poniedziałek, 27 marca 2017

Kamila Straszyńska - Wspólne sny (na Międzynarodowy Dzień Teatru)



Żyjemy tak jak śnimy - samotnie.                      
J.Conrad


Mamy sporo zakazów. Nie wolno gwizdać, nosić zielonego ani żółtego (względnie innych kolorów – zależnie od położenia geograficznego). Jeśli nie ma Cię na próbie, to znaczy, że nie żyjesz. Praca jest czasochłonna i niewdzięczna. Bezwzględna dyscyplina. Rzadko ktoś docenia. Przez całe życie – nienasycenie.
A jednak się w to pakujemy z całą świadomością konsekwencji. Nie możemy się oderwać. Nawet gdy zewsząd słychać, że ta nasza robota nikomu do niczego nie potrzebna i w ogóle marnowanie pieniędzy podatnika.

Nieszczęśliwy teatr i teatranci. Nie ma takiego słowa, a powinno być. Słowo dla wszystkich, którzy zaprzedają duszę temu diabłu w zamian za… . Za co? To już chyba zależy od tego, co się w tej duszy kryło i jak wysoka była stawka. Bo wielkie sukcesy wymagają niewyobrażalnych poświęceń. W imię sztuki. W imię kultury. Brzmi patetycznie – i takie jest. I powinno! Bo te wszystkie wielkie słowa, których tak boimy się jak ognia, mają w sobie ponadprzeciętną siłę. Albo przynajmniej kiedyś miały, bo dziś ulegają coraz większej degradacji. Zresztą jak cała kultura – nie tylko w sensie sztuki.

Z naszego życia znikają rytuały. Tradycje przestają mieć znaczenie. Jakie jeszcze wydarzenia życia społecznego nami wstrząsają? Czy w epoce płynnej ponowoczesności istnieją ciągle wyższe wartości, ważniejsze sprawy – cokolwiek co wyznacza nasz rytm i kierunek? Kulturowe dziedzictwo Europy rozmywa się w postmodernistycznej papce. Nie jest to krytyka, tylko konstatacja faktu – jesteśmy w fazie przejściowej. Stary porządek odchodzi, a nowy dopiero się formuje. Wobec rozlewania się kultury poza jej stałe granice, tym bardziej groteskowo brzmią wielkie słowa: sztuka, artysta, twórca. Każdy jest twórcą i wszystko jest sztuką. Mówienie o tym z powagą to towarzyskie faux pas.

Skoro wszyscy mogą tworzyć, to jaki jest status sztuki? Skoro wszyscy mogą być aktorami, to jaki jest status teatru? W żaden sposób nie chcę oceniać tego zatarcia granic, bo jeszcze nie wiemy co z tego wyniknie – wielka rewolucja czy tania szmira? Niestety otwarcie sztuki na ludzi na razie nie przyniosło otwarcia ludzi na sztukę. Głębsze rozważania nad kondycją ludzką w nieoczywistych formach artystycznych wciąż przyciągają małą grupę pasjonatów i sporą grupę snobów.  Zresztą także „Artyści” chcąc sprostać oczekiwaniom swojej widowni produkują pseudointelektualne gnioty lub tanie prowokacje. Buja się ta teatralna huśtawka tak wysoko, że bardzo trudno z niej nie spaść.

Tymczasem zapomina się o punkcie wyjścia całej sztuki, a zwłaszcza teatru. O spotkaniu. Teatr to spotkanie twórczych ludzi, którzy pragną zrobić razem coś, z czym wyjdą do innych ludzi. To sytuacja odarcia się z setek warstw ochronnych, którymi obudowujemy się na co dzień. Tworzenie spektakli i uczestniczenie w nich na widowni to moment magiczny. Wyjście ze zhierarchizowanego i podzielonego społeczeństwa. Chociaż przez chwilę kilkaset osób wspólnie śni. Patrząc na to z boku, to przecież paranoja – setki ludzi wierzą, że ci ludzie przed nimi są kimś innym niż naprawdę. Że kawałek patyka to miecz, trochę kartonów to pałac, smuga światła to duch.


To niebezpieczne zjawisko. Dlatego też, przez tyle lat niszczone, potępiane i odseparowane. Jak widzimy – całkiem skutecznie. Pustki w teatrach, brak jakiegokolwiek kształcenia kulturalnego w szkołach, kreowanie skandalicznego/snobistycznego wizerunku – to tylko niektóre z odwiecznych taktyk odciągania ludzi od sztuki. Takie rzeczy nie za nasze pieniądze! Czy pozwolimy, żeby ta strategia okazała się zwycięska to zależy tylko od nas. Ale pamiętajmy, że teatr jest naprawdę niebezpieczny. To jeden, a może już jedyny moment kiedyś jesteśmy razem. A wspólnota to potęga. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz