letnie warsztaty Ogniska, 2006 |
Nie sądzę by
jakikolwiek Ogniskowicz, zapytany o to, co chciałby robić w przyszłości, z
pełnym przekonaniem, entuzjazmem i błyskiem w oku odpowiedział, że chce
siedzieć w biurze. Ja też bym tak nie odpowiedziała, a jednak pisząc ten tekst
właśnie to robię - siedzę w biurze przed monitorem. Jednak zupełnie nie myślę o
tym, by zamienić to miejsce na jakiekolwiek inne. Może powinnam się
wytłumaczyć…
Przychodząc do Ogniska miałam 13 lat
i spędziłam tam ponad 4 lata (grupa Niedźwiedź), żyjąc od jednego weekendu
spędzonego w budynku przy Bartyckiej do drugiego. Tego, co dały mi te 4 lata,
nie da się ocenić żadną znaną mi miarą. Zajęcia, obozy, fuksówki, warsztaty i
pokazy, fantastyczne spotkania i rozmowy - nie sposób policzyć spektakli i filmów,
których bym nie obejrzała. Zrozumiałam czemu służy i jak ważna jest kultura,
nauczyłam się wymagać od niej czegoś więcej niż rozrywki. Odeszłam rok przed
maturą, niestety bez dyplomu ukończenia Ogniska, czego do dziś żałuję. Wtedy
wydawało mi się, że mam ważniejsze sprawy, bo rodzice nalegali na jakieś
rozsądne studia, ale nie wyobrażałam sobie życia z dala od teatru.
W II klasie liceum Marta -
przyjaciółka, którą miałam szczęście poznać w Ognisku, pracowała jako bileterka
w Teatrze Wielkim i zaprosiła mnie na jeden z baletów. Mimo całego ogniskowego
doświadczenia, nie wiem, czy widziałam wcześniej jakiś balet poza „Dziadkiem do
orzechów”. Nie interesowałam się tańcem, nawet w Ognisku unikałam zajęć
tanecznych, a balet kojarzył mi się jedynie z tancerkami w tiulowych paczkach,
więc kompletnie nie byłam przygotowana na to, co zobaczę. A był to „Kurt Weill”
Krzysztofa Pastora, w którym zakochałam się całkowicie i bez pamięci. To było
dla mnie niewiarygodne, jak bez słów można opowiedzieć czyjeś życie. Zaczęłam
przychodzić do Teatru Wielkiego coraz częściej. Nie sądziłam, że balet jest
sztuką tak pojemną i że jest tu miejsce na dobrze opowiedziane historie, ale
także na eksperyment, zabawę formą, ale też manifest polityczny. Dowiedziałam
się, że praktyki studenckie mogę odbyć na wolontariacie w Teatrze Wielkim.
Zamiast kilku miesięcy, zostałam 2 sezony. Oprowadzałam wycieczki, roznosiłam
prasówkę i paczki, czasem coś przetłumaczyłam. Ale mogłam też wejść na próby
sceniczne i obejrzeć nowy spektakl jako jedna z pierwszych. W międzyczasie
zaczęłam pracować jako bileterka, dzięki czemu mogłam oglądać jeszcze więcej i
zaczęłam doceniać balet klasyczny i operę.
Pod koniec zeszłego sezonu,
koordynator wolontariuszy spytała mnie czy może przekazać moje CV, Dyrektorowi
Pastorowi (Krzysztof Pastor jest dyrektorem Polskiego Baletu Narodowego, o czym
z emocji wcześniej nie wspomniałam). Na rozmowie Dyrektor powiedział, że jest
mu niezręcznie, bo zazwyczaj jak przyjmuje kogoś do pracy to ten ktoś tańczy.
Ale mnie też przyjął i od tego sezonu jestem jego asystentką. Pracuję w
teatrze, co jest spełnieniem moich marzeń, spotykam niesamowitych ludzi i
chociaż nie uczestniczę bezpośrednio w procesie twórczym, czuję że jestem
częścią tego organizmu. Próbuję uporządkować artystyczny chaos, raz jadę z
tancerzami na sesję zdjęciową, innym razem piszę informację prasową o
premierze, a kiedy indziej liczę koszty wyjazdu. Organizacja tegorocznej
audycji dla tancerzy, była dla mnie wyjątkowo emocjonalnym przeżyciem. Miałam
też okazję uczestniczyć w procesie tworzenia albumu o baletach Krzysztofa
Pastora, co okazało się trudną, ale i bardzo interesującą pracą. Sprawdzałam
recenzje z Polski i zagranicy, szukałam różnych dat, nazwisk i zdjęć, każdy
tekst czytałam sto razy, a gdy zbliżała się premiera, czułam jak podnosi mi się
poziom adrenaliny. Teatr to ogromne i bardzo skomplikowane przedsięwzięcie.
Cieszę się, że mogę dołożyć do tego swoją malutką cegiełkę, nawet jeżeli nie
widać jej z perspektywy widowni.
Okładka albumu poświęconemu twórczości Krzysztofa Pastora, wybitnego choreografa, dyrektora Polskiego Baletu Narodowego |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz