niedziela, 20 lipca 2014

Hanna Śmiałowska - Poobozowa zaduma


       Tegoroczny obóz w Teresinie był dla wszystkich ogniskowiczów pełen pracy. Pracy twórczej, co wcale nie znaczy lekkiej. Wszyscy chodziliśmy bardzo zmęczeni, ale każdego dnia gotowi do wymyślania i kreowania nowości. Dla tych, którzy po raz pierwszy doświadczyli magii teresińskiego pałacu, na pewno wszystko, co się działo było szokujące. Jednak jestem przekonana, że był to pozytywny szok. Ten zupełnie nowy świat, w którym żyli przez dwa tygodnie mógł wywrócić ich „normalny świat” do góry nogami. W moim przypadku tak właśnie było, mimo że na obóz pojechałam po raz czwarty. W tym roku miałam zaszczyt zostać komendantem obozu, co sprawiło, że uczucia wszystkich obozowiczów odbierałam za zdwojoną siłą, ponieważ czułam się za nich odpowiedzialna. Bycie komendantem wymaga ogromnej samoogranizacji, umiejętności wprowadzenia dyscypliny i chęci pomagania innym, a zwłaszcza najmłodszym, których trzeba wprowadzić w ten niesamowity świat i atmosferę, wytłumaczyć im o co tak naprawdę chodzi i na czym to wszystko polega oraz przede wszystkim pomóc im, gdy tego potrzebują. Muszę przyznać, że było naprawdę ciężko. Momentami nie dawałam sobie rady z ogarnięciem wszystkich ludzi, widziałam, że nikt mnie nie słucha, że nie potrafię pomóc wszystkim, którzy tego potrzebują. Byłam zdenerwowana na ogniskowiczów, ale przede wszystkim na siebie. Zdarzały się momenty zwątpienia, rezygnacji i płaczu, ale zawsze w takiej chwili pojawiał się jeden z przyjaciół, przytulał, pocieszał i podnosił na duchu. To jest właśnie magia Ogniska, że tworzy ludzi, którzy w każdej chwili z całego serca, bezinteresownie chcą Ci pomóc. Dzięki tym doświadczeniom nauczyłam się, pracy z ludźmi, że nie można zbyt przejmować się problemami, należy trzymać emocje na wodzy, gdy coś nie wychodzi, a przede wszystkim, że trzeba mieć ogromną cierpliwość do ludzi. Tego wszystkiego życzę każdemu przyszłemu komendantowi.
       Na tym obozie mieliśmy bardzo wysoki poziom artystyczny i cieszę się, że mogłam zobaczyć tyle niesamowitych, dających do myślenia, zabawnych i świetnie dopracowanych niespodzianek oraz sztuk. Teraz, gdy wróciłam do domu po dwóch tygodniach nieustannego myślenia, tworzenia i dyskutowania, mój mózg nie wie co ma robić. Ja sama nie wiem, co mam ze sobą począć. Ten panujący na obozie gwar, który jeszcze kilka dni temu doprowadzał do szału, teraz bardzo by mi się przydał i z pewnością poprawił humor. Już brakuje mi wczesnego wstawania, wymyślania niespodzianek i widoku tych wszystkich zmęczonych, ale uśmiechniętych twarzy. Jestem bardzo zadowolona, że mogłam spędzić dwa tygodnie wśród wszystkim moich przyjaciół, z którymi znam się już nawet 5 lat oraz poznać mnóstwo utalentowanych i ciekawych osób, na które w innych okolicznościach nie zwróciłabym uwagi. Obóz to czas, w którym otwieramy się przed innymi, przed sobą, możemy wykorzystać każdy swój talent i zauważyć, że każdy z nas jest wyjątkowy.
       Każdy z nas ma też swoją poobozową zadumę. Bo jak tu nie dumać, gdy w tak krótkim okresie doznajemy tylu różnych emocji, dowiadujemy się mnóstwa nowych rzeczy, spotykamy ludzi, którzy wywracają nasze życie do góry nogami, a potem tak nagle trzeba się z nimi rozstać i wrócić do codzienności. To też dumamy, rozpamiętujemy, wspominamy każdą wesołą chwilę, zastanawiamy się nad tym co przeżyliśmy, żeby tylko jak najdłużej pozostać w tym cudownym świecie. Według mnie, to jest właśnie magia obozu: nie ważne, ile przykrości Cię na nim spotkało, jak źle się czasami czułeś, jak byłeś niezadowolony-i tak ostatniego dnia nie będziesz chciał skończyć śpiewać ostatniego hymnu, puścić skrzyżowanych rąk kolegów, przestać się przytulać, a najbardziej nie będziesz chciał wsiąść do samochodu, który zabierze Cię do domu, ponieważ po tych dwóch tygodniach, to Pałac w Teresinie jest Twoim domem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz