poniedziałek, 2 września 2019

Maks Hojka - Poznając Bietę



Wracając do domu działkowego Elżbiety Ficowskiej na rogu ulic Wakacyjnej i Miłej towarzyszyły mi dwa uczucia. Przede wszystkim mając na uwadze, iż pierwsze spotkanie działało na zasadzie przełamania lodów, wszyscy wiedzieliśmy, że tym razem nie możemy zatrzymać się na rozmowach o naszych umiejętnościach kulinarnych. W końcu przyjechaliśmy porozmawiać o sprawie dla naszej bohaterki nie tyle ważnej, co mającej diametralny wpływ na rozwój jej psychiki. Patrząc na to z perspektywy 17-latka, nie wiem jak ja bym zareagował i co zrobił z tą informacją. Nie wiem czy wywołałaby ona we mnie uśmiech czy łzy, ale jestem przekonany, że to byłby jeden z tych momentów, w których masz świadomość, że nie wszystko da się przemilczeć. Do tego wszystkiego musimy być jeszcze dociekliwi, znaleźć temat, opisać osobie postronnej historię. Bałem się tej wścibskości.
Drugie uczucie było bardziej przeświadczeniem. Czymś, czego nie jesteś w stanie zobrazować sobie w głowie w postaci myśli. Było w tym coś relaksującego. Może to po prostu świadomość, że kiedy ujrzę ponownie wóz cygański odrestaurowany za cenę małego samochodu i Panią Bietę wychodzącą nam naprzeciw spod Cyganówki, to pomimo wagi tematu, celu, dzięki któremu się poznaliśmy, to pomimo tego wszystkiego będziemy w stanie wrócić do tej pierwszej cudownej i dziwnie znajomej rozmowy. I tak właśnie było. Dokładnie tak. Jedyne co się zmieniło to obecność kamery, andrutów z czekoladą i pani Ficowskiej siedzącej na schodkach cygańskiego wozu. No lepiej być nie może.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz