poniedziałek, 25 listopada 2019

Małgorzata Czerwień - ciągle sobie przypominam




Początek był inny. Nie musiałam poddawać kroków muzyce kółek walizki, ani podporządkować myśli dudnieniu pociągów. Nie musiałam pisać sztuki teatralnej i wysyłać jej na konkurs. Teatr przyjechał do mnie, do Tarnowskich Gór i złapał mnie z zaskoczenia dzięki projektowi Teatr Polska. Chociaż do Teatru Śląskiego mam w miarę blisko, dopiero niedawno udało mi się dotrzeć na spektakl „Staś i Zła Noga”. Wracając ze szkoły zobaczyłam na słupie plakat, bez wahania wstąpiłam do kas po wejściówkę, a później wszystko było “jak zawsze” i przypominało mi Ognisko.  Kiedy zobaczyłam, że spektakl pojawi się na Festiwalu Korczak i Ogniskowicze będą mieli szansę go zobaczyć, pomyślałam, że to świetna okazja, żeby podzielić się wrażeniami.

Trochę się obawiałam, czy będę się dobrze bawić na spektaklu dla nieco młodszych widzów, ale nie chciałam stracić okazji na zapoznanie się z produkcją TŚ i jakby instynktownie uciekając przed jesiennym przygnębieniem schroniłam się blisko sceny. Wydaje mi się, że jestem widzem, który chętnie, chociaż nie bezkrytycznie, otwiera się na kreowane przed nim światy, ale nie był to jedyny powód, dla którego wierzyłam Stasiowi, Złej Nodze i Mamie. Zaufałam im, bo zostałam obdarzona tym samym. Nie widziałam uproszczeń, przemilczeń, pobłażliwości tylko pełne zaufanie w możliwości młodego widza i wiele impulsów, subtelnie zarysowanych wątków, które mogą wzbudzić w nim pytania, a także prowokują do podjęcia rozmowy z rodzicami. Tematy niepełnosprawności, odmienności, dorastania, samotności okazały się wcale nie być za trudne dla widzów. Twórcy nie zniżali poprzeczki, żeby odbiorcy nie musieli zniżać lotów.

Tak samo jest w Ognisku. Traktowani przez instruktorów zupełnie poważnie, partnersko, możemy eksperymentować i odkrywać, że jesteśmy w stanie zrobić więcej, niż przypuszczaliśmy, bo oni od początku w to wierzą. Pozwalają nam zabrać głos – tak jak w spektaklu – i go wysłuchują, a później odpowiadają z pełnym zaangażowaniem. Nie zbywają naszych wątpliwości, tylko cierpliwie wspierają w przełamywaniu kolejnych własnych ograniczeń. „Staś i Zła Noga”, a także podglądanie i udział w przygotowaniach spektaklu do Katowickiej Rundy Teatralnej przypominały mi wiele sytuacji z Ogniska i utwierdziły w zdobytym tam przekonaniu, że najważniejsze, co można otrzymać podczas artystycznej pracy, to wyzwanie i zaufanie. Każdy z instruktorów, z którymi miałam szansę działać z Ognisku, właśnie tym mnie obdarzał. W trakcie pracy w grupach też stwarzaliśmy sobie okazje do nowości i zdumień. Jestem za to szalenie wdzięczna i staram dawać to innym i samej sobie, a w sytuacjach zwątpienia chwytam się wspomnień z zajęć i obozów.

Po spektaklu można było zostać na spotkaniu z aktorami. Poczułam się jak na Ogniskowym omówieniu. Emanująca z twórców radość i spełnienie oraz ich zaangażowanie tylko mnie w tym utwierdzały. Odpowiadali na wszystkie wątpliwości i dociekliwe dopytywali o uczucia towarzyszące dzieciom w trakcie spektaklu. Słowa każdego były tak samo istotne. Aktorzy wsłuchiwali się w to, co mówiły ośmielone dzieci, ze skupieniem równym temu, które towarzyszy nam po warsztatach, kiedy przyjaciele i instruktorzy dzielą się z nami wrażeniami. Ogniskowa była też scenografia, która mieściła się w  jednym samochodzie i w pełni wykorzystywana ciągle zaskakiwała.

Dzięki takim spotkaniom można nabrać śmiałości w ufaniu sobie, swoim emocjom, wierzeniu we własne możliwości i można nauczyć się stawiać sobie wyzwania. A potem podbijać świat, spełniać marzenia i lecieć w kosmos.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz