna, w której każdy ogniskowicz, może wyrazić siebie przez sztukę. Fascynujące, że żaden warsztat nie jest taki sam, nawet jeśli wybrany tekst jest. Ponieważ interpretacje są różne, pogląd na temat utworu też i to jest piękne! Moc pokazania części siebie w kilku lub kilkudziesięciu minutach spektaklu! I nie zawsze musi wyjść. Nie zawsze musi być idealnie, niczym Szekspir. Bo w ognisku jest miejsce, na popełnianie błędów i próbowanie nowych rzeczy, stylów. Wyjście poza swoją strefę komfortu. Jak się nie uda, to nic. Nie będzie to tragedia na masową skalę. To jest fascynujące...
Kiedyś zapytałem pewną osobę.
- Dlaczego robisz 4 warsztat, przecież wystarczy zrobić 3, żeby dostać dyplom ukończenia ogniska!
- Robię 4, bo to świetna zabawa!
Właśnie, zabawa! Tworzenie scenografii, scenariusza i przede wszystkim praca ze swoją obsadą, to wielka frajda. Szczególnie, kiedy powierza się rolę, komuś, kogo nie znamy. Dzięki temu, możemy odkryć ogromny potencjał kolejnego ogniskowicza! Czy to nie jest piękne? Taka praca, czasami ze starszymi ludźmi od siebie, a czasem z młodszymi. Wyciągnięcie z tego, nawet najmniejszej lekcji, jest już krokiem do przodu! Kolejna siła warsztatów.
Ale pojawiają się trudy, łzy. Pomimo tego, że właściwie nie jest nigdzie powiedziane, że stanie się coś strasznego, jeśli warsztat nie wyjdzie, to i tak wszystkim zależy. Każda osoba, chce pokazać się z jak najlepszej strony. Niestety, nie zawsze jest to możliwe. Taki ból, można by powiedzieć, porażki, bądź co bądź, też jest potrzebny. Zawsze się śmieję, że jak się inaczej uczyć, niż nie na błędach? Jest to cholernie wymagające. Jeśli wkłada się w coś tyle pracy, to dlaczego nie wychodzi? Załamania przychodzą i nie odchodzą, to my stajemy się silniejsi. Aby później wyciągnąć wnioski i nie powtórzyć tego samego błędu ❤️
środa, 13 sierpnia 2025
Lena Wróblewska - Nieprzewidywalna przewidywalność
Tego roku, spacerując po Wildze, czułam zadziwiającą pustkę. Było to jednak doznanie pozytywne, jakby brak wypełniał mnie od środka. Przecież wszystko było na swoim miejscu, obfitujące w uśmiech. Budziłam się wśród ukochanych osób, które poranne niepokoje zamieniały w radość. Zewsząd dochodził rytm muzyki, entuzjastyczne okrzyki i gwar rozmów. Każdy dzień odbywał się według ustalonego, międzypokoleniowego porządku, gdzie komedia goniła farsę, a tragedia wychylała się tylko na chwilę. Ja jednak uporczywie szukałam problemu, który powinien mnie dopaść i stresować, a tu, jak na przekór, wszystko przychodziło ze względnym spokojem. Odpuściłam więc poszukiwania i dałam się ponieść przyświecającemu obozowi haśle ,,tu i teraz”. Dopiero dzisiaj, gdy chlipam nad minionym wyjazdem, zdaję sobie sprawę, jakiego figla spłacili mi Ogniskowicze. W końcu zagadkowy ład nabrał dla mnie sensu. Wilga stała się dla mnie rutyną, pełną niezapisanych zasad i zaufanych ludzi. Nawet jeśli kogoś spotkałam po raz pierwszy, bo wiedziałam, że myślą i działają w ogniskowym duchu.
Nieprzewidywalna przewidywalność dnia, który, choć toczył się zgodnie z
plakatem, miał pole do szaleństwa, niespodziewanych inwencji, niewinnych
wypadków i najprostszej uciechy z bycia razem. Okazało się, że wszechobecne
bezpieczeństwo w tworzeniu, przeżywaniu, rozmawianiu, interpretowaniu oraz
każdej innej czynności, zajęło całą przestrzeń, jaką na co dzień męczy
niepokój. Pewna mądra i bliska mi osoba, opisała w książce idealnie to
zjawisko: ,,Dziś pani Ania mówiła o komforcie i poczuciu bezpieczeństwa wśród
ludzi - przy tobie czuję, że nawet gdyby budynek zawalił mi się na głowę,
byłabym spokojna.” Wychodząc szerzej, wyrażam poczucie, że w Ognisku zawsze
jestem otulona wolnością, którą dają mi równie otwarci ludzie. Możnością
wystawiania przed innymi siebie i swojej sztuki, odsłaniania lęków i pragnień,
a w zamian otrzymywania klucza do serca innych. Śmiania się do rozpuku i
płakania jak bóbr. Spadania tylko z wysokiego konia i latania tak wysoko, jak
przystało na orły. Jednym słowem, Ognisko to sztuka próby, dawania szansy,
która ważniejsza jest niż sukces.
Czasami tylko, gdy moja głowa próbowała uciec w mroczne zakątki, a uśmiech opadał, przypominałam sobie, gdzie jestem, z kim i co mnie jeszcze czeka. Wtedy szczęście samo dawało się we znaki.
.jpg)






















