sobota, 18 marca 2017

Iwona Borucka - Siedzieć w biurze

letnie warsztaty Ogniska, 2006


            Nie sądzę by jakikolwiek Ogniskowicz, zapytany o to, co chciałby robić w przyszłości, z pełnym przekonaniem, entuzjazmem i błyskiem w oku odpowiedział, że chce siedzieć w biurze. Ja też bym tak nie odpowiedziała, a jednak pisząc ten tekst właśnie to robię - siedzę w biurze przed monitorem. Jednak zupełnie nie myślę o tym, by zamienić to miejsce na jakiekolwiek inne. Może powinnam się wytłumaczyć…
            Przychodząc do Ogniska miałam 13 lat i spędziłam tam ponad 4 lata (grupa Niedźwiedź), żyjąc od jednego weekendu spędzonego w budynku przy Bartyckiej do drugiego. Tego, co dały mi te 4 lata, nie da się ocenić żadną znaną mi miarą. Zajęcia, obozy, fuksówki, warsztaty i pokazy, fantastyczne spotkania i rozmowy - nie sposób policzyć spektakli i filmów, których bym nie obejrzała. Zrozumiałam czemu służy i jak ważna jest kultura, nauczyłam się wymagać od niej czegoś więcej niż rozrywki. Odeszłam rok przed maturą, niestety bez dyplomu ukończenia Ogniska, czego do dziś żałuję. Wtedy wydawało mi się, że mam ważniejsze sprawy, bo rodzice nalegali na jakieś rozsądne studia, ale nie wyobrażałam sobie życia z dala od teatru.
            W II klasie liceum Marta - przyjaciółka, którą miałam szczęście poznać w Ognisku, pracowała jako bileterka w Teatrze Wielkim i zaprosiła mnie na jeden z baletów. Mimo całego ogniskowego doświadczenia, nie wiem, czy widziałam wcześniej jakiś balet poza „Dziadkiem do orzechów”. Nie interesowałam się tańcem, nawet w Ognisku unikałam zajęć tanecznych, a balet kojarzył mi się jedynie z tancerkami w tiulowych paczkach, więc kompletnie nie byłam przygotowana na to, co zobaczę. A był to „Kurt Weill” Krzysztofa Pastora, w którym zakochałam się całkowicie i bez pamięci. To było dla mnie niewiarygodne, jak bez słów można opowiedzieć czyjeś życie. Zaczęłam przychodzić do Teatru Wielkiego coraz częściej. Nie sądziłam, że balet jest sztuką tak pojemną i że jest tu miejsce na dobrze opowiedziane historie, ale także na eksperyment, zabawę formą, ale też manifest polityczny. Dowiedziałam się, że praktyki studenckie mogę odbyć na wolontariacie w Teatrze Wielkim. Zamiast kilku miesięcy, zostałam 2 sezony. Oprowadzałam wycieczki, roznosiłam prasówkę i paczki, czasem coś przetłumaczyłam. Ale mogłam też wejść na próby sceniczne i obejrzeć nowy spektakl jako jedna z pierwszych. W międzyczasie zaczęłam pracować jako bileterka, dzięki czemu mogłam oglądać jeszcze więcej i zaczęłam doceniać balet klasyczny i operę.

            Pod koniec zeszłego sezonu, koordynator wolontariuszy spytała mnie czy może przekazać moje CV, Dyrektorowi Pastorowi (Krzysztof Pastor jest dyrektorem Polskiego Baletu Narodowego, o czym z emocji wcześniej nie wspomniałam). Na rozmowie Dyrektor powiedział, że jest mu niezręcznie, bo zazwyczaj jak przyjmuje kogoś do pracy to ten ktoś tańczy. Ale mnie też przyjął i od tego sezonu jestem jego asystentką. Pracuję w teatrze, co jest spełnieniem moich marzeń, spotykam niesamowitych ludzi i chociaż nie uczestniczę bezpośrednio w procesie twórczym, czuję że jestem częścią tego organizmu. Próbuję uporządkować artystyczny chaos, raz jadę z tancerzami na sesję zdjęciową, innym razem piszę informację prasową o premierze, a kiedy indziej liczę koszty wyjazdu. Organizacja tegorocznej audycji dla tancerzy, była dla mnie wyjątkowo emocjonalnym przeżyciem. Miałam też okazję uczestniczyć w procesie tworzenia albumu o baletach Krzysztofa Pastora, co okazało się trudną, ale i bardzo interesującą pracą. Sprawdzałam recenzje z Polski i zagranicy, szukałam różnych dat, nazwisk i zdjęć, każdy tekst czytałam sto razy, a gdy zbliżała się premiera, czułam jak podnosi mi się poziom adrenaliny. Teatr to ogromne i bardzo skomplikowane przedsięwzięcie. Cieszę się, że mogę dołożyć do tego swoją malutką cegiełkę, nawet jeżeli nie widać jej z perspektywy widowni.

Okładka albumu poświęconemu twórczości Krzysztofa Pastora,
wybitnego choreografa, dyrektora Polskiego Baletu Narodowego

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz