Jestem częścią Ogniska już 5 lat, a zimowisko 2017
było dopiero moim czwartym wyjazdem z Ogniskiem. Ale nie rozpaczam, że
przeżyłam ich tak niewiele, bo z każdego
wyniosłam bardzo dużo, chociaż ten był chyba, do tej pory, dla mnie
najważniejszy.
Warsztaty, niespodzianki, rozmowy i myśli, które
rządziły zimowiskiem były wyjątkowe.
Kończyłam
próbę w nocy, ale mimo tego miałam jeszcze siłę rozmawiać. Prawie każdego
wieczora potrzebowałam nawet krótkiej wymiany zdań i to było wspaniałe. Ogniskowicze zawsze mają o czym rozmawiać, a co jest najlepsze, czasem nie
potrzebujemy nawet słów, żeby dobrze się zrozumieć. Bardzo to doceniam, bo w
moim "normalnym życiu" w Warszawie nie zdarza się to często. Ludzie
chorują na tzw. obojętność albo kąpią się w swojej boskości w gruncie rzeczy
będąc samotnymi. Jako że jestem szczerą optymistką, podkreślę, że NIE wszyscy,
zawsze możemy spotkać ludzi wyjątkowych, trzeba tylko patrzeć trochę głębiej
albo o prostu szerzej :)
Wiem, ze
wiele osób obnażyło się ze swoich najskrytszych przemyśleń. Sama musiałam
przekroczyć wiele swoich granic. Wyzwolić z barier, które nie pozwalały mi
pokazać tego, co mną kieruje. Oczywiście, miałam obawy. W końcu nikt nie chce
zdradzać swojego prawdziwego "ja". Na szczęście w ogniskowej rodzinie
akceptacja jest pojęciem kluczowym. Opiera się ona na bardzo dużym zaufaniu,
ale wierzę, że tutaj mogę sobie na nie pozwolić.
W
warsztacie Basi Synak moim zadaniem było wyzwolenie się. Nie chcę, żeby to
zabrzmiało jakkolwiek patetycznie, ale nie nazwałabym tego tańcem lecz
poczuciem wolności. Pierwszy raz zdarzyło mi się na scenie zapomnieć o
publiczności i to chyba było dla mnie wtedy najważniejsze. To, że wśród 37 osób
mogłam się poczuć swobodnie, naprawdę...
Z kolei w warsztacie Krzysia Lewandowskiego bardzo się
otworzyłam. On jak i mój partner sceniczny pozwolili mi sobie zaufać. Ja to
wykorzystałam i dzięki świetnemu prowadzeniu przez Krzysia, wcieliłam się w
postać skrzywdzonej prawdą o miłości dziewczynę.
Oczywiście nie mogłabym zapomnieć o warsztacie Mai
Urbanowicz, która mimo tego, iż na co dzień mieszka w Londynie, nie zapomniała o
swojej wielkiej wrażliwości ogniskowej. Tam jako zakochana w patriotyzmie
staruszka z innymi aktorami pokazywaliśmy ułomności człowieka, które czasem są
nam nawet nieznane.
Hasłem
przewodnim obozu było "Uleciało...". Z jednaj strony w pełni rozumiem,
że nawet te najpiękniejsze chwile muszą kiedyś minąć, ale z drugiej strony
wiem, że w sercu zawsze z nami trwają. Wspomnienia wystarczy tylko pielęgnować.
Stąd chodzi mi po głowie pewna myśl.
Wyjechałam
z bagażem pełnym uczuć, doświadczeń i mądrości. Teraz wyznaczyłem sobie cel, że
będę go powoli rozpakowywać dzieląc się z innymi ludźmi moimi skarbami.
Mam nadzieje, że nic nie stanie mi na drodze...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz